Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Andaluzja, Cieśnina Gibraltarska. Słona mucha, popping i jig.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
63 odpowiedzi w tym temacie

#1 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 09 lipiec 2016 - 12:18

Powitać po dość długiej nieobecności.

Tym razem - w formie wątku, nie bloga - z prostego powodu - pojawiających się coraz to nowych doświadczeń, łowionych ryb, kolejnych kroków w zrozumieniu wody.

Ułatwi to też zdecydowanie komunikację, odpowiedź na ew pytania, zgrupuje w jednym miejscu informacje tak rozsypane po wielu wpisach blogowych.

Od razu informacja, wątek będzie zawierał lokowanie produktu, pod postacią wypraw wędkarskich (postanowiłem zająć się tym komercyjnie), sprzętu (choć jak i wcześniej - sprzęt KUPUJĘ, choć czasem ze zniżkami, więc mogę pisać o nim szczerze, punktować to co jest na + i na -), "Sztuki Łowienia" i serwisów (jak choćby ciekawa linia lotnicza). Nie znajduję się w jakimkolwiek proteamie, nikt nas nie sponsoruje, więc mogę sobie pozwolić na niezależność w przedstawianych poglądach.

 

Zacznijmy od początku, musimy cofnąć się w czasie półtora roku, może nawet i więcej.

Pierwszy impuls, że to o czym marzyłem zawsze, czyli ciepła słona woda, gdzie można połowić piękne drapieżniki, pojawił się lata temu. W magazynie "Sztuka Łowienia", zaraz w jednym z pierwszych numerów, ukazał się artykuł Krzysztofa Rydla o łowieniu w Hiszpanii. Radary zapracowały. Ale w związku z powrotem do Irlandii i natłokiem życia i niedotłokiem zbywalnej gotówki plany wyjazdowe zawisły na gwoździu. 

Kolejnym krokiem był kolejny artykuł, tym razem Patryka. Dzięki usilnym namowom Tomka Gawrońskiego na łamach "Sztuki" pojawia się tekst Patryka o łowieniu w okolicy Costa del Sol. Zobaczyłem ryby, widoczki. Traf chciał że chwilę później jakoś zgadaliśmy się z Patrykiem o śpiochach do brodzenia czy kurtkach, gadu gadu i padła propozycja - przyjeżdżaj.

Więcej na ten temat tu:

http://jerkbait.pl/b...niu-borewiczów/

 

Na tyle mnie ten wyjazd zaraził, ze kilka miesięcy deszczu i wichru później siedziałem w aucie z rodzinką pędząc na wakacje:

http://jerkbait.pl/b...smak-hiszpanii/

 

Już w trakcie tamtego wyjazdu pojawiła się idea - dość deszczu, przeprowadzamy się. Łatwiej powiedzieć niż uczynić, ale - od czego są przyjaciele, whiskey, samozaparcie, rozumiejąca żona gotowa znosić kolejne szaleństwa i zgadzająca się na drenaż domowego budżetu na kolejny pomysł z cyklu "pieprznąć tym wszystkim i wyjechać w Bieszczady".

Ile można siedzieć  w laboratorium i hodować sobie jakiegoś paskudnego raka od chemii (nie żeby tutejsze słońce było pod tym względem bardziej wyluzowane).

W każdym razie - decyzja zapadła i po zimie spędzonej na codziennych wielogodzinnych rozmowach z Patrykiem, ustalaniu, załatwianiu, kombinowaniu, wydawaniu kasy na kilka taczek sprzętu (o sprzęcie będzie w osobnym poście), nauce węzłów (nie łatwo połączyć 130lb FC z 80lb plecionką), kolejnych godzinach ustaleń - przychodzi wreszcie wiosna. Samochód zapakowany po dach, z trudem wciskam na wierzch jeszcze swojego psa.

1 kwietnia, jako że cała impreza wydaje się być żartem - ruszam w stronę promu. Rodzinka zostaje, zobaczymy się dopiero latem, do tego czasu namiastką rodziny będzie dla mnie piesiont.

Kilka dni później dotaczam się wreszcie, przebijając załadowanym autem w upiornym deszczu przez Francję, Pireneje, Sierra Nevada i zjeżdżam w stronę Śródziemnego. Kawa, figowce, gaje oliwne, palmy, kaktusy - jednym słowem jestem wreszcie na miejscu. 

Teraz czas na odpoczynek, a chwilę później zacznie się pogoń za papierami, miejscem w porcie, kupieniem łodzi, rejestracją i pracowanie nad wodą. Pierwsze sukcesy, tony porażek, powolne przebijanie się przez nawał nieoczekiwanych komplikacji i awarii.

