Taktycznie mieliśmy zamiar popłynąć jak najdalej w górę rzeki, a potem spływając w dół, obławiać co ciekawsze miejscówki. Rzeka była płytka, bardzo płytka - zanurzona część silnika stukała co chwilę w dno rzeki. W niektórych miejscach płycizny sięgały 30 cm.
Mijając porozstawiane na skarpach i łachach gruntówki - nie przypominam sobie przypadku, abym w choćby jednym przypadku widział przestrzegany przepis dwóch wędek na osobę. Nasze rozbawienie wzbudził szczególnie grunciarz, który rozstawiwszy na łasze gruntówki, schował się w samochodzie (a wcale jeszcze wtedy nie padało...) - nie ma to jak ucieczka od cywilizacji i wypoczynek na świeżym powietrzu
![<_<](/public/style_emoticons/default/dry.png)
Zbadaliśmy parę rynien, przelewów, warkoczy, skarp, burt. Co chwila słychać było żerowanie boleni, ale tego dnia nie były skłonne do współpracy. Po ładnej pogodzie rankiem, wczesnym popołudniem dopadła nas burza, więc zdesantowaliśmy się na brzeg, gdzie musieliśmy przeczekać ponad godzinę, aż aura jako tako się uspokoi. Ale kropiło już potem do końca.
Ponadto, zawiódł nas wynajęty silnik -> nie dość, że każde odpalenie to dziesiątki prób i stracone minuty, to jeszcze Slavecky musiał wykazać się pomysłowością i zmysłem technicznym Adama Słodowego i naprawić trzpień blokujący śrubę, bo ten w pewnym momencie po prostu się przeciął i mimo włączania biegu, śruba pozostawała w bezruchu.
Ogólnie wędkarsko bardzo kiepsko: Zewu złapał okonia, Slavecky niewymiarowego szczupaczka, a Robert i ja bez ryby. Ponadto parę niezaciętych brań, odprowadzenie przynęty przez ładnego okonia i to wszystko. Tak więc było sympatycznie
![:D](/public/style_emoticons/default/biggrin.png)
Poniżej wrzucam parę fotek widoczków, a Zewu, mam nadzieję, dorzuci również conieco, stawiając kropkę nad i.