Krzna, na której łowię, na przeważającym odcinku, od maja do jesieni, wygląda mniej więcej tak.
IMG_20190615_120528-2080x1168.jpg 93,01 KB
11 Ilość pobrań
Woda prawie nie płynie. Kleni, i to ładnych jest dużo. Niestety, siedzą w tym zielu - swojej stołówce, i niechętnie z niej wychodzą. Czasami to ziele aż się rusza, i słychać tylko ćlamanie i cmokanie. Czymś się tam obżerają. Pożywienia mają tam pod dostatkiem. Wszystkie złowione tam klenie są grube, mają wypchane brzuchy. Normalnego woblera można poprowadzić tylko miejscami, pomiędzy warkoczami roślin. Większy obszar można obłowić owadopodobnym wobkiem pracującym tuż pod powierzchnią.
Do tego dochodzą mało dostępne brzegi, porośnięte półtora metrową plątaniną traw, pokrzyw, ostów i trzcin. Trudno podejść dyskretnie. Rzuty przynętą przeważnie prostopadle. Spławić praktycznie się nie da. Raz, że bardzo powolny nurt, dwa - za chwilę linka się o coś zaczepi.
Jeżeli klenie żerują bliżej powierzchni, to rzut smużakiem w wolne oczko pomiędzy roślinnością jest od razu przez nie zauważony. Podpływają, trącają, czasami atakują. Niestety, bardzo rzadko. Po 2,3 wpadnięciach przynęty zainteresowanie kończy się😀. Wydaję mi się, że to tylko ich wrodzona ciekawość.
Zastanawiam się, czy nie zrobić jakiejś imitacji ślimaka? Może skórka chleba z balsy?.
Inną sprawą jest wyholowanie klenia z takiego miejsca😀. Pierwsze co robi, to daje nura pod ziele.
Nie wiem, czy w miarę zrozumiale to opisałem.
Jakieś pomysły?
Pomóżcie😀