Panowie,
Dziekuje za slowa uznania. Naprawde milo.
Natomiast prosilbym zachowac rozwage w dobieraniu slow
Otoz zycie pisze takie scenariusze, ze wydawac by sie moglo, ze sie NIE DA....
W zeszlym roku skonczylem sezon lowiac rybe 70 cm ostatniego dnia w poludnie.
Ten weekend byl ostatnim lowieniem w 2015 . Nie tylko pstragow. Ogolnie "koniec" do stycznia.
Wiadomo jak to jest z tymi DUZYMI. Chcialoby sie bardzo...ale one tez musza chciec. A przynajmniej jedna.
Chodzilem, chodzilem...szukalem
Miejsce bylo rokujace, ale po fakcie zdecydowanie sprawialo wrazenie METY dla Gabaryta.
Woda ciut wyzsza niz ostatnio i lekko tracona. Slonce i co jakis czas chmurki.
Warunki do podania duzej muchy idealne.
Chodzilem, az znalazlem :
Ryba skasowala muche podana metr od smurzacych na powierzchni galezi. Kilka obrotow korbka szybkim kolowrotkiem i nagle woda sie otwiera i kilka metrow z nurtem leci ON.
Branie, ktorego nie bylo . Ryba poleciala po prostu dalej z przyneta w pysku. Hamulec oczywiscie nie mial nic do powiedzenia. Dbal tylko, zeby nic nie peklo. W wodzie po pas szlismy w dol. Do spokojniejszej wody. Warunki dyktowal ON.
Pierwsze proby podebrania skonczyly sie wygieciem podbieraka w nurcie i znow bylo nerwowo. W koncu dalo sie osiagnac stan optimum . Ryba spokojnie w nurcie przy dnie. Ja ponizej jej. Kilka pompek i jestesmy na wierzchu. Teraz tylko opuscic wedke i nadstawic podbierak.
Udalo sie !
Oto ON, a raczej nas dwoch