Zbyt dobrze pamiętam czasy gdy boleń był rybą niezbyt częstą (a z braku wiedzy/technicznych możliwości bardzo rzadko łowioną) żeby się teraz użalać nad jego losem, gdy na skutek ludzkiej głupoty i/lub pazerności stał się niemal plagą naszych (tzn. przynajmniej podwrocławskich) wód. Zresztą moich obserwacji wynika że niemal każdy spinningista wypuszcza złowione bolenie zamiast zapychać nimi bagażnik, bo to ryba w zasadzie niejadalna.
Ale nie o bolenie w tym wątku idzie tylko o idiotyczny i kryminogenny przepis zakazujący połowu 50 metrów od jazów.
Jako etyczni wędkarze każdy z was odejdzie zapewne od tego jazu co najmniej 100 metrów.... i dostanie 200 złotych mandatu, bo to cóś w poprzek rzeki, co w swojej naiwności uważał za jaz, jest tylko jednym z jego elementów, podobnie jak ta betonowa płyta nadbrzeżna, na której właśnie stoi ze swoją wędką. Zapomniał nieszczęśnik że przed wybraniem się na ryby powinien zaopatrzyć się nie tylko w dalmierz laserowy ale także w urzędowy plan budowli, z którego jasno wynika że kolejnych 85 betonowych płyt nadbrzeżnych również wchodzi w skład budowli zwanej Jazem Opatowickim, a dopiero ta 86sta nie i to od niej należy odliczyć owe regulaminowe 50 metrów.
Produkcja "kłusowników" idzie więc pełną parą, przełożeni dzielnych SPR-owców i policjantów wodnych zacierają ręce z powodu bicia kolejnych rekordów wysokości wpływającej za mandaty kasy a frajerstwo z wędkami w rękach nawet nie ma odwagi zaprostestować przeciw bezczelnemu obcieraniu ich z gotówki.
Oczywiscie problem rozwiązałoby zwyczajne postawienie w terenie odpowiedniego zakazu połowu "odtąd dotąd", no ale nie o to przecież chodzi żeby króliczka złowić ale o to żeby go gonić. Strzyżenie frajerów jest porzecież procederem nie tylko dużo zyskowniejszym ale i bezpieczniejszym od użerania się ze zorganizowanymi grupami użytkowników sieci, sznurów i agregatów.
Użytkownik Hans Kloss edytował ten post 20 maj 2018 - 12:28