Ale - o tym już niedługo w kolejnym poście.



#2 OFFLINE   michcio

michcio

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 967 postów
  • LokalizacjaKraków
  • Imię:Michał
  • Nazwisko:K.

Napisano 09 lipiec 2016 - 13:05

Trzymam kciuki Panie kolego ;) Czekam również na kolejne posty.



#3 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 09 lipiec 2016 - 13:53

Kilka dni po przyjeździe, po pierwszych rybach, po zaadaptowaniu sie do miejsca itd - wreszcie ruszamy szukać łodzi.

Ale, z rana - odwiedziny na wyspie. Miejsce piękne jak zawsze - wiosną jak zwykle tysiące ptaków, niezbyt zadowolonych, że gęsiego ciśniemy między ich gniazdami.

Załączony plik  P4050265s.jpg   52,55 KB   39 Ilość pobrań

Załączony plik  P4050363s.jpg   126,88 KB   39 Ilość pobrań

Fala dość mocno daje się we znaki

Załączony plik  P4050319s.jpg   109,1 KB   38 Ilość pobrań

Ale mimo to dość szybko udaje się mi trafić nowy gatunek:

Załączony plik  DSC_0113s.jpg   133,28 KB   37 Ilość pobrań

Negrito, odmiana amberjacka. Rybka nie powala rozmiarem, a mimo to ciężki travel shimano giął się do wody i hamulec skwierczał. Nie wiem jaką wędką można by wyciągnąć sztukę nasto, czy wręcz kilkudziesięcio kilogramową (a w okolicy są one dość częste).

Niezbyt wiele się dzieje (niedaleko wyspy rozstawione wielkie siaty na tuńczyki, więc wielkich wyników nikt nie oczekiwał) i schodzimy z wyspy. Jedziemy obejrzeć wybraną łódkę.

Załączony plik  P4080017.jpg   54,72 KB   37 Ilość pobrańZałączony plik  P4080026s.jpg   77,24 KB   41 Ilość pobrańZałączony plik  P4080028s.jpg   66,4 KB   42 Ilość pobrań

Pierwsza, którą oglądamy, przy wręcz przerażających alternatywach (do głowy mi nie przychodzi skąd takie trupy na wodzie) staje się po kilku dniach naszą własnością. Przed nami sporo pracy przy łodzi, by doprowadzić ją do standardu białego człowieka, nawet tego ze wschodu, ale - wreszcie jest, mozemy ruszyć na wodę :)



#4 OFFLINE   jajakub

jajakub

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1032 postów
  • LokalizacjaLublin

Napisano 09 lipiec 2016 - 19:59

Pogratulować odwagi. Trzymam kciuki Kuba

#5 OFFLINE   zuraw16

zuraw16

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 474 postów
  • LokalizacjaKopenhaga

Napisano 09 lipiec 2016 - 21:19

Rewelacja,życzę sukcesów i zadowolenia z każdego dnia na wodzie !

#6 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 09 lipiec 2016 - 22:18

Dobrego złego początki, chciałoby się powiedzieć. Po subtelnych dwóch tygodniach uziemienia, kiedy czekaliśmy na przerejestrowanie łodzi wreszcie udaje się sprawy dopiąć i wypływamy w, powiedzmy, dziewiczy rejs naszą krypą.

Co to za krypa? Szybka morska centralna konsola, pchana 90hp w czterotakcie. Przelotowo ponad 30, jak się przyciśnie to i ponad 40 parę. Po morzu, gdzie i prądy i fale i reszta szpeja - jest to prędkość zadowalająca. Co najważniejsze - sporo miejsca na dziobie i rufie, więc można uskuteczniać to co tygryski lubią najbardziej, czyli flyfishing.

No dobrze, byliśmy przy tym że wypływamy. NA razie patent ma tylko Patryk, ja utknąłem w sidłach hiszpańskiej biurokracji (wydawało się Wam ze w Polsce jest z tym trudno? to zapraszam do hiszpańskich urzędów, szczególnie z hiszpańskim ubogim niczym dziad proszalny). Wychodzimy z portu, pyr pyr pyr płyniemy sobie spacerowo, kiedy woda wokół nas dosłownie zaczyna się gotować! Z góry ptaki, od dołu wodę prują potężne srebrzysto-błękitne cielska. Wpłynęliśmy prosto w stado polujących tuńczyków! Co prawda są to ryby nikczemnych rozmiarów (czyli między 20 a 50 kilo ;) ) ale i tak jest to wystarczające byśmy zupełnie oszaleli na pokładzie. Po obu stronach ryby wystrzeliwują nad wodę w pogoni za drobnicą, wchodząc we wodę ciągną za sobą warkocz bąbelków niczym torpeda. Totalne szaleństwo!

