Na zdrowy, chłopski rozum: optimum żerowe szczupaka to temp. wody ok. 15-17st. C. Myślę, że można spokojnie przyjąć, że im większa jest amplituda wahań temperatur, tym dla ryby gorzej. A Polska nie należy do krajów o szczególnie łagodnym klimacie. Ostatnio trafiło się kilka łagodnych zim, ale pamiętam zimę 1997, kiedy pół Polski dotknęły katastrofalne przyduchy, zimę 2005 roku, kiedy pod Warszawą odnotowywałem temperatury pon. -30st. C, ostatnie lata, kiedy temperatury dnia przekraczały 30st. C, etc. Do tego dodajmy jakość i produktywność wody i będziemy mieli równanie proste jak 2+2=4. To nie przypadek, że ogromne szczupaki 135+ łowi się właśnie na południu Europy. W krajach Beneluxu i w Niemczech także regularnie padają ryby 132-135cm (a być może większe). Dlaczego to właśnie Polska miałaby być jakąś szczupakową oazą w Europie?
Co do meritum dyskusji: nie każdy ma przy domu mega łowisko. Za to jak już na jakieś jedzie, to raczej na dobre, niż na złe. Jak już jedzie za granicę, to na bardzo dobre łowisko, bo to inwestycja i czasowa i finansowa. Są jeszcze w zasięgu 1-2 dni jazdy samochodem z Polski łowiska, gdzie ciężko jest nie złowić przyzwoitej ryby. Nie oszukujmy się, w porównaniu nawet z dobrymi polskimi metami dosłownie wywalają z butów. Przykład? W czasie ostatniej wyprawy do Skandynawii w 6 osób w tydzień złowiliśmy dokładnie 30 szczupaków 100-115cm, w tym niektóre po kilka razy. Liczba ryb 90+ zapewne przekroczyła setkę (ja sam na jednej z dniówek zaliczyłem 10 sztuk). Najlepszy wynik dzienny zrobił Harry, który drugiego dnia złowił 7 ryb 100+. Taki wynik jest praktycznie nie do powtórzenia w Polsce, a przynajmniej zdarza się niezmiernie rzadko. Czy w Skandynawii łatwo go zrobić? Tak, nawet wędkarski analfabeta może to powtórzyć, tylko musi ruszyć dupę z kraju, przejechać 2,5 tys. km, spać przez tydzień pod namiotem po 4 godzinny dziennie, a jak gryzą to wcale, kąpać się w wodzie 8 st. C i dawać żreć owadom i - przede wszystkim - w ciągu kilku dni rozpracować wodę o powierzchni np. kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych na tyle, żeby skutecznie łowić. O nakładzie finansowym nie wspomnę, bo to akurat najprostsze. Zatem zachęcam. Polecam.
Była już bardzo podobna dyskusja na j.pl i także zabrałem w niej głos bo irytują mnie uogólnienia. Tylko głupek jechałby na wodę bez potencjału - to już wiemy. Można polecieć na zagraniczne renomowane łowisko, zapłacić gajdowi i po ryby płynąć jak po swoje. A można tylko typować, często na podstawie szczątkowych informacji, ryzykować, wystawiać na próbę charakter - bo nigdy nie będziesz miał 100% pewności, dlaczego zerujesz. Czujecie różnicę?
Użytkownik krzysiek edytował ten post 26 wrzesień 2016 - 18:47