Mowa tutaj o woblerach sumowych, ale myślę, że moje doświadczenia z nieco innego poletka także i do tego tematu można odnieść.
Otóż zafascynowany twórczością rękodzielniczą jednego z najlepszych - dla mnie - twórców woblerów drewnianych, zachłyśnięty filmikami na YT i szczegółowymi opisami, postanowiłem i ja zrobić sobie seryjkę woblerów z wkrętami. Akurat boleniówki były wtedy na tapecie, jak wykoncypowałem, tak zrobiłem, wkręty były długie, drut mocny, solidnie skręcony, porządnie je wkleiłem - po skosie. Testy na wytrzymałość - REWELKA!!! Nic, dosłownie nic, wydawało się, nie mogło tego ruszyć.
Jako, że kilka z tych woblerów, zupełnie przypadkowo, okazało się być łownymi, używałem ich często, bez strachu, holowałem siłowo, zaczepy traktowałem ostro (pletka owinięta o przedramię i prostujemy kotwy - a co!), dzielnie mi służyły calusi sezon.
W zimie zmieniłem kotwice, kółeczka i odłożyłem na maj, roku następnego.
W maju za to, niemiła niespodzianka, łapię moim killerem zaczep, tradycyjnie - siłowo, wobler z zaczepu uwalniam i co widzą moje ślepia? Ano z brzuszną kotwą do połowy niemal drut wyjęty! Dokończyłem dzieła palcami a w domu huzia, testować na wyrwanie wkręty w pozostałych killerach. I tutaj już wcale nie było tak różowo, o ile część oczek nadal siedziała mocno, to te które się napracowały na rybach, zawadach już nie. Wyrobiły się najzwyczajniej, osłabiły i cążkami, co prawda z trudem, ale je wyjąłem. Sum, podczas walki, zrobiłby to o wiele łatwiej i znacznie szybciej. Od tamtej pory, nawet w kleniowych wobkach - jeden drut, a gdybym robił sumowe, to pewnie jak radzi Piotrek Matusiak, stelaż łączony.
Użytkownik Dagon edytował ten post 16 czerwiec 2013 - 13:49