Załączony plik  P4210296ss.jpg   365,65 KB   34 Ilość pobrań

Załączony plik  P4210304s.jpg   82,19 KB   33 Ilość pobrań

Oczywiście natychmiast w ruch idą popy, tylko po to by ryby spłoszyć i by zniknęły w kilka sekund. Doprawdy, ciężko to zrozumieć - stado gotuje wodę na kilkuset metrach kwadratowych. Można im po głowach łodzią przepłynąć i niezbyt je to ruszy - ale kilka śmignięć popperem i ryby znikają, gdyby nie zawieszone w spienionej wodzie błyszczące łuski można by powiedzieć że to były halucynacje.

Szybko poppery odpuszczamy, wg miejscowych ich czas przyjdzie latem, teraz ryby bardziej interesują łagodniej pracujące przynęty.

Patryk nie byłby sobą, gdyby w kilka minut nie miał rozłożonej 14stki

Załączony plik  P4210353s.jpg   47,75 KB   33 Ilość pobrań

Załączony plik  P4210333s.jpg   76,56 KB   33 Ilość pobrań

Niestety, mimo zaklęć i podpływania do stada nie udaje się nam ich skusić na muchę ani na spina, ale... tylko tego dnia ;)

Załączony plik  P4210370s.jpg   65,45 KB   33 Ilość pobrań



#7 OFFLINE   Janusz Wałaszewski

Janusz Wałaszewski

    Zaawansowany

  • Zbanowani
  • PipPipPip
  • 4473 postów
  • LokalizacjaGrzybowo - Kołobrzeg

Napisano 09 lipiec 2016 - 22:27

Nooo, widzę, że Patryk maluje pazury  ;)


  • Guzu lubi to

#8 OFFLINE   Rodu

Rodu

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1911 postów
  • Imię:Robert

Napisano 10 lipiec 2016 - 11:34

Początek nowej nieznanej przygody-gratuluję odwagi.Pięknie to wygląda .



#9 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 10 lipiec 2016 - 12:33

No i dobra, pierwszego dnia na wodzie zebraliśmy bęcki, ryby chlupotały wokół nas a my byliśmy bezsilni. kilka dni później wypływamy kolejny raz. Tym razem płyniemy o świcie, na dość odległe miejsce. Woda gładka, słońce podnosi się nad Gibraltarem.

Załączony plik  P5310010s.jpg   37,66 KB   32 Ilość pobrań

Mimo wszelkich trudności, niepewności końcowego wyniku tej przygody - są to chwile wynagradzające całe dotychczasowe zmęczenie.

Silnik równo mruczy - jazgocze, łódka sunie po płaskiej wodzie jak po szynach. Wystarczy wyjść z zatoki i zmiana jest gwałtowna - wiatr, fala. Redukujemy prędkość i przebijamy się w stronę odległej latarni morskiej. Zaciszna zatoczka w której chcemy łowić pełna jest mulletów. I tu pewna uwaga - zwykle gdy mówimy o tym ze ryb jest dużo, mamy przed sobą stadko płoci czy uklei gdzieś pod brzegiem. Tutaj są to setki metrów na kolejne pewnie kilkadziesiąt - ryby upakowane przy sobie gęsto, wszędzie błyskają bielą ich pyszczki gdy cedzą wodę z planktonem z powierzchni. Czekając na łódkę kilkukrotnie zmasakrowaliśmy je na muchę więc nie wywołują w nas jakichkolwiek emocji. Szukamy ryb dla których mogły by być pożywieniem. Niestety - słońce idzie w górę, w zatoczce woda czysta, widzimy jakieś tony drobnicy, pływającej w zupełnie nie speszony sposób. Mija kilka godzin, dochodzi południe, gdy decydujemy się palić maszynę i wrócić w okolice portu, gdzie poprzednio widzieliśmy tuny. Tuż przed portem, gdy suniemy dobre 40km/h woda wokół nas nagle eksploduje. W górę wyfruwają małe srebrzyste rybki, a za nimi w akrobatycznych skokach wyskakują małe tuńczykowate rybki (lub też wielkie makrele - jak kto woli). Trafiliśmy prosto w spot bonitos. Tłuką wodę zawzięcie, sytuacja jest krótka, trwa kilkadziesiąt sekund, moze do 2 minut. co jakieś 10' w innym miejscu zbierają się ptaki, chwilkę później woda zaczyna się gotować. To chyba możliwe jest wyłącznie na solance (przynajmniej na naszym kontynencie). Pierwszego dnia mamy troszkę zbyt mocny sprzęt, ale na muchę Patryk łowi kilka sztuka, mi z wędki poppingowej kilka spada. Akcja trwa krótko, może z godzinę. Bonito znikają jakby nożem uciął.

