Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Najbardziej nieudana wyprawa na ryby.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
40 odpowiedzi w tym temacie

#41 OFFLINE   kaczor

kaczor

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 446 postów
  • LokalizacjaBielsko -Biała
  • Imię:daniel

Napisano 03 listopad 2014 - 17:07

Było to 14 września choć cały czas mam wrażenie,że ktoś pomylił daty w kalendarzu...i powinno być 13.

Po długiej namowie z mojej strony wybrałem się z kumplem na niedawno odkryte "okoniowe eldorado" Erik przyjechał po mnie punktualnie o 15.Po drodze zgarneliśmy jeszcze jednego kompana-grzybiarza.Na miejscu grzybiarz poszedł w las a my w jezioro.

Niebo delikatnie zachmurzone ale na nic grubszego się nie zapowiadało.Kilkanaście rzutów i kilka okonków,jakby eldorado wyparowało...w końcu mam-zaczep i to w miejscu gdzie nigdy wcześniej go nie było.Klnę i rwę blaszkę,za kilka chwil gumę i znowu zaczepiam blaszkę.Podchodzę bliżej napinam żyłkę,patrzę a tam w wodzie jakiś dziwny pręt,chwytam do ręki i mam...sieć kłusoli...kurwa! już wiem gdzie nasze okonie się podziały.

Biorę od Erika nóż i przedzieram się przez wodę do sieci.Nie ma szans aby ją wyciągnąć na brzeg więc rżnę ile się da i uwalniam kilka okonków.

W między czasie moja luba mi pisze,że w Bielsku jest oberwanie chmury,myślę a to z nas szczęściarze,że na rybach jesteśmy bo tu tylko lekko pogrzmiewa w oddali...

Biorę drugi kij do ręki,żeby spróbować na dropsa,robię zamach i pyk...patrzę a szczytówka poleciała razem z zestawem.Masakra jakaś myślę...jeszcze zaczyna padać.

Jeden kij złamany,drugi ok ale grzmi coraz bardziej tak więc kończymy łowienie.Kumpel wychodzi pierwszy z wody ja zaraz za nim i wtem...podwodna roślinność jak ośmiornica mackami splątała mi nogi i tak z kijami w obu rękach lecę na pysk do mułu.Udało mi się utrzymać głowę na powierzchni w pozycji foki cyrkowej a ręce rozłożone na wznak.Młynki już pięknie ozdobione rzęsą wodną i okraszone drobinkami mułu.Stary poczciwy kapitan red kręci ale drugi mieli niemiłosiernie...kurwa!!! klnę w niebogłosy.Erik tylko zapytał co ja robię,mówię mu spierdalamy stąd...i trzask pioruna tuż koło nas,nie ma żartów myślę trzeba biec.

Do auta jakiś kilometr,oglądam się do tyłu grzybiarz też już leci.Takiej ulewy dawno nie widziałem myślę i nagle jeb! piorun znowu koło mnie strzelił,aż rzuciłem kije na bok i kucnąłem.Trzeba biec szybciej...pędzę więc wałem niczym koń cwałem i parskam wlewającym się przez nos deszczem i znowu piorun a ja na ziemię.Wstałem i biegnę,modlę się już w myślach...jeszce tylko chwila,już blisko do auta i znowu jebło,aż mi w uszach zapiszczało...

Jestem przy aucie dobiegają chłopaki a właściwie dochodzą bo i tak cali mokrzy.Dopada nas szaleńczy śmiech,wszystko mokre,kij złamany,ale co tam kij myślę nowy kołowrotek zalany mułem...i  sieć :(

W drodze powrotnej Erik odbiera swojego 4 letniego syna od matki.Młody wsiada do auta a Erik go pyta "zrobiłeś kupę ?!" młody mówi,że nie na co kumpel grzybiarz" to nie kupa,to wujek kaczor zażywał błotnych kąpieli".Znowu jest wesoło,kochane Goczały myślę,tyle atrakcji jednego dnia...

Byłem tam jeszcze po tej kąpieli,ale po okoniach ślad zaginął...


  • Panek, Pisarz.......ewski Piotr, pablo23004 i 4 innych osób lubią to




Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości, 0 anonimowych