Skocz do zawartości

  •      Zaloguj się   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.


Szukaj w artykułach


Reklama


Ostatnie na blogu


1392 aktywnych użytkowników (w ciągu ostatnich 15 minut)

1282 gości, 2 anonimowych

admiral, kamyk9, Bing, Andrzej Stanek, zibi 56, Sławek77, Google, ORKA, qaya, xnt@, arto83, digger, giniu666, polny, MATI87, suszek, Marcin Rafalski, cyprys19, Białek, Pumba, Elatios, skius, karkoszek, Tomasz1990, mario, _Junak_, Fatso, Szogo636, siarq, michcio, włóczy kij, Abs142, tomspinn, Kniaziu, lukaszch, j1001, Echo, Maja 2, Adam spin, robal28, AuDiKa, bubas, Pająk 24, Pescador de caña, Kacper Kniaź, maciekg, lefrajt, kolpi, ObraFM, 77robson, Jankaraś, ManieQ, Karpiu95, Mundurowy, SPINKAMION, mizer, Qh_, as1111, grisha, Kusy88, Robert22, toked1971, M@lini@k, asp, PiotrL70, dany, jakub.chrobak.3, Konrad31, Lebalon, mav3rick, marr25, golsyl, amunris, loko, duży, cobrax, ŁukaszK, Marcipas, martek, Kielo, Kort, elmo, David77, jerrys, Trill, Jano, Glory1, laserro, russian80, ripper201, saitt, kruchy15, markverc, ksywa, Krzysiek Rogalski, migdau, koziol1006, Dawiddsw86, witoldn, Ruki, SzczupakRzeczny, pawelWPR, hasior, Marecki1983, aspius03, haukii, tasiek321, Rexxx, guciolucky, Kartal


- - - - -

Mequinenza 2007


Tak jakoś się ostatnio utarło, że co roku ma miejsce wyprawa nad hiszpańskie Ebro. Sumowo najciekawiej wyglądał termin jesienny, więc w 2007  wyjazd zaplanowaliśmy na przełom września i października. Podyktowane to było tym, jakoby główny bohater miał się w owym okresie bardziej interesować przynętami sztucznymi. Kolejny raz okazało się, że jedyną pewną rzeczą w Mequinenzie jest nastanie świtu po nocy.

Magia podróży lotniczych sprawiła, że po około 3 godzinach grzaliśmy się w słońcu Barcelony. Tegoroczny skład wyprawy to nasz człowiek w Barsie – Guzu oraz Kuba, Friko i niżej podpisany.

 


 


 


 

Jeszcze tylko szybki przeskok z Barsy do naszej bazy wypadowej w Mequinenzie i....można było sposobić wędki.

 


 

Tym razem mieliśmy lokum po drugiej stronie Rio Segre, w domkach o kubaturze lekko „klaustrofobicznej”, ale za to wyposażonych w węzły „Wod – Kan” i kuchenny. Na plus także silniki do łodzi, mieliśmy 4-suwy, w lepszym stanie i mniej paliwo-żerne niż poprzednio.

 


Tak wyglądała Meguinenza w latach 40-tych. Później nastąpiła powódź, która doszczętnie zniszczyła miasto. Zapewne m.in. to było powodem budowy sieci zapór...

 

Następnego dnia poszliśmy na zwiedzanie miasta....to znaczy, ściślej, zwiedzanie pobliskiego pomostu z łodziami. Po krótkim zwiedzaniu przynęty poszły za burtę, polowanie się rozpoczęło...

 


 

Pierwszy rzut oka na wodę pokazał, że karp – podstawowy pokarm sumowy, znajduje się w głównym korycie rzeki, lecz sum pojawia się sporadycznie. Czaił się w gąszczach zatopionych lasów, co sprawdził Kuba. Próba przepłynięcia w trolu, alejką pomiędzy zatopionymi drzewami, w końcu zakończyła się sprowokowaniem suma do brania. Jednak potwierdziło się, że w takim miejscu trudno liczyć na udany hol. Chyba w jeszcze gorszym położeniu jest w takim miejscu spiningista.