Woda cicha, spokojna.

Zza wielkiego kontenerowca widzimy pikujące w oddali ptaki. Sprzęt złożony, gotowy. Odpalamy maszynę i leci na spotkanie nadlatującej chmury ptaków. Chwilę później spod kontenerowca wynurza się stado tuńczyków, naszych wczorajszych znajomych. Prędkość z którą poruszają się ryby jest zaskakująca, musimy używać pełnych obrotów silnika, żeby wyprzedzić stado, stanąć im na drodze. Mamy wtedy kilka rzutów i ryby znów sa po za zasięgiem.

Załączony plik  P4250081s.jpg   85,67 KB   31 Ilość pobrań

Załączony plik  P4250091s.jpg   71,47 KB   31 Ilość pobrań

Załączony plik  P4250097s.jpg   76,65 KB   30 Ilość pobrań

nie jest łatwo, ryby zupełnie ignorują nasze wysiłki i dość szybko mają dość naszego towarzystwa, schodzą na głębszą wodę (na środku zatoki głębokość osiąga... półtora kilometra...). Wtedy jeszcze nie znamy ich szlaku, nie wiemy gdzie się wynurzą na pewno na jedzenie, wiec pozostaje nam tylko obejść się smakiem i wracać do portu.

Adrenalina w nas buzuje i kipi, wylewa się spieniona uszami. Półtorej godziny akcji, którą uświadczyć można tylko na filmikach na youtubie.

Wracamy już następnego dnia, uzbrojeni w inne zestawy, w nowe przemyślenia i doświadczenia.



#10 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 21 lipiec 2016 - 12:32

No i wróciliśmy :D

Nowe zestawy, nowe pomysły.

Myślę ze warto tutaj napisać kilka słów o sprzęcie którego używamy.

Stając przed ideą nie tylko przeprowadzki do nowego miejsca, ale też i otworzenia biznesu opierającego się na łowieniu ryb - kwestie sprzętu są jedną z podstawowych spraw do rozważenia. Całą zimę sprawdzaliśmy, podpytywaliśmy, przekopywaliśmy sklepy i dane od znajomych.

Wyszedł jeden wynik - nie ma opcji na skróty, trzeba będzie wybulić straszliwie. Tych ryb nie da sie łowić niczym poniżej TP SW ew Daiwa Catalina (size 18-25k shimano), najlepszych plecionek, wędek carpentera i podobnego pułapu cenowego. A mucha? Ogólny odzew jest taki, ze łowienie ich na muchę dowodzi jakiś problemów z głową, że się nie da się i w ogóle... 

Ale, nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął szukać opcji budżetowej - z prostego powodu - zakupienie 3-4 zestawów ze stelkami czy saltigami, gdzie sam nawój plecionki to ok 150euro - troszkę przerosło nasze możliwości.

I tutaj pojawili się Friko oraz tandem Bujo - Roman Pietrzak. Dzięki pomocy Friko udaje się nam zaopatrzyć w nowy sprzęt od ... Kongera. W życiu nie powiedziałbym, ze wg wskazówek z nad Wisły ktoś stworzy udane konstrukcje na tropikalne ryby, ale - udało się! Zakupiłem wędki poppingowe i jigówki (naprawdę udane kije). Dzięki informacjom bezpośrednio z Kongera udało się uniknąć kupienia wędek za ciężkich. Jigówki obie takie same - modele 150-300g. Kije naprawdę udane, dobrze pomyślane, choć przy zamontowaniu wielkiego kołowrotka troszkę kat między linką a pierwszą przelotką jest za duży i powoduje wibracje przy speed jigu.

Co do kijów poppingowych wybraliśmy modele 120 i 160g sparowane z odpowiednio Konger Saltex 8k i Fin Nor Lethal 100. Plecionki 50 i 80lb.

Do jigówek i jako kołowrotki do lekkiego łowienia używamy Okuma Azores 55 i 65.

