Rzeka pstrągowa to bardzo delikatne środowisko naturalne, wystarczy by jeden czynnik powodował nienaturalną presję na żyjące tam gatunki i już jest problem.
Do znanych powszechnie problemów wędkarsko-kłusowniczych dochodzą zimą kormorany. Z kormoranami sobie oficjalnie nie poradzimy-ochrona. W przypadku mrozów, materiałem zarybieniowym dokarmiamy po prostu kormorany.
Brak praktycznie jakiejkolwiek kontroli nad rzeką, mięsiarze i kłusownicy robią co chcą. Hulaj dusza piekła nie ma, o ile coś jest w wodzie.
Do tego dochodzi bardzo słaba populacja drobnych ryb i organizmów stanowiący pokarm pstrągów i innych ryb. Większe ryby tam nie wyrosną, po prostu nie mają co jeść.
Na Kwisie zaczynałem swoje pstrągowanie 20 lat temu, wtedy bo była jeszcze rzeka warta łowienia. Po kilka-kilkanaście brań na dzień, 40-stak to była żadna rewelacja, dopiero 50+ można było się chwalić ( co prawda nie chwaliłem się, i dobrze ).
Muszą zostać przywrócone wszelkie mechanizmy zdrowej rzeki. Czyli zarybianie drobnymi rybami, ochrona przed kłusownikami i mięsiarzami (częste kontrole i wysokie kary), zarybianie zdrowym pstrągiem. Myślę, że w tej kolejności. Inaczej żadne inne działania nie mają sensu. Zarybiając podrośniętymi pstrągami i lipieniami, będziemy karmili kormorany, kłusowników i mięsiarzy. Co prawda na ptaki raczej nie mamy wpływu, ale na resztę tak.
Chętnie pomogę ożywić Kwisę, ale musi to mieć sens, ochrona i dbanie o rzekę ze strony związku. Nie mam ochoty dokarmiać kłusowników i kormoranów.
A jeszcze jak piszesz komendant straży zajął się mało szkodliwymi dla wód dziećmi , a nie prawdziwymi problemami . Musi się to zmienić, by była szansa powodzenia.