Niechaj i ja się wywnętrzę w tym temacie – bo coś mi tu strasznie śmierdzi. Proszę moderatorów – ze szczególnym uwzględnieniem językowego purysty z pięknego podbeskidzkiego miasta o nieingerowanie w mój teks, bowiem mam zamiar użyć wielu emocjonałów – niestety powszechnie uznawanych – nie wiedzieć czemu – za słowa obelżywe. Mam też zamiar przyjebać się do jednej jedynej osoby na tym portalu, która z uporem godnym lepszej sprawy – niczym Łysek z pokładu Idy ciągnie wszelkie tematy tak dalece niezborne z tym co w wędkarstwie istotne, że momentami jest to wręcz żałosne.
Jestem PASJONATEM. Kiedy się tutaj logowałem jakiś czas temu – wcale nie tak dawno, więc i staż nijaki w porównaniu z innymi – sądziłem, że loguję się na portalu WĘDKARSKICH PASJONATÓW. Przez ten krótki bądź co bądź czas naczytałem się takich cudów-wianków, że aż czasem – mówiąc swojsko i po polsku – chuj mnie jasny strzelał. Dowiedziałem się bowiem, że moja pasja realizuje się poprzez klasowy sprzęt, że mam być dobrze ubrany, że mam znać najnowsze trendy i znać tak zwany styl – cokolwiek to znaczy. Dowiedziałem się, że mam kontemplować zachody słońca na rybach, wąchać kwiatki i podziwiać motylki, biwakować nad wodą, grillować i chłonąć całym swym spinningowym jestestwem uroki natury.
I rzecz jasna ja to wszystko robię. Robię to - jak każdy inny rasowy PASJONAT. Ale robię to PO łowieniu ryb, a nie ZAMIAST łowienia ryb. Potem doczytałem się, że mam się zbratać z rybakami, a w ramach jakiegoś niepojętego dla mnie sojuszu najlepiej zrobić im laskę i wleźć do dupy. Następnie dowiedziałem się, że rzeczny transport i melioracje to największe szczęście jakiego mogę dostąpić za mego nędznego żywota, aż wreszcie „pewien kolega” oświeca mnie w kwestii niemierzalnych korzyści jakie staną się mym udziałem po rozpierdoleniu Wisły i jej zamianie w ciąg energetycznych odstojników.
Mówię więc – mówię to jako PASJONAT – nie. Nie, nie i nie. Przez prawie czterdzieści lat z wędką notorycznie i permanentnie zaniedbuję wszystko co tylko można zaniedbać – zaniedbuję żony, kochanki, dzieci, rodzinę, znajomych, przyjaciół, pracę – wszystko. Wszystko to zaniedbuję w imię realizowania mojej PASJI. A dziś jakiś pseudowędkarski łoś każe mi się przejmować rybakami, meliorantami czy ministerstwem transportu??? Toż to farsa. Jedna, jedyna wiślana przykosa z boleniami jest dla mnie więcej warta niż cały transport rzeczny. Jedna opaska z sandaczami poniżej Włocławka znaczy dla mnie więcej niż cała energia jaką można z Wisły wydobyć – i jestem z tego dumny. Bo jestem PASJONAT. A łowienie ryb jest dla mnie wartością najwyższą.
Może ktoś powiedzieć: sobek, sobiepanek, społeczny egoista – i będzie miał rację. Ale jestem przynajmniej szczery w swoich poglądach.
Kolega który mi się tu przewija w tle lansuje też tezę, że wszelkie lobby – rybackie, hydrologiczne, ba - nawet kajakarskie – to grupy które zawsze i wszędzie potrafią dla siebie wiele ugrać. I niestety ma rację. Coś takiego jak silne lobby wędkarskie nie istnieje, w związku z czym hydrolodzy, kajakarze, melioranci i rybacy zawsze finalnie wystukają nas od tyłu. Kolego „Się Obudź Bufonie” – ale to właśnie może dlatego, że żadna z tych grup nie ma swoich szeregach ludzi z takim uporem sprzedających publicznie tak judaszowe idee. Co bez wielkiej nadziei pozostawiam twojej rozwadze…