Załączony plik  P4210291s.jpg   41,35 KB   26 Ilość pobrańZałączony plik  P4210305s.jpg   29,32 KB   24 Ilość pobrań

Muszę powiedzieć ze sprzęt udał się bardzo, do tej pory, szczególnie azoresy, dostał poważnie w kość na słonej wodzie - każdy z nich się sprawdził, okumy nadal chodzą moze nie jak wyjęte z pudełka, ale całkiem nieźle.

Kołowrotek kongera na początku ciut trbił, jednak po kilku wyjazdach się ułożył i o ile to możliwe w konstrukcjach tego rozmiaru działa płynnie. Fin Nor to znowu już zupełny potwór, ciagle czekamy na jego chrzest na duzej rybie.

Co do sprzetu muchowego - początkowo wybraliśmy 12wt ze względu na teoretycznie dobra "rzucalność" podczas całego dnia łowienia. Dzięki Bujo udaje się zakupić Winstona 12wt, największego z produkowanych Loopów Opti, a Roman złożył dla nas wędkę na blanku Bloke Rods. Tuż przed wyjazdem dzięki TomCastowi staję się jeszcze posiadaczem 14wt - sage xi2. Do tego największy SKB, wypożyczony przez Bujo Islander i powiedzmy ze sprzęt jest gotowy. Na kołowrotki nawinięte po pół kilometra podkładu 50lb - no, powiedzmy ze moze uda się odpalić silnik i ruszyć nim szpulka będzie pusta ;)

 

Wróćmy do łowienia. Wypływamy rano i znowu niezbyt coś się dzieje. Tym razem na bonitos czekają dwie dwunastki, spin Shimano Blue Romance z 30lb plecionką, zestaw pod casting - początkowo używałem morskiego cabelasa, z czasem, gdy trochę się oswoiłem próbowałem Okumy Black Rock z 15lb plecionką, jednak ryby rwały to bez większego problemu. Bujamy się po okolicy obserwując wodę i przed południem - są! jeden atak, drugi, przy trzecim akurat wdryfowaliśmy w stado. Rozpoczyna się zupełne szaleństwo - szybko odpuszczamy wszystkie inne opcje po za muchą - jest zdecydowanie najbardziej efektowna i efektywna!

Rzut 20m, kilka pociągnięć linką i atomowe branie, an ogół doskonale widoczne w polaroidach. Ryby od samego początku dają z siebie wszystko. Dość łatwo (12wt) udaje się je doprowadzić do łódki i... wtedy zaczyna się dopiero walka. Ryba natychmiast panicznie nurkuje. Sztuki 3kg bez problemu dochodzą do podkładu. Pompowanie ryby będącej pionowo pod łodzią nie do końca jest tym do czego stworzono zestawy muchowe, jednak, mimo olbrzymiej staminy i woli walki, to tylko bonitos, po kilku minutach są spacyfikowane. Foto (kto by tam w amoku robił zdjęcia) i do wody. Tu kolejna sprawa- rybom dobrze robi "wstrzelenie" do wody, na pełnym pędzie. Wygląda to dziwnie, jednak tak się je wypuszcza.

Załączony plik  P4220001s.jpg   67,21 KB   24 Ilość pobrańZałączony plik  P4220081s.jpg   84,62 KB   26 Ilość pobrań

Po złowieniu kilkunastu sztuk mamy już trochę dość, ale i ryby nagle zapadają się pod wodę.

Załączony plik  P5060027ssssss.jpg   38,66 KB   24 Ilość pobrań

Nadal jest to dla mnie niezrozumiały mechanizm - wielkie, sfalowane morze, ale przed nadejściem wielkich tuna praktycznie wszystko co żywe znika z otwartej wody. Oczywiście rozumiem dlaczego, ale jaki jest mechanizm "wyczuwania" nadchodzących Tuna? Za każdym razem 20-30 minut wcześniej nagle robi się martwa woda. Czasu w sam raz na klar na łodzi, złożenie lekkich zestawów, naszykowanie ciężkich i... zaczyna się. Na horyzoncie, na wyjściu z zatoki kłębią się ptaki. Coraz bliżej, coraz bliżej, już widać gigantyczne rozpryski wody, zbliża się uczta tuńczyków. Wielokrotnie napływamy na ryby, próbujemy różnych prowadzeń, przynęt.

Co najbardziej zaskakujące - wodę gotują kilkudziesięcio kilowe cielska. Rozbryzgi, totalny chaos, wręcz łoskot gotowanej przez ryby wody. Wystarczy jedno zbyt agresywne przeprowadzenie poppera i - ryby znikają w głębinach. Jeden niestaranny rzut, wielka przynęta wpadnie głośno do wody - ryb nie ma. Przedziwna sprawa.

