Jump to content

  •      Sign In   
  • Create Account

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

- - - - -

Yukon 2014


Tak więc oto wróciłem po 10 latach stwierdzając z ulgą, iż w przeciwieństwie do mnie samego, Yukon pozostał bez zmian, takim jak go pamiętałem. Piękny, chyba jeszcze bardziej bezludny, dostojny i groźny dla lekkoduchów. Przesycony wielkimi, pustymi przestrzeniami, rześkim, wypełniającym płuca powietrzem i krajobrazami o urzekającym pięknie. Nie zmieniły się także ryby wciąż jest ich tam przeraźliwe jak na polskie realia dużo i aby się porządnie wyłowić nie trzeba być żadnym „mistrzem świata”, używać cud â przynęt, skradać się po krzakach na czworakach czy wstawać o 3 rano i gnać jak idiota nad wodę żeby tylko zdążyć przed innym wędkarzem. Czyli wszystko tak jak właśnie moim zdaniem powinno być na rybach.



Piotr zwykł mówić, że nie lubi wracać na ryby ponownie do tych samym miejsc, bo skoro wyprawa była dobra to po co ryzykować następną, która może popsuć obraz tej pierwszej? A przecież pierwszy raz przeżywa się najbardziej i najmocniej zapada on nam w pamięć, szczególnie jeśli chodzi o wody, które trudno odszukać nawet w podręczniku geografii, gdzie samo dotarcie nie jest proste i generuje zarówno mnóstwo czasu jak i pieniędzy. Podzielam zdanie Piotrka i planując któryś to już „wyjazd życia” chcę z reguły zorganizować coś nowego, coś co przysporzy wszystkim nowych wędkarskich wzruszeń, którymi można będzie się karmić na następnych wiele miesięcy po powrocie…aż do kolejnej wyprawy oczywiście. W tym roku pojawiła się jednak okazja ponownych odwiedzin kanadyjskiego Yukonu, szczególnego dla mnie zakątka naszej pięknej planety. Tę dziką krainę darzę pełnym sentymentów uczuciem bo to właśnie Yukon był miejscem, gdzie odbyłem pierwszą, naprawdę daleką podróż z wędką w ręku. Dla nieco ponad 20-letniego chłopaka było to doświadczenie niemal mistyczne i przygody sprzed lat żyją po dziś dzień wyraźnie w moim wędkarskim „ja”. Tym razem w Kanadzie mieliśmy spędzić aż dwa tygodnie i poza Terytorium Yukon zorganizowałem jeszcze kilkudniowy pobyt na słynnej rzece Fraser (Kolumbia Brytyjska, jakieś 2500 km bardziej na południe), a ambitny plan zakładał także wizytę w Dry Bay „z doskoku” â oderwanym od reszty świata fragmencie Alaski, gdzie można dostać się jedynie małym samolocikiem ryzykując karkołomną podróż nad pasmem gór Św. Eliasza oddzielających Kanadę od USA. I wiecie co? Wszystko się…udało. Jadąc pod koniec września obawialiśmy się kapryśnej i nieprzewidywalnej pogody (przy złej aurze wiele łowisk Yukonu jest poza wędkarskim zasięgiem, a i lot na Alaskę jest niemożliwy), a trafiliśmy zupełnie jak na loterii. Owszem, było zimno, czasami wręcz lodowato, ale na szczęście nie wiało i zbyt mocno nie padało. Przez kilka dni na niebie królowało nawet słońce, co o tej porze roku praktycznie się tam nie zdarza. Dopisały także ryby, a już sama Alaska przeszła nasze najbardziej bezczelne oczekiwania. Zresztą, popatrzcie proszę poniżej na fotorelację z tej wyprawy. Wyprawy, którą z pewnością wszyscy będziemy miło wspominać…




