Dłuuuugo się broniłem ....ale do rzeczy:
Od minimum trzech lat nie pamiętam, kiedy wziąłem rybę z akwenu PZW. Ale pamiętam, kiedy płynąłem w tamtym roku w samych gaciach za pływającym do góry brzuchem 40 cm okoniem, którego złowiłem kilka minut wcześniej. Pamiętam sandacza, z którego wyciągnąłem hak wbity w łeb tak mocno, że dopiero w domu przy użyciu kombinerek wyjąłem przynętę, pamiętam przegraną walkę z sumem (a pływa ich 2), dzięki którym - obserwując to organoleptycznie - rybostan z roku na rok jest prawie zerowy... Dlatego za 100 % c&r jestem na NIE, bo życie mnie nauczyło, że może to być marnotrawstwem zasobów kosztem idei. Dla mnie bez sensu.Tam gdzie zostanę zakwalifikowany, to proszę o dopisek PRAGMATYZM.
Podsumowując - w tym roku nie kupowałem karpia.
EDYTA : nie bójcie się, to nie były ryby z akwenów PZW. Acha, pisanie o rybach drapieżnych jest czystym egoizmam. Dbaniem tylko o swoje prywatne potrzeby. A feederowcy, tyczkarze, etc. Gorsi jacyś?
Użytkownik Młody wędkarz edytował ten post 25 grudzień 2017 - 20:15