Wreszcie z głupia frant - rzut między tuna zupełnie nieodpowiednim zestawem (wspomniany blue romance plus okuma 55 plus 30lb plecionka tylko 300m i wobler daiwy w oryginalnym, mocnym morskim zbrojeniu), spokojne prowadzenie woblera. Jak nie łupnie, ja nie szarpnie:D Mocne zacięcie (z czasem wiem, ze jedyny komentarz to" Co Ty k.... wiesz o mocnym zacinaniu") i gra muzyka. W kilka sekund z kołowrotka znika połowa linki. Panda radzi dokręcić hamulec, dokręcam hamulec, zaczynam kontrować rybę mocniej i... zatrzymuje się. Sekundy później - luźna linka, rozprostowana kotwiczka (lepsze są wielkie single) i po rybie :)

Z resztą, zobaczcie sami:



#11 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 21 lipiec 2016 - 20:45

I było tak pięknie i wspaniale, ze aż było wiadomo, ze trwać tak nie może. Kilka tygodni szałowego łowienia, kilka kontaktów z większymi rybami przegranych, bonitoś, czyli stefanów naklepane 7 wiader. Jak już zaczeliśmy się czuć swobodnie, pojawił się na horyzoncie pierwszy "klient".

W piątek za dnia jeszcze bonitos ścigamy, jeszcze widzimy tuna. Powoli z zachodu nadciągają czarne chmury i zganiają nas z wody. Wracając zahaczamy o Gibraltar i odbieramy Bujo. już z rana pakujemy się na łódkę, w siąpiącym deszczu (południowa Hiszpania, maj, halo halo, skąd ten deszcz). W cholernej ulewie znikają okoliczne wzgórza. Kręcimy się po miejscach gdzie ryby zawsze były i... nie ma. Wreszcie ulewa przelała nam kurtki, cieknie nam woda po dupach i nogach... Sama przyjemność, przynajmniej ciepło i nie ma hipotermii jak w Eire. Wreszcie, rzutem na taśmę - woda zagotowała się, 2-3 rzuty, Bujo zacina bonitos, Patryk równolegle na muchówce. Walka trwa w najlepsze, ze Michał łowi niby mocnym morskim Cabelasem 25lb chce rybę drzeć na klatę. Szybko zwierz weryfikuje jego plany, jak również mozliwości hamulca w daiwie 203sw. Kilka kołek pod nogami, wreszcie stefan w sieci, Bujo zadowolony. Żeby nie było nam za dobrze mgła w której znikneły wzgórza zmienia kolor z jasnego na ciemnoszary. Woda zasuwa na nas jak z wodospadu, więc decydujemy się na powrót. Oczywiście gdy cumujemy łódkę wychodzi .... słońce. Ale - styknie wrażeń na jeden dzień, jutro połowimy ze hohohoho.

Tiaaaaaa. Nie do końca. Nocą złe gremliny zakradły się nam na lódkę i zjadły szczotki w rozruszniku. Kolejny dzien wita nas skrzeczeniem startera przy próbie odpalenia maszyny....sobota, wszyscy i wszystko zamknięte. Fuck, jestesmy ukiszeni do poniedziałku, kiedy dofruwa do nas Slider.

Skracjąc historię - naprawa zajmuje naszemu mechanikowi tydzień, przez tydzień odwiedzamy najrózniejsze miejsca, nasiąkamy kawą, hiszpańskim klimatem, poparzeniami slonecznymi i brakiem ryb. Totalna studnia przy brzegu, nie licząc mulletów i seabassów,ale po Irlandii mam ich lekki nadmiar.

Wreszcie - Bujo odlatuje, klatwa zdjęta, ruszamy ze sliderem na wodę. Mielimy kolejne puste miejsca, by na sam koniec, w najmniej oczekiwanym z miejsc zaliczyć gotowanie wody przez duże tuny. Widok wspaniały, nie mniej nim dopłynęliśmy ryby wyparowały. Tydzień deszczu i temperatur rzędu 14 stopni zbił temeprature wody o kilka stopni w dół i zupełnie wygonił wszelkie ryby z okolicy. No tak bywa na rybach.

Slider odlatuje, zostajemy sami z tematem studni. Nasze zwykłe miejsca świeca pustkami, szukamy ryb na cieśninie. Wieści napawają raczej umiarkowanym optymizmem - nikt nie łowi nic.

Wreszcie - poranny wypad. Łowimy w płytkiej kamienistej zatoczce.Panda rzuca z dziobu i ma potężne branie. Ryba szaleje, nasze starania podbierakowe ma w głębokim poważaniu. Wreszcie udaje się nam wylądować COŚ.

