Opowieść Krystiana jest oczywiście bardzo zgrabna.Czyta się ją z przyjemnością,utrzymana jest w głównym nurcie jerkbaitowej ideologii.To ciekawy pożyteczny tekst.
Ale...mam kilka pytań
1-czy wypuszczanie wszystkich ryb przez naszego hipotytecznego wędkarza wynika z twardej decyzji o nie odbieraniu życia?
2-czy nasz wędkarz znajdując się w wędkarskim eldorado,łowiąc dziennie bardzo wiele ryb żadnej z nich życia nie pozbawi?
3-czy,jednym słowem decyzja jest wynikiem kalkulacji(mało ryb,nie zabiję,może złowię ponownie),czy też głębokiego nieodwracalnego przekonania ?
.
Ja wypuszczam wszystkie ryby złowione w Polsce,a są to prawie wyłącznie szczupaki i tzw,gatunki szlachetne.Czynię to od wielu już lat,z głęboką satysfakcją znajdując umocnienie tej decyzji uczestnicząc w życiu jb.Czynię to jednak z pobudek dość prozaicznych,a mianowicie pamiętając jak było i widząc jak (także z mojej przyczyny) jest,.maksymalnie się ograniczam.Czy na zawsze? Pewnie tak,lecz gdyby rybostan wrócił na trwałe do okresu świetności,gdyby równowaga została przywrócona,chetnie przypomniałbym sobie smak wędzonego lipienia.Smak już prawie zapomniany.Potrwa,wiem potrwa,życia może nie starczyć,ale gdybym jednak był w stanie jeszcze dotoczyć się nad brzeg np,"strumienia mojej mlodości"z prawidłowym rybostanem,to raz na kilka wyjazdów ...kto wie? Raz na kilka wyjazdów i nie wiecej.
Podobnie rzecz się miała w trakcie dalszych wypraw.Stopniowe ograniczanie spowodowane wyrybianiem (się ) kolejnych ,pozornie nieprzebranych łowisk.Dwa, trzy szczupaki podczas dalekiego wyjazdu,jedna,dwie trocie w szale bałtyckich muchowych brań Tak więc, reasumując ,moje uwalnianie ryb spowodowane jest raczej kalkulacją niż dogmatem,pobudki są więc "niskie" ,ale efekt ten sam.
Ciekawi mnie jak Wy Koledzy to oceniacie-dogmat czy kalkulacja?
kardi