Ja nie bardzo rozumiem ten temat...
Po pierwsze czy jest jakieś prawo u nas nakazujące wypuścić każdą złowioną zgodnie z nim rybę?
Nie ma.
Po drugie czy jest jakieś prawo u nas nakazujące zabić każdą złowioną zgodnie z nim rybę?
Nie ma.
Ergo nie ma "przymusu".
Mam nieodparte wrażenie, że osoby, które uważają, iż można złowioną rybę zabić i zjeść czują jakąś presję, że to zło, że wszystko trzeba wypuścić, bo tak chce jakiś tam "internet" jakaś tam moda. Ta presja powoduje, że są sfrustrowane, bo nie mogą wyrazić swojego poglądu, bo będzie ostracyzm.
Czy taka presja istnieje... sam nie wiem. Napisałbym, że jeśli jest taka to jest niesłuszna, błędna. Byłaby niesłuszna i błędna pod warunkiem, że obiektywnie uznać byłoby można, że wędkarz nie ma wpływu na rybostan naszych wód.
Racjonalny wędkarz nie ma. Racjonalny zabierze jedną rybę w rozsądnym rozmiarze. Zabierze faktycznie raz na jakiś czas.
O tym - między innymi rzecz jasna - jest dla mnie przesłanie tego filmu i głos Józefa Leśniaka.
I teraz istota.
Sprowadźmy przepisy prawa do tego racjonalnego wędkarza.
Jakie 3 pstrągi, lipienie, szczupaki, sandacze dziennie... jakie 2 sztuki troci, łososia dziennie? Jaki 1 sum dziennie? Jakim cudem brak wymiaru maksymalnego?
Jakie odłowy rybackie na wodach wędkarzy?
Po co te zapisy skoro "idealny wędkarz Remka" tak nie robi, tyle nie zabiera. Dla kogo one są?
Po to jest to forum, po to jest ta odczuwana przez wielu presja, by stan zabierania wszystkiego w limitach (lub i nie), przeciwstawić wypuszczaniu wszystkiego i po to by ostatecznie było normalnie. Po to by ktoś mógł sobie wypuszczać wszystko jak leci, bo tak uważa. Także po to by ktoś sobie mógł zabić rybę, bo tak uważa.
Po to by jeden i drugi byli zadowoleni.
Zmiana przepisów po pierwsze, edukacja po drugie.