Kłapie groźnie zębami usiłując ugryźć któregoś z nas.

Załączony plik  P5300057s.jpg   43,63 KB   24 Ilość pobrańZałączony plik  P5300083s.jpg   72,85 KB   25 Ilość pobrańZałączony plik  P5300118s.jpg   89,77 KB   28 Ilość pobrańZałączony plik  P5300126s.jpg   76,03 KB   28 Ilość pobrań

Ryba śliczna, pięknie walczy, ale trochę mi ulżyło, kiedy odpłynęła w cholerę



#12 OFFLINE   Drago

Drago

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 697 postów

Napisano 22 lipiec 2016 - 14:46

Fajna przygoda i dobry pomysł na biznes. Jedyna uwaga to jak ciągniecie tą muchę z pasją stojąc na dziobie w łodzi bez relingów to uważajcie na nogi, bo jak walnie duży tuńczyk, a linka nieszczęśliwie w nogę się zaplącze to łowiący może zwiedzić pod wodą całą cieśninę Gibraltarską.


  • Sławek77 lubi to

#13 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 22 lipiec 2016 - 17:15

A tam, na dziobie tylko jeden człowiek jest w stanie ustać to rodeo. Ryby duże, ale i człowiek i kamizelka, aż tak łatwo to pod wodę nie idzie ;)

Dla każdego "normalnego" wędkarza opcja na dziobie nie jest opcją, nie da się ustać mimo najlepszych chęci.



#14 OFFLINE   Drago

Drago

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 697 postów

Napisano 22 lipiec 2016 - 19:10

Jak teraz sami jesteście to pewnie tak, choć i tak adrenalina jest. Natomiast jak będziecie mieli klientów i wjedziecie w stado tuna to różne rzeczy się będą działy na łodzi i o tym mówię. Ja już to wiele razy przerabiałem i różne rzeczy widziałem. Niemniej, powodzenia w realizacji marzeń.



#15 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 22 lipiec 2016 - 19:25

No może być i tak, kto to wie.

Powiedz, dużo masz doświadczeń z dużymi tuńczykami na muchowych zestawach? Szukam kogoś by potwierdzić niektóre informacje.

Tutaj to wszystko troll i troll, na zestawach potwornych (bo i ryby łowią też z cyklu ponad 200kg).

W zasadzie jedna, moze dwie ekipy łowią na korbę, na muchę w okolicy nikt.


Użytkownik Kuba Standera edytował ten post 22 lipiec 2016 - 19:28


#16 OFFLINE   Drago

Drago

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 697 postów

Napisano 22 lipiec 2016 - 19:59

Na muchę tuńczyków nie łowiłem, aczkolwiek widziałem kilku próbujących. Niestety z tego co pamiętam nigdy im się nie udało ryby doholować, bo w większości przypadków ryba przecierała linkę o kil łodzi (z mojej praktyki większość tuńczyków tak się traci, w ostatniej fazie holu) lub poplątała zestawy z innym łowiącym. Byłem natomiast sporo razy w sytuacjach podobnych do Waszych, kiedy wjeżdżaliśmy w grupkę kilkudziesięciokilowych tuńczyków i tak jak piszesz był to tylko jeden rzut i komu wziął ten walczył, a reszta tuńczyków znikała i było pozamiatane. Widziałem natomiast zakończoną bardzo poważną raną próbę odplątania żyłki kiedy przynęta była w wodzie i nagle ryba wzięła. Widziałem dosłownie spaloną do żywego mięcha skórę kiedy ktoś z przyzwyczajenia próbował palcem przytrzymać szpulę z odjeżdżającą rybą, no i widziałem właśnie wplątanego w żyłkę jegomościa, który mało co nie popłynął za tuńczykiem. Nie mówiąc o latających czapkach czy zahaczonych koszulkach w czasie wyrzucania przez nieuważnych jegomości czy hakach w różnych częściach ciała. Plus wiele, wiele innych jak nieudany rzut wahadłem które trafiło innego łowiącego. Sam wiesz, że sprzęt używa się bardzo "gruby" i większość ludzi jest nieprzyzwyczajona do takiego łowienia, co często kończy się mniejszymi lub większymi wypadkami. Łowienie z ręki tuńczyków to kompletnie inna szkoła jazdy w porównaniu do łowienia z trola, gdzie kapitan zwykle wszystko ogarnie i jest miło i przyjemnie. Niemniej, odjazd tuńczyka przy braniu z ręki, które często jeszcze widać to coś tak niesamowitego, że u mnie jest na pierwszym miejscu pod względem atrakcyjności. Niestety ta adrenalina prowadzi też do nieuwagi i wypadków. Musicie stosować taką zasadę że okulary i czapka z daszkiem lub kapelusz to rzecz obowiązkowa, plus oczywiście koszulka. Ludzie muszą być z góry porozstawiani w określonych miejscach. I musicie też sobie przygotować dokument o odpowiedzialności za wypadek, kosztach utraty sprzętu, itp (zgodny z prawem danego państwa), który klienci będą podpisywać przed wejściem. A tak z anegdot z moim udziałem. To kiedyś stałem na dziobie wypatrując tuńczyków, a kumpel stojący na rufie krzyknął że tam się pojawiły. Biegnąć by zdążyć rzucić staranowałem do parteru dosłownie innego kumpla który wychodził bocznymi drzwiami z nadbudówki. Do dziś mi to wypomina :D :D

