Wczoraj poszedłem odetchnąć przy feederze i zapomniałem koszyków i ciężarków, dzisiaj poszedłem ze spinningiem i zapomniałem kija, ciekawe czego jutro zapomnę. Może pójść na ryby...
No to już raczej wtedy do lekarza będzie trzeba:)
Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.
Napisano 24 maj 2014 - 15:34
Wczoraj poszedłem odetchnąć przy feederze i zapomniałem koszyków i ciężarków, dzisiaj poszedłem ze spinningiem i zapomniałem kija, ciekawe czego jutro zapomnę. Może pójść na ryby...
No to już raczej wtedy do lekarza będzie trzeba:)
Napisano 24 maj 2014 - 16:28
Napisano 24 maj 2014 - 16:42
Kiedys na gdanskim odcinku Wisły stałem po kolana w wodzie na jednej z główek i obławiałem warkocz. Po pewnym czasie po wykonaniu rzutu poczułem, ze piasek pod nogami mi sie obsuwa, a ja zjezdzam do wody... Był pazdziernik, ja mialem na sobie spodniobuty neoprenowe i na wierzch kurtke przeciwdeszczowa. Torba z przynetami stala na brzegu cale szczescie. Prad przy glowce wyniosl mnie w nurt warkocza... Zacisnalem rekami mocno kurtke i przyciskajac wedke do siebie, ulozylem sie na plecach, starajac sie machac nogami i kierowac sie do brzegu (po co ratowac siebie, lepiej martwic sie o wedke z kolowrotkiem...). Na brzuchu stworzyl mi sie balon z powietrza i to on mnie utrzymywal na powierzchni. Cale szczescie w tym miejscu ponizej byla dluzsza glowka i nie wynioslo mnie w glowny nurt rzeki. Udalo mi sie domachac girami do brzegu glowki ponizej. Czyli splynalem z jednej glowki na druga Najciekawsze bylo to, ze pod spod nie nalalo mi sie ani mililitra wody z rzeki, a to co bylo mokre, bylo spowodowane spoceniem sie ze strachu Jedyna szkoda to urwana guma z glowka (ta najlowniejsza...), bo jak ja sobie plywalem, to guma weszla w zaczep i po wyjsciu na brzeg drugiej glowki musialem zerwac zestaw...
A nie pomyślałeś, że można by tak pod prąd na tą pierwszą główkę podpłynąć - ten sam sposób, tylko trzeba szybciej machać nogami
A tak na serio, to miałeś farta że się tak skończyło, ja płynąłem kiedyś krakowską Wisłą w spodniobutach, ale na szczęście w lecie i tylko ze 20metrów, a strachu się najadłem ...
Napisano 24 maj 2014 - 16:53
No panowie mialy byc zabawne historie a tu groza wieje.
Napisano 24 maj 2014 - 19:00
Świeżynka.
Byłem d\ziś na rybach.
Miąłem zawade i standardowo urwałem. Normalka.
Przywiązałem nowe fluo i akurat musiłałem zejść łodką z kursu więc odłożyłem wędkę na bok. Bez agrawki , przynęty. Tylko powiewający kawałek pletki z fc.
Przepływając usłyszłaem za plecami jakiś chałas. ogądam się i ....
I wędki już nie mam na stanie swojego posiadania.
Same przelotki kosztowały ponad 400 zł.
Buuuu.....
Napisano 24 maj 2014 - 19:55
Jestem nad wodą , widzę żerujące klenie .Myślę nareszcie , nerwowo sięgam po pudełko z mikro wobkami .Na założenie okularów szkoda mi czasu, więc trochę na ślepo wyciągam woblerka i po omacku zakładam na agrafkę. W pierwszym rzucie branie , zacinam i pusto . Drugi rzut branie , zacinam pusto . Po którymś tam braniu oglądam woblera i wszystko jasne . Łowiłem na nieuzbrojonego wobka .
Napisano 24 maj 2014 - 20:06
Jestem nad wodą , widzę żerujące klenie .Myślę nareszcie , nerwowo sięgam po pudełko z mikro wobkami .Na założenie okularów szkoda mi czasu, więc trochę na ślepo wyciągam woblerka i po omacku zakładam na agrafkę. W pierwszym rzucie branie , zacinam i pusto . Drugi rzut branie , zacinam pusto . Po którymś tam braniu oglądam woblera i wszystko jasne . Łowiłem na nieuzbrojonego wobka .
Ja miałem podobne przypadki gdy po długotrwałym grzebaniu w pudełku przy zmianie gumy...do wody wrzuciłem tą , która... nie była akurat zapięta na agrafce :} Ale to chyba nie tylko ja.... Już nie wspominając o łowieniu pilkerem z dwoma grotami zabezpieczonymi rurkami
Użytkownik Andrzej1 edytował ten post 24 maj 2014 - 20:07
Napisano 24 maj 2014 - 20:34
Zima. Luty. Jedna z pomorskich, trociowych rzek.
Środkiem płynie sobie woda, ale oba brzegi skute cienką warstwą lodu. Przyjaciel trafia woblerem o lód na drugim brzegu i urywa go. Trochę szkoda...
Podchodzi do niego Wojtek, dusza człowiek, zawsze chętny do pomocy (i psot ). Mówi - "Nie martw się, zaraz odzyskamy tego woblera". Z wędkarskiej torby wyciąga ciężką wahadłówkę, uważnie celuje, rzuca - blacha przebija cienką warstwę lodu zaraz obok woblera. Wojtek - zadowolony z siebie - podnosi blachę do góry, zaczepia kotwiczką o lód - i po chwilowej szamotaninie urywa ją, zakotwiczoną zaraz obok woblera.
"Dobra, dobra" - mówi. "Jestem przygotowany na każdą ewentualność. Zaraz wyciągniemy woblera i blaszkę". Na chwilę zanurkował w swej wędkarskiej torbie i z radością w oczach wyciągnął z niej ćwierć kilowego, morskiego pilkera. Starannie przywiązał go, wycelował, rzucił.
Pilker przebił lód. Zrobił małą dziurkę.
Przez którą nie udało się go już wyjąć
Spoczął na dnie rzeki.
Po chwili ciszy Wojtek powiedział:
"Ale wyobraź sobie minę wędkarza, który kiedyś go wyłowi. Chyba pomyśli, że ktoś na tego pilkera trocie łowił"
I tylko jednej rzeczy nie rozumiem. Po jaką cholerę na trociowej wyprawie taszczyć ze sobą dodatkowe, całkowicie zbędne, ćwierć kilowe pilkery?
Napisano 24 maj 2014 - 20:43
Lata 70 –te , ojciec jedzie na ryby pociągiem do Zegrza. Plecak i pokrowiec z wędkami położył na górnej półce na oknem i próbował zapaść w lekką drzemkę. Vis a vis siedzi facet w garniturze zaczytany w szeroko rozłożonej gazecie. Nagle słychać takie dziwne puk…puk ….puk w tą gazetę a facet dziwnie się kreci po każdym ,,puknięciu,, . Ojciec szybko zrozumiał co jest przyczyną i zaczął udawać , że śpi snem kamiennym J W końcu facet z gazetą ,,obudził,, go i mówi : wie Pan też jestem wędkarzem i mam wrażenie, że się Panu robaki rozlazły w plecaku J
Użytkownik Andrzej1 edytował ten post 24 maj 2014 - 20:43
Napisano 24 maj 2014 - 21:18
Dawno temu spędzałem urlop w Starych Jabłonkach w ośrodku WZT . Któregoś dnia po obiedzie zeszliśmy nad jezioro. Ponieważ był to leniwy letni dzień, uwagę większości wczasowiczów przykuł przystaniowy , który oddalony o jakieś 50 m od przystani łowił z łódki na żywca . Nagle na oczach gapiów bombka zniknęła pod wodą. Przystaniowy łapie za wędę i ostro zacina , wędka wygina się w pałąk . Wszyscy którzy są tego świadkami jak i sam łowiący , oczami wyobraźni już widzą olbrzymią rybę . Nagle woda się otwiera , jakiś stwór wylatuje w powietrze i niemal wyrywa przerażonemu wędkarzowi solidna wędkę z rąk . Następuje dramatyczna walka. Stwór uparcie startuje w powietrze , a wędkarz walczy by by nie stracić wędki. Na pomoście obserwatorzy pokładają się ze śmiechu .Sprawcą całego zamieszania był oczywiści perkoz który zasmakował w żywcu.
Napisano 24 maj 2014 - 22:13
We trzech łowimy z pontonu . Jeden z kolegów jest początkującym wędkarzem.W pewnym momęcie właśnie on oświadcza że musi oddać dług naturze. Dostaje instrukcję od starych wygów , jak te sprawy załatwia się na pontonie. Kolega klęka na burcie , my odwracamy się by zapewnić mu minimum intymności. Nagle słyszymy plusk , odwracamy głowy i możemy zobaczyć jaki numer buta nosi kolega. Z wody wystają tylko kalosze.
Kolega pomimo tej przygody polubił spiningowanie. Miał jednak jedną specyficzną przypadłość. Jeśli nad wodą na której spiningował było choć jedno drzewo , była pewność że będzie na nie wchodził żeby zdjąć przynętę.
Napisano 26 maj 2014 - 23:43
Ja np. mam taki ciurek 1,5m szerokości do przejścia na miejscówkę, podchodzę, rzucam wędkę na drugą stronę na miękką trawę i zawsze pęka szczytówka. W ciągu ostatnich 2 m-cy złamałem 3szt. Ostatnio zakupiona kilka dni temu dragon moderate też pękła. Szukam takiej wędki która by nie pękła. Śmieszne prawda?
Jeśli można zapytać to cóż to za kijek i jakiej firmy że takie to to delikutaśne?
Napisano 27 maj 2014 - 00:18
Napisano 27 maj 2014 - 11:28
Jeśli można zapytać to cóż to za kijek i jakiej firmy że takie to to delikutaśne?
Dragon Moderate 2,52 do 15g. Każdy wysoko-modułowy kij rzucony jak dzida pizgnie w momencie.
Napisano 27 maj 2014 - 12:36
To nie było nad wodą ale w domu, śmieszne jak cholera - tato mnie rozbawił.....
Podchodzi do mnie Ojciec ze strasznie dziwnie siwą brodą i mówi - Maniek, to pianka do golenia?, popatrzyłem na ojca - wytrzymałem, nie tato to antiperspirant. co?
Użytkownik tibhar edytował ten post 27 maj 2014 - 14:29
Napisano 27 maj 2014 - 12:36
Dragon Moderate 2,52 do 15g. Każdy wysoko-modułowy kij rzucony jak dzida pizgnie w momencie.
Dzięki za info
Napisano 27 maj 2014 - 18:13
To nie było nad wodą ale w domu, śmieszne jak cholera - tato mnie rozbawił.....
Podchodzi do mnie Ojciec ze strasznie dziwnie siwą brodą i mówi - Maniek, to pianka do golenia?, popatrzyłem na ojca - wytrzymałem, nie tato to antiperspirant. co?
Buahahah . Przynajmniej staruszek brody nie zapoci
Napisano 27 maj 2014 - 21:05
Wiele lat temu wybrałem się z kolegami na lód na jednym z kanadyjskich jezior. Koledzy łowili i łoili gorzałę a ja łowiłem i robiłem za dostawce bo ileś tam km do sklepu było. Chłopcy się narąbali i jeden z nich zamiast łowić zdecydował że będzie jeździł na łyżwach tzn. na butach . Zimno jak cholera, gość narąbany się ślizga. I w pewnym momencie się wywalił. Łapy miał w kieszeniach bo zimno więc poleciał głową na lód, szczęście całe że miał na głowie taką futrzaną uszankę i walił czołem w lód przez futro . My rykneliśmy śmiechem ale gość się nie rusza, po chwili jednak podniósł się "na cztery" ale czegoś maca łapami po lodzie. Facet nosił okulary ze szkłami jak denka od butelki i któryś z nas zapytał:
-czego szukasz?