Posted Image

1. Yukon - 1,5 razy większy od Polski, a ludzi 4 razy mniej niż na Ursynowie…


Posted Image

2. Dobrze być tu znowu po 10 latach.


Posted Image

3. Rzut oka na Dezadeash. Taka pogoda w tym miejscu to rzadki luksus.


Posted Image

4. Dezadeash to języku Indian „jezioro wielkich wiatrów”. Cóż, mamy najwidoczniej fart!


Posted Image

5. Pierwsze koty za płoty. Ładny „lake trout” Jacka, choć to żaden okaz.


Posted Image

6. W czystej toni jeziora, zaciętego na wahadłówkę pstrąga widać jak na dłoni.


Posted Image

7. Tak naprawdę ryba ta należy do rodziny łososiowatych (Salvelinus namaycush), ale wszyscy mówią o niej pstrąg lub palia jeziorowa.


Posted Image

8. Łowiąc na głęboki trolling można dość łatwo złowić rybę 10 kg i więcej, ale na tej wyprawie uparliśmy się na spinning i muchówkę.


Posted Image

9. Lubię wędkarską traperkę pod namiotem, ale takie warunki też lubię. Szczególnie jak jest koło zera.


Posted Image

10. Kolacja po lodowatym dniu na jeziorze.


Posted Image

11. Częsty widok podczas wędkowania w Yukonie.


Posted Image

12. Kolejny dzionek na pstrągach, tym razem na ślicznej rzece. We wrześniu złowienie 20 takich rybek dziennie nie jest specjalnie trudne.


Posted Image

13. Najlepiej biorą nam na wahadłówki i wściekle różowe gumy.


Posted Image

14. Bez tego na ryby w Yukonie się nie ruszam. Na szczęście większość niedźwiedzi szykuje się już do snu.


Posted Image

15. Kolejny dzień świetnej pogody przed nami.


Posted Image

16. Cudowna rzeka i cała tylko dla nas.


Posted Image

17. Barwy kanadyjskiej jesieni.


Posted Image

18. Woda jest kryształowo czysta i często łowi się na upatrzonego.


Posted Image

19. Nie wiem czy łowić czy robić zdjęcia.


Posted Image

20. A tuż pod nogami lipienie i sieje, 2 m od brzegu…


Posted Image

21. Lipień arktyczny. Rekordowy dzień to ponad 30 sztuk i większość na suchą muszkę. Większe wolały streamera.


Posted Image

22. Na tym płyciutkim przelewie stoi co najmniej kilkadziesiąt pstrągów, lipieni i sieje pomiędzy nimi.


Posted Image

23. Starczy na dzisiaj. Wszyscy wyłowieni na maxa!


Posted Image

24. W kilka osób ruszamy w 2-dniową podróż na Alaskę.


Posted Image

25. Gdzieś przy granicy Kanada/USA.


Posted Image

26. Dziesiątki, setki jezior. W większości nikt nigdy nie łowił. Tyle jeszcze zostało do zbadania…


Posted Image

27. Góry Św. Eliasza przed nami. Najwyższy szczyt Mount Logan ma prawie 6000 m. Za nimi leży nasze miejsce docelowe – Dry Bay na Alasce.


Posted Image

28. Tak, to na pewno będzie ciekawa podróż….samolot jest z 1959 roku, ale po remoncie!


Posted Image

29. Tuż przed odlotem z Yukonu. ..


Posted Image

30. Pięć minut po stracie zapominamy o strachu. Taka pogoda nie zdarza się tu często i widoki po prostu rzucają nas na kolana.


Posted Image

31. Przelatujemy 100 m nad kilkoma olbrzymimi lodowcami.


Posted Image

32. Wlatujemy w najwyższe pasmo gór Św Eliasza. To był najpiękniejszy lot mojego życia. Szkoda, że trwał tylko 90 minut.


Posted Image

33. Za tym pięciotysięcznikiem leży Dry Bay i Alaska.


Posted Image

34. Lądujemy nad bezimienną, alaskańską rzeką, 140 km od jakiejkolwiek ludzkiej osady. Przez okno samolotu widać Pacyfik.


Posted Image

35. Na 20 sekund przed lądowaniem. Widoki trochę jak na Marsie albo na….Islandii


Posted Image

36. Wyrzucamy z samolotu graty i po chwili pilot wraca do Kanady. Wróci po nas (mamy nadzieję) jutro po południu.


Posted Image

37. Po 10 minutach jesteśmy już w woderach i dochodzimy nad rzekę. Dobry Boże, ależ cudny Świat stworzyłeś!


Posted Image

38. Jesteśmy absolutnie sami jak okiem sięgnąć. Nieprawdopodobne uczucie.


Posted Image

39. Na pierwsze brania czekamy jakieś pół minuty….


Posted Image

40. W rzece są tysiące coho (kiżucz). To mój ulubiony i najbardziej sportowy gatunek ze wszystkich pacyficznych łososi.


Posted Image

41. Łowimy 2 km od ujścia rzeki do oceanu więc wszystkie łososie są bardzo świeże i bardzo agresywne.


Posted Image

42. Biorą na spinning i na muchę, bez różnicy. Trzeba je tylko znaleźć i rzucić w pobliże stada.


Posted Image

43. Po godzinie łowienia mamy w 6 osób złowionych jakieś 20 sztuk. Jesteśmy w wędkarskim Raju!!!


Posted Image

44. Takie brały najmniejsze. Większość ryb łowimy na wodzie 50 – 100 cm i często widać uderzenie w przynętę.


Posted Image

45. Płyń rybko i dziękuję!


Posted Image

46. Srebrno – pomarańczowa wahadłówka i jeden coho za drugim. Tomek złowił 5 ryb w 7 rzutach.


Posted Image

47. Ten uderzył koledze pod samymi nogami.


Posted Image

48. Po paru minutach holu…ładny, srebrny samiec kiżucza.


Posted Image

49. Zdjęcia zrobione, to i ja trochę spróbuję. Na tego zielonego streamera łowię pierwszego dnia 12 ładnych ryb.


Posted Image

50. A od czasu do czasu zmieniam na czerwono-srebrnego. Też biorą.


Posted Image

51. Około 16.00 kończymy łowienie. Mamy po prostu dość i wszyscy głodni jak wilki.


Posted Image

52. Jeszcze rzut oka za plecy i jeszcze jedno zdjęcie…trudno się powstrzymać.


Posted Image

53. Ruszamy w godzinną podróż quadem na nocleg. Quad przyleciał tu innym samolotem przed nami.


Posted Image

54. Nasz „dom” jest gdzieś pod tą górką…


Posted Image

55. Po drodze mijamy różne piękne miejsca.


Posted Image

56. I oto jesteśmy. Warunki bardzo podstawowe, ale znacznie wygodniej niż w namiocie.


Posted Image

57. Szybko rozpalamy ogień i rozpoczynamy przygotowania do…kolacji. Pić toast z przyjacielem na końcu świata – bezcenne!


Posted Image

58. Jemy dziś wiadomo co, a Brownie pilnuje nas przed misiami. Dużo ich w okolicy.


Posted Image

59. Padamy spać o 20.00 aby następnego dnia rano wyruszyć nad wodę. A co to?


Posted Image

60. Ślady dużego grizzly 500 m od naszego obozu. Świeżutkie….


Posted Image

61. Trochę się baliśmy, że poprzedniego dnia mieliśmy farta, ale wygląda na to, że nie. Bobby zacina coho w pierwszym rzucie!


Posted Image

62. Nieduży, ale pierwsza ryba dnia cieszy chyba najbardziej.


Posted Image

63. Idę z Krzyśkiem i Jackiem 300 metrów w dół i dostrzegam w wodzie wielkie stado ryb. Biorą natychmiast i bez ceregieli.


Posted Image

64. Samica kiżucza.


Posted Image

65. Nie można łowić bardziej świeżych łososi. Te robaczki na grzebiecie to „przywry” z oceanu. Ta ryba dziś rano weszła do rzeki z morza.


Posted Image

66. Jeden z moich największych coho tej wyprawy, ok. 6-kilogramowy samiec. 10 minut holu na muchówce w 9 klasie.


Posted Image

67. A tymczasem Jacek na obrotówkę. Vibraxy są najlepsze. Kolory bez znaczenia.


Posted Image

68. Ten łosoś jest tak świeży i srebrny, że w padającym z góry świetle wygląda jak „czarno – biały”.


Posted Image

69. 99% ryb wraca oczywiście do wody.


Posted Image

70. Na dwóch kijach naraz.


Posted Image

71. Dublet muchowo – spinningowy.


Posted Image

72. Na pomarńczowo – żóty streamer łowię tylko jedną rybę, ale za to piękną!


Posted Image

73. Koło południa jeszcze łowimy, ale chyba już nikomu jakoś specjalnie się nie chce…


Posted Image

74. Wędkowaliśmy w sumie 11 godzin przez te 2 dni i złowiliśmy dokładnie 156 kiżuczów.


Posted Image

75. Trzeba jednak zaznaczyć, iż mieliśmy idealne warunki – ryb w rzece były tysiące…


Posted Image

76. Woda miała idealną temperaturę i poziom…


Posted Image

77. …a przede wszystkim wybraliśmy jedno z najlepszych łowisk w Dry Bay.


Posted Image

78. Bez wątpienia te 2 dni były iście obłędnym doświadczeniem.


Posted Image

79. Żegnamy się z Alaską, ale już planuję tu powrót w sezonie 2015 lub 2016.


Posted Image

80. Ostatnie 2 dni w Yukonie poświęcamy na łowienie w Dezadeash. Nie wykorzystać takiej pogody to był by grzech!


Posted Image

81. Pod nami 40 metrów, woda ma temperaturę 5 C, a przed nami cudowne widoki. Brakuje tylko ryby.


Posted Image

82. Janusz z Krzyśkiem płyną na szczupakowe eldorado. To taka mini zatoczka, ale rośnie w niej większość zielska z tego jeziora.


Posted Image

83. My jednak twardo z Andrzejem….za pstrągiem!


Posted Image

84. No i masz babo placek….


Posted Image

85. To nie olbrzym, ale jak na muchę to duży…


Posted Image

86. I mnie także się udaje ale musiałem zmienić linkę na „super-extra-hiper- fast sinking” .


Posted Image

87. Po południu płyniemy na szczupaki dla odmiany. Biorą jak wściekłe.


Posted Image

88. Nie ma metrówek niestety…


Posted Image

89. Ale takich 80 – 95 cm jest po prostu „do bólu”.


Posted Image

90. Biorą na każdy praktycznie rodzaj muchy, byle miał przynajmniej 10 cm długości.


Posted Image

[


91. Szczupaki są grube i krępe.

[


Posted Image

92. A ostatniego dnia spróbujemy jeszcze tych „lake troutów”….


Posted Image

94. Andrzej rozwala mnie na łopatki. Łowi sześć ryb, ja tylko jedną….cóż, bywa i tak.


Posted Image

95. Skubany, dobrał muszkę bezbłędnie, a ja jak na złość nie mam podobnej!


Posted Image

96. Pora opuścić Yukon. Wszystkim żal, ale głowy do góry – przed nami jeszcze kilka dni na rybach.


Posted Image

97. Whitehorse z okien samolotu. Jedyne „większe” miasto w Yukonie.


Posted Image

98. Wieczorem jesteśmy już 2500 km bardziej na południe i akurat zdążyliśmy na zachód słońca nad rzeką Fraser.


Posted Image

99. Następnego dnia zaczynamy od łososi. Trochę łowimy, ale jesteśmy o tydzień za wcześnie!


Posted Image

100. Stada kety (chum) są jeszcze w dole rzeki i dopiero płyną w naszym kierunku…


Posted Image

101. Kilkanaście sztuk jednak przechytrzyliśmy choć nie było lekko.


Posted Image

102. Dobre jedzenie to także ważny element wędkarskiej wyprawy - sashimi z sockeya.


Posted Image

103. A na drugie grillowany kiżucz…


Posted Image

104. Do tego przyzwoite wino i „można świat doganiać” .


Posted Image

105. Widok na Fraser z naszego tarasu następnego poranka.


Posted Image

106. Jedziemy na jesiotry. To najlepsze łowisko tej ryby na świecie i Fraser jest słynna przede wszystkim z tego powodu.


Posted Image

107. Koledzy zacinają naprawdę dużą rybę. Po pół godzinie holu i zmieniając się przy wędce co kilka minut…


Posted Image

108. 260 cm i ponad 150 kg. Jesiotr biały z Fraser w całej okazałości.


Posted Image

109. Łowimy w sumie prawie 30 jesiotrów, z których większość mierzy od 25 do 90 kg.


Posted Image

110. Niestety z niektórymi przegrywamy walkę….


Posted Image

111. Nie widać misiów nigdzie? Szkoda….


Posted Image

112. I końcowy akord – jesiotr „3-osobowy”.


Posted Image

113. Po dwóch tygodniach wracamy do Polski. Zmęczeni, ale jak bardzo szczęśliwi.

Autor: Maciej Rogowiecki - z zamiłowania podróżnik, zawodowo organizator turystyki wędkarskiej w firmie Eventur Fishing. Artykuł został opublikowany w ramach współpracy pomiędzy jerkbait.pl oraz wyprawynaryby.pl
  • Friko, tomi78, analityk and 16 others like this


42 Comments

Photo
Z Olsztyna
05 Jan 2015 22:08

Przezycie marzenie - pozazdroscil  :)

widoki..... brak słów, poprostu piękne

Piękna  wyprawa i super relacja. 

Dziękuję.

Photo
Wojtek_92
05 Jan 2015 23:34

Relacja pierwsza klasa,super fotki. Zazdroszczę takiej wyprawy.

Photo
Pisarz.......ewski Piotr
06 Jan 2015 00:10

Piękne , aż do bólu. :wacko: :o

Klasa, miło się czytało. Dzięki

To się nazywa idealna wyprawa cudowne miejsce ,piękna pogoda i dużo ryb bosko.

Maciek jakim aparatem cykasz foty?

Nikon D90 + kilka obiektywów (Sigma/Tamron)

Piękne widoki,gratuluje wyprawy

No cóż...

Ta fotorelacja to tylko kolejny argument, żeby przeprowadzić się do Kanady. Nic tylko jechać!

Gratuluję połowów!

Każdy ale to każdy chciałby przeżyć taką  piękną wyprawę ,w dodatku pięknie opisaną.

Taaak,..Piękna wyprawa. Chwilę pomarzyłem .....i do pracy :)

Początek artykułu ma dowieść ,  że większość z nas  lubi komiksy ,  niż czytanki  ? ;-) 

Super sprawa taka wyprawa. 

Photo
adam12151
26 Feb 2015 07:45

Cześć, we wrześniu 2012r we trójkę zorganizowaliśmy sobie tygodniową wyprawę na Fraser, wrażenia niesamowite. Na zdjęciach poznałem to samo miejsce noclegowe i przewodnika (po .... psie). Na pewno jeszcze wrócę w te miejsca.

Piękne klimaty, inny świat, inne ryby.
Można się rozmarzyć Panowie !

 

Piękna wyprawa ale jak po powrocie dalej wędkować w naszych wodach .


Po prostu już nie łowisz  -_- bo się nie chce, zbierasz money na następną wyprawę nad Yukon, ewentualnie jak pisał grunwald witka do rzucania plemnikami w dłoń i dowartościowujesz się wzdręgami ;).

Świetna lektura na dzisiejszą aurę poza oknem. W sumie czytać nie trzeba, wystarczy popatrzeć na zdjęcia. Niesamowite!

Piekne miejsca ,mozna sie przelowic:)