Jesień w pełni , czas zatem na ostatnie remanenty letnie - tym razem z płyciutkich sadzawek .
Lipiec zawsze darzy . Sięgając pamięcią do ostatnich kilku sezonów zazwyczaj jest podobnie . Po mniej lub bardziej spektakularnym czerwcowym otwarciu drugi miesiąc sezonu jest ciężki . Okupione długotrwałą orką wyjazdy , które dają w sumie efekt w postaci dobrej ryby . I to w liczbie pojedynczej właśnie . Na to liczyłem w skrytości ducha w tym roku . Końcówka miesiąca , ze dwadzieścia nieomal pustych wyjazdów , jakieś niemrawe brania ( a raczej kontakty ) . Małe światełko w tunelu dała niezdjęciowa jeszcze , złowiona kilka dni wcześniej w miejscu zupełnie nieadekwatnym do pogody i stanu wody . A także informacje zwrotne z przystani , gdzie zawsze jakieś okruchy tego , co na wodzie słychać , dają materiał do myślenia i analiz . Generalnie malejąca wciąż woda i afrykańskie wręcz temperatury prowokowały do eksplorowania "głębszej" części zbiorniczka . Tam zresztą były ryby jeszcze trzy tygodnie wcześniej . Jednak brak efektów i coraz to słabsze zapisy na echu sugerowały , że ryby są jednak gdzie indziej . Szukałem , ale nijak nie mogłem się przemóc do łowienia na głębokościach poniżej metra . I mówimy tu o połowach dziennych oczywiście . Jednak podświadomie czułem , że ryby muszą być płycej , bo tam właśnie od jakiegoś czasu echosonda pokazywała duży ruch pod wodą . Z tych napłynięć na płycizny jedynym sensownym wnioskiem było to , że ryby są obecne a także to , że na tej głębokości ich "elektryczność" w zachowaniu jest niebywała . Trzeba było być naprawdę delikatnym we wszelkich czynnościach na łodzi , napływaniu i kotwiczeniu , a i tak skupiska ryb rozpierzchały się zbyt szybko , aby nawiązać kontakt i stwierdzić , z kim tak naprawdę mam do czynienia . Jednak ten pierwszy sandaczyk , złowiony po długiej przerwie na wodzie 0,7 m przełamał lody . Branie było po krótkim siłą rzeczy z racji obciążenia rzucie pod wiatr . Rybka delikatnie , choć wyraźnie pyknęła w mikro opadziku i była super wpięta w policzek . Wiedziałem już , że tam są i można się do nich dobrać . Ostanie dni miesiąca . W skrytości ducha ciągle liczę na letniego byka . Wypływając w ten wczesny poranek , całkiem rześki przed zapowiadanym na południe ponad trzydziestostopniowym upałem , ciągle mam nadzieję na to , że regułą się potwierdzi i będzie dobra ryba . Może dzisiaj ?
Zaczyna się dobrze . Na płyciutkich mulakach zapinam całkiem zgrabnego szczupaczka . Wziął dziwacznie , pojawiając się oporem na przynęcie w trakcie sekwencji podbicia i opadu , dając przez moment wrażenie , że coś podhaczyłem . Fajna walka , sprawne podebranie i wypuszczenie ryby uwalnia mnie od łódki , która dosyć nachalnie towarzyszy mi od dłuższej chwili . Się zdziwili chyba i popłynęli killować nieco dalej . Zapisy na SI obiecujące . Widać ryby ( takie leszczowe chyba ślady między przecinkami drobnicy , zresztą przecierki glutowate to potwierdzają ) . Na twardszym nieco blacie mam serię dziwnych kontaktów w kilku napłynięciach . Czuję przez skórę , że to sandacze . Oczywiście żadnych ewidentnych pstryków opadowych . Ale coś przygniata i puszcza gumę na ułamek sekundy , dając mega twardy i nienaturalny opór w miejscu , gdzie nic takowego dawać go nie może . A to po dojściu do twardej krawędzi korytka dopływu rzeczki skalisty grzebyk , dający zaczep do przeskoczenia ożywa nagle na ułamek sekundy pulsującym oporem , pozostawiając poskręcaną w chińskie osiem i zsuniętą z haka gumę . O łuseczce sandaczowej , charakterystycznie nabitej na sam koniec grotu haka również wspomnieć należy . Koniec końców słońce podniosło się już całkiem wysoko , kiedy odpuściłem i popłynąłem szukać okoni . Pasiaczki również pozamykały pyski i poza kilkoma akwariowymi rybkami nie udało się skusić nic większego do współpracy .Inna sprawa , że na rewirach było już przede mną wielu , a ta kameralna woda tego nie lubi ... Wracam więc już w pełnym i mocno grzejącym słońcu . Całkiem wyraźny i przyjemny wiatr daje jeszcze odrobinę komfortu , choć zdaję sobie sprawę , że kolejny wyjazd powoli się kończy .
Ryby namierzam całkiem przypadkowo w miejscu całkiem dobrym w sumie . Wyraźne dwa wrzeciona , widoczne przez chwilę na lewej burcie . Grzech nie spróbować . Ryba siada w trzecim chyba rzucie , całkiem blisko łodzi . Żadnego wyraźnego brania . Po prostu opór , pojawiający się w trakcie prowadzenia przynęty i narastający błyskawicznie , przechodzący płynnie w hol bez konkretnego zacięcia . Pierwsze wrażenie podhaczenia mija bardzo szybko po błyskawicznym przejściu przez rufę o mocnym parciu w dno . Oczywiście na tyle , na ile pozwala na to rybie głębokość 0,8 - 0,9 metra . Kiedy widzę GO w mętnej wodzie po raz pierwszy , nogi mam jak z waty . Potężny pysk targający wściekle na boki z gumą dyndającą złowrogo na zewnątrz . Przepiękna biała obwódka płetwy ogonowej walącej w powierzchnię wody . Ryba jest bardzo silna i z racji płycizny walczy nietypowo - dynamicznie , szybko i mimo wszystko prze do dna . Podbieram ją nie bez trudu za trzecim chyba razem . Wypina się w podbieraku . Z tego ,co zdążyłem zaobserwować , zapięty był od zewnątrz w nożyczki . Jest piękny .Gruby w grzbiecie ( choć jeszcze nie w brzuchu ) i zły nawet wtedy , kiedy po chwili grzecznego oczekiwania w podbieraku wyciągam go na chwilę do zdjęć . Kłapie wrednie paszczą i hałasuje trochę na łodzi . Największy chyba w tym sezonie . Biorąc pod uwagę , że przekroczył zdecydowanie 75 cm , to taki pod osiemdziesiątak nieomal .
Tuż po wypuszczeniu smoczka , całkiem nisko przeleciały żurawie z dźwięcznym zaśpiewem . Naprawdę miałem przez moment wrażenie , że to mój Mistrz przygląda się dobrotliwie całemu zdarzeniu . Kochał te ptaki ...
Sprzętowo MXS72L , Vanquish 16' C3000 , Duel Hardcore PE 1,0 , 8 cm Gunki na pięciu gramach .
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 15 październik 2019 - 21:30