Janusz, uroki koncertów i lenistwa słuchaczy. Lubię Marka, za te Jego gitarowe palce. Pamiętaj, nie każdy odczuwa muzę w podobny sposób jak Ty. Kiedyś na ul.Piotrkowskiej w Łodzi zobaczyłem grajka na gitarze. Grał stare standardy rockowe. Przystanąłem, nawiązała się rozmowa. Pomyślałem, gra coś, czego za młodu nie mógł słyszeć. Pogadaliśmy o starym rocku. Dyskretnie skierowałem rozmowę na inne muzyczne tory. Gościu mnie zaginał w wielu kwestiach. Jakoś wybrnąłem, ale nie myślałem, iż w tym przypadku trafi kosa na kamień. To było fajne, miłe i zaskakujące.
A teraz z tej samej beczki. Wieki temu dorwałem pierwszą płytę Scorpions. Lonesome Crow. Na gitarze grał Michael Schenker, brat Rudolfa, grającego do dziś w Scorpionach. Gdyby nie On, tej płyty nie dałoby się słuchać. Gościu miał wtedy nie całe 18 lat. Ale ta Jego gra, riffy. Poezja. Maine śpiewał jeszcze z takim niewyrobionym głosem. No, ale mówimy o latach 70-siątych. Płyta jest smutna, melancholijna. Szkoda Michaela, jakąś dziwną ścieżką poszedł, na taką komerę. Było UFO, MSG i później zaginiony w akcji. Płytę polecam fanom gitarowej muzy, ale jest zupełnie odmienna od tego, z czego znamy Scorpions.
Użytkownik Novis edytował ten post 27 kwiecień 2019 - 17:54