 


 


Przepis na kwoka: szybko wypić zawartość, przerżnąć na pół i gotowe....

 

Na w miarę czyste miejsca ryby wychodziły sporadycznie i w sobie tylko znanych porach. W miarę upływu czasu mnożyły się brania sumów, które charakteryzowały się samym, zwykle, uderzeniem, bez zapięcia ryby, bądź krótkim holem, po którym ryba spadała.

 


Nie ma żarcia, mam cię w d.....

 

Z braku innych pomysłów, powodu takiego stanu rzeczy należy się doszukiwać w niedostatecznie schłodzonej wodzie. Noce były jeszcze bardzo gorące... Potwierdzało to także zachowanie sandacza, który przebywał poniżej granicy 15m głębokości, co praktycznie oznaczało konieczność zrezygnowania z polowania na niego. Jednego jednak złowił Friko, na zupełnie nie sandaczową przynętę. Chwilę wcześniej na tę samą urwał suma nieokreślonej wielkości, który uderzył według podanego wyżej schematu.

 


 

I taka jest Mequinenza, całkowicie nieprzewidywalna ...byliśmy tam kilka razy, jak do tej pory za każdym razem było diametralnie inaczej. Z tego powodu próby szufladkowania zdarzeń wypada robić ostrożnie. Była jedna prawidłowość – żadna ryba nie wzięła przynęty pewnie, wszystkie miały korpus poza paszczą. Wyglądało na to, że sumy nie chciały „zjadać” przynęt, tylko je rozwalić. Zapewne to zdominowało zdarzenia, które miały miejsce... W końcu, po około kilkunastu kontaktach z rybami, zła passę przerwał Guzu. Wytargał suma 170cm, co daje 35 – 40kg. Był zapięty, a jakże, za koniec pyska, podczas holu owinął się plecionką dokoła, jednak dał się wyjąć. Bravo Guzu! W końcu...

 


Catch ...

 


.... and Release

 

Podczas, gdy chłopaki wsadzali suma do łodzi na mojej wędce nastąpiło bardzo dynamiczne branie, połączone z kilkunastometrowym odjazdem (sądząc po zachowaniu sum podobnej wielkości). Niestety plecionka przetarła się o coś na dnie. Dobra passa została przerwana natychmiast i jeden z nielicznych sumów, które były do wyjęcia, został w wodzie. Co ciekawe, miejsce wydawało się wolne od takich niespodzianek, przepływaliśmy tamtędy wielokrotnie ... nie był to jednak przypadek, nazajutrz Guzu stracił tam zestaw – linka hard mono 80LB została przecięta, jak żyletką.

Dochodzę do najciekawszych zdarzeń ... Zawsze mi się zdawało, że nie ma takiej ryby, której nie dałoby się na czystej wodzie wyciągnąć, na zestaw w najsłabszym elemencie 50LBS. Cóż, naszedł dzień na weryfikację tej tezy. Tym bardziej, że weryfikacja okazała się dwukrotna. Zwłaszcza pierwsza ryba dała mi do myślenia. Około 20 minut zmagań na granicy mocy zestawu, nic nie pomogło krążenie wokół ryby, celem uniemożliwienia jej odpoczynków pod łódką. Co puściło? Widać na zdjęciu. Byłem w szoku bo tego się najmniej spodziewałem.

 


 

Jednak prawdziwym powodem niepowodzenia było to, że....ta ryba nie chciała walczyć. Pływała krótkimi, spokojnymi odjazdami, kołowała ( w zasadzie to były ruchy łba), waliła ogonem w linkę....zachowywała się zupełnie tak, jakby kawał żelaza nie tkwił jej w gębie a sznur z siłą ponad 20kg nie ciągnął do góry.

Powód był chyba jeden, ryba była zahaczona płytko i mogła niemal w ogóle nie odczuwać bólu. Nie da się wyciągnąć czegoś takiego, co dodatkowo nie chce walczyć. Można takie coś wyjąć chyba tylko jakimś dźwigiem.Cóż, prawie się udało.