 

Osobna historia to tak zwani puker, czyli rzygający. Tacy ludzie zdarzają się często. I co gorsze mimo że "umierają" to muszą złowić bo zapłacili. Kilka ciekawych historii też mógłbym opowiedzieć. Dla pewności kupcie sobie Dramamine Non-Drowsy (nie powodującej senności) i proponujcie każdemu klientowi przed wypłynięciem z portu. Oszczędzi Wam to wielu nerwów i ogólnie będzie milej na łodzi ;-)


Użytkownik Drago edytował ten post 22 lipiec 2016 - 20:09


#17 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 22 lipiec 2016 - 20:26

Tak, pukers to jest jedno z naszych największych zmartwień. Ja się opływałem, kiedyś na rejsach dorszowych rzygałem jak kot, teraz na metrowej fali mogę stepować w klapkach :P

Ale niestety, czesto mamy na łodzi sytuację gdy z kilku osób jedna blednie, zielenieje i zaczyna nęcić, w dodatku usiłuje łowić, co przy tych rybach już robi się niebezpieczne.

Ciągle jest to faza początkowa, wiele opcji do dogrania więc i z czasem będzie dużo łatwiej.



#18 OFFLINE   Drago

Drago

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 697 postów

Napisano 22 lipiec 2016 - 20:33

Ja mimo że nie mam choroby morskiej to zapobiegawczo biorę, zresztą jak wszyscy pływający na tuńczyki których znam.

 

To Was wyratuje z niejednej opresji :D Nie chce się po niej spać i jest dobra w czasie łowienia.

 

http://www.dramamine...ne/less-drowsy/

 

 

A kiedy pływałem w dwu- lub trzydniowe rejsy na Baja California brałem na noc na spanie regularną, po której się pięknie śpi.

 

http://www.dramamine...iginal-formula/

 

A na dzień tableteczkę tej Less-drowsy.

 

Oczywiście to wszystko zadziała, jak weźmiesz pierwszą tabletkę w porcie przed wypłynięciem. Potem to już pozamiatane i jak kogoś dopadnie to rzyganie na max.



#19 OFFLINE   Gobio Gobio

Gobio Gobio

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1253 postów
  • Lokalizacjagórna Wisła
  • Imię:Wojtek

Napisano 22 lipiec 2016 - 20:35

Bierze tam coś u Was i jak stoicie z terminami? Jestem w Sagres na końcu Europy- do cieśniny mam jakieś 500km to może bym Was odwiedził ? Z mucha jestem na bakier ale inne metody nawet w wersji heavy jestem w stanie ogarnać.
Pozdrawiam

Użytkownik Gobio Gobio edytował ten post 22 lipiec 2016 - 20:41


#20 OFFLINE   Kuba Standera

Kuba Standera

    W walce z głupota nie ma wygranych, są tylko cudem ocaleni

  • Bloggerzy
  • PipPipPipPip
  • 9643 postów
  • LokalizacjaGibraltar i okolice

Napisano 22 lipiec 2016 - 20:43

Ryby są w okolicy, jedyny problem - niezbyt mamy jak wypłynąć. Od dwóch tygodnie wieje non stop 40-60km/h. Zupełne wariactwo, były momenty że przez ciesninę wiało ponad 100, przez prawie tydzień promy do Maroka nie wypływały ze względu na wiatr i falę :) . Dzisiaj mieliśmy meteo na 18km, wyszło w praniu 40 w porywach ponad 50, fala dobrze ponad metr.

Także - czekamy na zejście wiatru, w połowie przyszłego tygodnia zaczyna wyglądać normalnie. Jesli prognozy się potwierdzą, będzie można myśleć o rybach :)






Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych