Zimowe sztormy
Dwa - że pogoda naprawdę dała nam ostro popalić, zwłaszcza ostatnie naście dni.
Zaczęło się przed huraganem, który dotarł i do Was.
Kilka dni później jak nie przywaliło wichrem i deszczem - o łowieniu w soli można było zapomnieć. W zeszłą sobotę wreszcie deszcz ustał i udało się wyskoczyć na wybrzeże, choć wicher nadal utrudniał choćby wyjście z auta (nic nie trzeźwi jak pipnięcie drzwiami w dyńkę..).
Już miało być ładnie i pięknie, jak wczoraj rozpętało się małe piekło. Wiatr na wybrzeżu osiągający pod stówkę, na zachodzie było ponoć jeszcze gorzej. Ciężko ustać było, wicher i deszcz siekły aż się chata trzęsła.
Mimo ze w nocy wiatr przysiadł, to dzisiaj już zjeżdżając z gór widac było fale, a do zatoki dobre kilka km... Wzdłuż brzegu kilkaset metrów brązowej wody i toczące się białe grzywacze - oj, poczekam sobie jeszcze...
W sobote ostatni egzamin, może do niedzieli trochę przysiądzie fala?
Plany są - ułowić flądry na muchę, whitingi, poszukac pollocków czy zostały przy skałkach. Jak nie, to się burdelik tęczakowy ostanie...
w taka aure to tylko burdel