Tutaj, przy okazji, muszę powiedzieć kilka słów o woblerach Mannsa. Pochodziły bezpośrednio ze źródła, wiec nie były podróbkami. Poza tym wymownym zdjęciem, jeszcze w 2 przypadkach trafiłem modele z wadliwym obciążeniem (wypływały lekko na bok), w związku z tym nie były w stanie osiągnąć zakładanej głębokości. Ponadto trafił mi się też jeden ciekawy egzemplarz, mianowicie z odwrotnie zalanym w ster drutem, który był tylko przygięty tak, żeby nie było widać na pierwszy rzut oka. Przeoczenie tego gwarantowało by urwanie nie tylko każdego suma, ale również na pierwszym zaczepie. Coś sporo tych usterek, jak na tak głośną firmę.

Wracając jednak do sumów, trafił mi się i drugi podobny przypadek, tym razem puściła plecionka 50LBS po jakich 10-15 minutach. Ryba była nieco żwawsza i były większe szanse na jej wyjęcie. Pozostała również w wodzie, nawet przez ten czas nie zdołałem jej oderwać dobrze ani razu od dna.

 


 

Przyszło się nam również zmagać z nietypowa pogodą, raz było parno i bezwietrznie, za chwile zrywał się silny wiatr, przeszły ze trzy burze.

 


 


 


Precyzyjne parkowanie 1m od łowiska....

 

Po jednej z nich, już ostatniego dnia wieczorem, sumy, o dziwo, zadziałały bardziej przewidywalnie. Uspokoiło się i zaczęły żerować w niektórych miejscach w pobliżu brzegu. Przedtem próbowaliśmy przed burzą i jedynym efektem było przemoczenie wszystkiego do suchej nitki.

 


 

Tym razem jednak widać było, że drobnica wykonuje jakieś dziwne ruchy. Stanęliśmy więc na łowienie z rzutu. Udało się nam przechytrzyć po jednym sumie. Guzowi siadł 140cm (około 20kg) na obrotówkę swojej roboty, taką samą, jaką kusił szczupaki na Szkierach. Znowu bravo Guzu!

 

 


 


 

Mnie, rzutem na taśmę, udało się wyjąć sumowe dziecko, kilka cm powyżej 100. Miałem jeszcze jedno, potężne pobicie, ale znowu czegoś zabrakło, ryba się nie zapięła.

 


 


 

Łowiłem na woblera robiącego dużo huku w wodzie, który schodził mi na jakieś 1,5m. Nawet w „trakcie żarcia” niełatwo było sprowokować ryby do brania. Rzadko też były słyszalne, chociaż po drobnicy widać było, że żerują w najlepsze. Po około godzinie wszystko ucichło.

 


Łowy w świetle zamku

 

Tym razem wyszło bardziej opisowo, ale może to i bardziej edukacyjnie będzie, dla mnie również. Jak na razie doszedłem do wniosku, że na takie ryby (duże, nie walczące) potrzeba mi trochę innego wędziska. Takiego, które będzie bardziej sztywne w szczytówce niż Ugly 50LB. Potrzeba mi lepszej amortyzacji w zakresie obciążeń w okolicach 40-50LB. Z przynętami zupełnie nie wiem, co zrobić. Linkę można spróbować dać np. jeszcze o oczko mocniejszą ale cóż z tego, skoro konstrukcja przynęty tego nie zniesie? Jakoś jednak trzeba będzie wykorzystać ta wiedzę teraz zdobytą i coś z tymi zestawami zrobić bo to raczej sprzęt zawodził, nie ludzie.

 


Morze Śródziemne z lotu ptaka (żelaznego)

 

Dziękuję wszystkim uczestnikom za miło, wspólnie spędzony na tym polowaniu czas. Ryby nie wszystkim dopisały, każdy jednak miał swoje szanse na wyjęcie suma. Tak to już z tym sumem jest. Wszystko albo nic, co też jest jakimś bodźcem, działającym na wyobraźnię.

 

Gumofilc, 2007r

 

 

Jeśli chcesz skomentować ten artykuł zapraszam na forum


0 Komentarze