Zbliżały się święta Wielkanocne, wraz z nimi długo wyczekiwany wyjazd na Opolszczyznę którego celem był jaź. Wyjechałem w wielką sobotę, droga minęła szybko i bez przeszkód. Po przyjeździe na miejsce pierwsze kroki skierowałem nad rzekę, szybki zwiad nie napawał optymizmem, brak jakichkolwiek oznak żerowania jazi. Zaraz po przywitaniu się z przyjaciółmi ruszmy nad rzekę. Na pierwsze branie czekałem około pół godziny. Na środku rzeki poczułem puknięcie i delikatne przytrzymanie, niestety zaciąłem za wcześnie. Więc jesteście pomyślałem sobie, od razu humor mi się poprawił. Drugie branie nastąpiło po przytrzymaniu woblera w rynience przy brzegu, tym razem zaciąłem, po kilku efektownych młynkach przy powierzchni, ryba spada. Wracamy do domu. Nazajutrz nad rzeką melduje się przed szóstą rano. Nad wodą jestem sam, jest pogodnie, ptaki śpiewają aż miło. Kilka minut po szóstej mam delikatne branie na środku rzeki, po chwili na brzegu ląduje pierwszy jaź, jest dobrze.
Drugiego brania nie zacinam, pora wracać na świąteczne śniadanie.
Po południu jedziemy na urokliwą rzeczkę poszukać pstrągów. W mojej trzydziestoletniej przygodzie z wędką, jeszcze nie złowiłem pstrąga. Niestety dostałem srogie lanie, cztery pstrągi które miałem na kiju, spadły
Poranek drugiego dnia świąt był pochmurny, nad wodą jestem troszeczkę później, tym razem jest jeszcze jeden wędkarz łowiący na spławik. Przed ósmą mam delikatne puknięcie na środku rzeki, po chwili drugie i przytrzymanie po którym zacinam i jest! Pierwszy jasio dnia, melduje się w podbieraku
Po upływie około kwadransa, w podbieraku melduje się kolejny jaź, tym razem mniejszy, z głębokimi ranami na grzbiecie, zapewne po wydrze którą widzieliśmy wieczorem. Dostaje sms od kumpla z pytaniem o brania. Gdy mu odpisuje za plecami słyszę "dzień dobry" To połączona kontrola PSR, SSR i Policji. Aż chciałoby się zostać ukaranym przez piękną funkcjonariuszkę PSR, "niestety" miałem wszystko w porządku. Postanawiam połowić do dziewiątej. Pół godziny przed planowanym końcem łowienia, na brzegu melduje się kolejny jaź, tym razem większy od poprzednika po przejściach
Mija dziewiąta, czas wracać. Tradycyjnie oddaje serię dziesięciu rzutów po których mam się zwinąć i w ósmym rzucie następuje mocne branie i czwarty, największy jaź tego poranka ląduje w podbieraku. Szczęśliwy wracam na śniadanie
Święta, Święta i po Świętach.... Czas wracać do domu. Z rana poszedłem pożegnać się z rzeką, nad wodą byłem przed siódmą. Poranek przywitał mnie lekkim deszczem i śpiewem ptaków. Pierwsze branie mam po piętnastu minutach, niestety ryba wypina się. Szkoda to mógł być pożegnalny jaź. Po dwudziestu minutach kolejne branie, tym razem ładny jaź ląduje w podbieraku
Jakieś piętnaście minut po wypuszczeniu ryby następuje mocne branie. Po krótkim holu w podbieraku ląduje ostatni i najdłuższy jaź wyjazdu. Do magicznej piątki z przodu zabrakło centymetra
Czas żegnać gościnną Opolszczyznę, co prawda życiówki nie pobiłem, ale i tak było pięknie. Droga powrotna nie była przyjemna. Sypało śniegiem od Częstochowy aż za Piotrków Trybunalski. Już tak mam, że gdy goszczę w tamtych stronach, zawasze jest ekstremalna pogoda
https://www.youtube.com/watch?v=6vJB8NppNk4
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 25 kwiecień 2017 - 10:06