To odwrotnie jak ja. Na okazach mi nie zależy (chociaż bym nie pogardził ) a częsta bytność nad wodą, nawet mało rybną, pozwala mi na normalne funkcjonowanie.Im więcej jeżdżę za rybami tym mniej się temu dziwię. Wolę wziąć jeden – dwa dłuższe urlopy w roku i kilka krótszych, a połowić w wodzie, o której wiem, że na 100% są w niej ryby w dużych ilościach. Pałowanie najbliższej mi wody, żeby po kilku tygodniach (miesiącach, latach) wyjąć dziadka-niedobitka jakoś coraz mniej mi leży. Wolę przekonać rodzinę, żeby ode mnie odpoczęła i wyjechać na normalne łowiska – kosztem odpuszczenia części weekendów nad lokalną studnią. A co do kosztów – powiem tylko, że tegoroczny wyjazd do Szwecji kosztował mnie nieco ponad 100PLN (prom, „zakwaterowanie”, pływadło, licencja, paliwo, jedzenie, picie, ubezpieczenie) za dzień łowienia. Jak to zrobiłem – to moja słodka tejmnica
Ale to temat raczej z gatunku OT