Hmmmm... Jak Pan Daniel sobiście, to ja też osobiście...
Tak mi się widzi, że dłubanina przy sprzęgle-hamulcu ma sens, w zasadzie tylko w kilku przypadkach...
1. Gdy się używa kołowrotka konstrukcyjnie starego jak Świat, który lata jeszcze na filcakach - wtedy warto pomajstrować, zastąpić na ogół jedno grube filcowe kółko, kilkoma innymi kółkami, z materiałów kilka razy cieńszych i przekładanych metalowymi krążkami... (a co wkładać zamiast, to myślę, że może być dokładnie to samo co w dużo nowszych konstrukcjach, bez wdawania się w szczególiki i sypanie nazwami)
2. Gdy planuje się częste połowy dużych, walecznych rybiszonów, typu sumiska, łososiska z dużej rzeki czy marliny, to wtedy warto wymienić fabryczne podkładki na jakieś temperaturoodporne wynalazki, które się nie zatrą czy nie schajcują przy stu-dwustumetrowych odjazdach ryby z prędkością dźwięku... Warto też w takich wypadkach stosować do sprzęgiełka jakieś wypróbowane wysokotemperaturowe smarowidła...
3. Zabiegi tuningowe mogą też trochę pomóc w przypadku gdy gwint na osi szpulki ma dość duży skok i wtedy siłą rzeczy precyzja ustawienia hamulca jest mniejsza niż w kołowrotach gdzie pokrętłem się kręci pół godziny od 0 do maxa...
A reszta zabaw, to tak na mój gust, to trochę sztuka dla sztuki, szukanie dziury w całym i poprawianie sobie humoru gdy zupa była za słona...
Acha, myślę jeszcze, że może ważniejszą rzeczą jest, w już posiadanych hamulcach, regularne smarowańsko i czyszczenie (bo piaseczek wręcz uwielbia gromadzić się pod pokręcajką szpulki), wtedy i płynność sprzęgła jest jak Pan Bóg przykazał i nie wycierają się rowy tektoniczne na spodzie pokręcajki i górnej metalowej tarczce..