Napisano 04 listopad 2009 - 19:33
Naskrobałem krotkie opowiadanie pt: a'la krokodilla 128cm
Zapowiadała się świetna wędkarska pogoda, w powietrzu aż pachniało rybą. Na łowisku stawiłem się wraz moim przyjacielem Pawłem z samego rana, co by nie stracić ani chwili dnia przeznaczonego na tropienie grubych mamusiek.
Plan był ambitny: dżerking, ciężki spinning oraz trolling z ręki.
Obławialiśmy płytkie dżerkowe blaty, głeboczki, podwodne górki i skarpy.
Kije do 60 i do 120g z kolowrotkami 4000, sprawdzone na wielu dużych szczupakach, dawały pewność holu i zapas mocy.
Podczas trolowania głęboką rynną nastąpiło konkretne, mocne przytrzymanie... zacięcie i to co lubię najbardziej:... ostry świst hamulca... zaczęła się jazda... ryba dość długo murowała przy dnie, wybierając plecionkę długimi szarpnięciami. Wiedziałem że jest duża – przypuszczalnie ponad 120cm. Podkręciłem mocniej hamulec, w końcu PP 20LB daje możliwości.
Po kilku odjadazdach poczułem że ryba słabnie i zaczynam miec nad nią kontrolę.
W między czasie Paweł zdążył zwinąć sprzęt i żłożyć go w bezpiecznym miejscu. U mnie na łodzi klar na pokładzie musi być - jest to dla mnie priorytet na wyprawach. Przy podbieraniu ryby nie bedzie czasu na przekładanie walających się rzeczy.
Tymczasem, pompując, podciągałem rybę, zapełniając szpulę kołowrotka. Po paru minutach zobaczyliśmy przy powierzchni ogromną, żółtą, cętkowaną szczupaczycę. „Nie będzie łatwo” - pomyślałem i skoncentrowany podciągałem szarpiącą rybę coraz bliżej siebie.
Po kilku odjazdach, nurach i przejściu pod dnem łodzi, miałem ją tuż przy burcie.
Towarzysz wyprawy przygotował pojemny podbierak do asekuracji. Przeważnie ląduje duże ryby ręką - adrenalina skacze jeszcze bardziej:) (największa: zeszłoroczna 120ka podebrana ręką, bez podbieraka)
Paweł sprawnym ruchem umiejscowił rybę w podbieraku .Odłożyłem wędkę i ostrożnym chwytem pod pokrywę przytrzymałem ją w wodzie. Zagwarantowało to kontrolę i uspokoiło szczupaczycę.
Przy podbieraniu ręką dużych ryb nalezy uważać na przynęte a w szczególności na kotwice:) Każdy doświadczony wędkarz wie o czym piszę..
Nasze trofeum potrafi, silnym szarpnięciem łba, przebić grotem kotwicy rękę, a wtedy już mamy prawdziwy problem.
Ale wracając do tamtej chwili.. Oburącz wciągnęłem rybę do łodzi, była naprawdę ciężka - oszacowałem ją na ponad 20kg. To przecież krokodyl - krzyknął zafascynowany Paweł, ...nazwałem ją a'la krokodilla...
Szybko i sprawnie odhaczyliśmy przynętę z paszczy.
Potrójne mierzenie ukazało 128cm !!! Moja nowa życiówka !!! - emocjom nie było końca.
Krotka sesja zdjęciowa, dla uwiecznienia wspaniałej chwili.. Oj ciężko było podtrzymać tą grubą mamuśke do zdjęcia, wymęczyła mnie niesamowicie!
Nadeszła chwila zwrócenia rybie wolności. Na moich wyprawach wędkarskich panuje zasada złów i wypuść ( C&R ). Ryba musi wrócić w dobrej kondycji do wody.
Gdy a'la krokodilla poczuła wodę na skrzelach, momentalnie odzyskała siły. Zerknęła na mnie w swoim ogromnym okiem, jakby chciała powiedzieć: „Dziękuję” i po szybkim machnięciu ogonem, uciekła w otchłań wodnej głębiny...
...Zostawiła po sobie potężny wir i wspaniałe wspomnienia. Mam nadzieję że spotkam ją ponownie kiedy podrośnie..
Dla takich chwil wato być nad wodą.. i mieć pasję... wędkarstwo...