-okularów.
No to już nas położyło ze śmiechu na lodzie bo gość miał okulary na nosie .
Okazało się że tak przywalił czołem tak że szkła mu wypadły z oprawek a same oprawki zostały bo boczne części uszanki je trzymały.
Napisano 03 czerwiec 2014 - 12:16
Stoję na szczycie kamiennej główki i próbuję wyjąć z pudełka woblera, który po złości splątał się z innymi wobkami . W pewnym momencie jeden z killerów wypada z pudełka i znika w zalanych wodą kamieniach . Podwijam rękaw , klękam i zaczyna się penetracją kamieni . Szukam coraz głębiej , woda sięga już do podwiniętej bluzy. Nagle trafiam na coś śliskiego i obłego , a najgorsze że ŻYWEGO .W jedne sekundzie z pozycji klęczącej wyprostowało mnie jak strunę . Jenak ciekawość wzięła górę . Zaczynam znów bardzo ostrożnie wkładać rękę w dziurę gdzie było to coś. Znów czuję ten oślizły kształt i znów się poruszył , ręka sama wyskakuje z wody . Po kilku takich próbach zebrałem się na odwagę, przełamałem bojaźń i obrzydzenie i wyjąłem z kamieni przyzwoitego miętusa .
Napisano 04 czerwiec 2014 - 12:39
Ja wczoraj mialem smieszna bo dobrze zakonczona historie.Godz 00.00 wyjezdzam na ryby do Holandii okolo 01.00 jestem nad woda , lowie sobie nocne sandaczyki tak do godz 11 , nastepnie wracam do auta, wsiadam i jade w jakies ustronne miejsce aby sie zdrzemnac, by pozniej zaczac kolejny wypad az do godz okolo 23.00.Po krotkiej drzemce jade szukac fajnej miejscowki, zaparkowalem auto, selekcja klamatow, ktore ze soba zabieram, czyli standard pas spinningowy z pudelkiem gum, i wszelkimi pierdolami typu agrafki, fc, nozyczki, aparat, miarka itp. w plecak zabieram cos do picia i pudelko z woblerami, do malej kieszonki laduje kluczyki do auta (zawsze robie tak ze jak mam juz wszytsko spakowane, przy otwartych jednych drzwiach zamykam centralny, jak zatrzasne drzwi a kluczyki mam schowane to juz nie musze isch szukac aby zamykac auto, tylko leza juz schowane w plecaku a plecak na plecach.A wiec drzwi otwarte, centralny zamkniety, plecak, pas na siedzeniu, a ja skladam zestaw, jak na zlosc jada dwa auta, mysle nie zmieszcza sie, domykam drzwi, i w momencie hdy uslyszalem sobie dzwiek domykanych drzwi, zdalem sobie sprawe ze placak, z kluczykami lezy na siedzeniu.Po krotkich probach wyrwania, drzwi sprawdzaniu czy inne napewno sa zamkniete, mysle trzeba bic szybe.Ale drzwi nie byly do konca zamkniete, tylko domkniete ale centralny byl zamkniety.Poszedlem na zwiad, z ogrodzenia przy pastwisku, odlamalem (prawie ze odgryzlem) kawalek drutu, zagialem koncowke tak aby powstal hak.Z calych sil odgialem drzwi aby drut sie zmiescil, delikatnie hakiem zlapalem za klamke i otworzylem .Nie wiem co bylo wiekszym zaskoczeniem, to ze zatrzasnalem kluczyki, czy to ze udalo mi sie otworzyc.Takie 24h godzinne maratony daja niezly wycisk.Po calym dniu nie ide spac bo emocje nie pozwalaja, o godz 00.00 wsiadam w auto juz zmeczony, nastepnie do kilka godz lowienia i pozniejsza 2 godz drzemka daje final taki ze druga polowe dnia pozwalaja przetrwac emocje, oczy pieka w glowie sie kreci, ale ryba bierze nikt nie powiedzial, ze bedzie latwo