Czasami nachodzi mnie pytanie - czy to już naprawdę pora "kitować"?... Im jestem starszy i więcej doświadczam i widzę, tym bardziej boli mnie jak świat zmienia się na niekorzyść, jak naturalnie piękne miejsca są z premedytacją niszczone przez gatunek ludzki... I nie mam tu na myśli, że od lat z naszych rzek i jezior niegdyś obfitujących w ogromne ilości kapitalnych ryb robi się "pustynię", prowadząc rabunkową gospodarkę, przyzwalając na kłusownictwo, nie aktualizując przepisów, zaśmiecając wody, wycinając lasy itd... Mam na myśli to, co z założenia powinno wspomóc i służyć polepszaniu sytuacji w naszym środowisku a służy chyba tylko zarabianiu pieniędzy przez niektórych urzędników i niszczeniu tego, co piękne i naturalne - PROJEKTY UNIJNE! Projekty, które z ochotą są wdrażane przez różne gminy i powiaty w Polsce o nazwie ..."NATURA 2000"! Doświadczyłem, że biorą się za to osoby absolutnie niekompetentne, chcące tylko zgarnąć kasę (niemałą!) za zrealizowanie projektu a efekty są koszmarne - niszczy się wszystko co piękne i naturalne! Oto jeden z przykładów. U moich rodziców na wsi odkąd pamiętam był przepiękny staw/glinianka, w którym zawsze były setki karasi (mówiono nawet, że tysiące)... Woda była mętnawa, od południowej strony był zacieniony głęboczek, otoczony wysokimi drzewami (lipami), który w największe upały stanowił schronienie dla ryb. Od strony północnej, wypłyconej - woda na wiosnę rozlewała się między drzewami, krzakami i trawami nagrzewając się szybciej i stanowiąc doskonałe i naturalne tarlisko oraz schronienie dla dzikich kaczek, które czasami odwiedzały to miejsce. Stawek zaklasyfikowany był jako woda ogólnie dostępna, więc czasami odwiedzały go dzieciaki chcące przeżyć swoją pierwszą przygodę z wędką i rzadziej - chcący pozyskać żywca na szczupaka. Od ostatnich 5-6 lat zaobserwowałem, że ryb (karasi) jest coraz mniej a woda znacznie się oczyszcza - stała się wręcz klarowna - w słoneczne dni można było policzyć kamyszki na dnie, nawet na dwóch metrach głębokości. Ponieważ będąc u rodziców chodziłem tam często testować przynęty (głównie woblery), to się doczekałem... - Pojawiły się ...szczupaki! Szczupaki przetrzebiły karasie, więc woda się "wyczyściła", a skoro promienie słoneczne zaczęły docierać do dna - to w wyniku fotosyntezy pojawiły się rośliny, między innymi takie jak moczarka i rogatek! Powstał cudowny, naturalny ekosystem z książkową piramidą pokarmową. Tysiące dafni (rozwielitek) tworzyły pomarńczowe smugi w wodzie a karasie w wyniku selekcji zaczęły dorastać do rekordowych rozmiarów (widywałem stadka po około 20-30 sztuk, gdzie najmniejsze miały około kilograma masy a niektóre były dwa razy większe). Oczywiście szczupaki też przyrastały i się ...rozmnażały! (Zrobiłem fotki małym esoxom stojącym pod nawisami gałęzi). Raj nie przetrwał niestety długo! Dwa lata temu wójt gminy wdrożył wspomniany projekt... Krótko mówiąc - wodę wypompowano, ryby wymordowano (ponad 200 szczupaków i kilkadziesiąt karasi o masie od kilograma wzwyż o pozostałych nie wspominając...), drzewa wycięto, następnie wjechały spychacze i - staw wypłycono (niszcząc jednocześnie tarlisko od północy i głęboczek od południa), "wyprostowano" i ofaszynowano... Nigdy (jak żyję) brzegi nie wymagały umacniania (twarda glina porośnięta darnią). Nad brzegiem wmurowano ławki i postawiono daszek do grilowania (nikt nigdy z tego nie korzystał). Teraz jak patrzę na to miejsce, to chce mi się płakać. Zniszczono wszystko, co było piękne! Wójt wziął ogromne pieniądze za zrealizowanie projektu, ale na zarybienie już nie starczyło środków... ...Może i dobrze, że nie starczyło, bo podobno mieli pomysł, aby przez środek stawku zrobić pomost, a wokół wybetonować ścieżkę... Ech... Za stary chyba już jestem... Czy to już pora "kitować"? Czy nad Waszymi wodami również zaobserwowaliście podobne zjawiska związane z realizacją projektów "Natura 2000"?
("kitować" = umierać, przyp. autora )