Ta miejscówka miała w sobie potencjał , choć raczej z tych bardziej ukrytych . To znaczy wierzyłem w to usilnie bez uzasadnienia praktycznie , ale ciągnęło mnie tam od wczesnej jesieni , kiedy poziom wody wrócił do w miarę sensownego stanu . Nie połowiłem tam specjalnie . Ot , kilka niewielkich szczupaczków i sandaczyków , choć o dziwo przy bardzo małej wodzie również . Raz czy dwa mogłem podziwiać kapitalne zapisy na echu . Obszarowo jakieś 100 , może 150 metrów , niezbyt duża głębokość , ze cztery skupiska sandaczowych dołków-kraterków , poprzecinanych mikro kanionami w twardym dnie i ułożonych prawie w szachownicę . Zaznaczone miałem najbardziej obiecujące miejsce , do pozostałych nawigując bez problemów . Generalnie najlepiej się łowiło na wodzie co najmniej średniej ( lub dużej oczywiście ) i mocnym , południowym lub zachodnim wietrze , kiedy to można było podać przynętę pod najbardziej optymalnym kątem do struktur na dnie .
Początek grudnia . Warunki takie , że płynę od razu tam właśnie . Inna sprawa , że ostatnimi czasy nie dzieje się zbyt wiele i nie mam specjalnie pomysłu , co robić tego krótkiego popołudnia . Mam praktycznie dwie godziny do zmroku i może jeszcze jedną do zupełnych ciemności . Dużo zapisów białorybu nastraja więcej niż optymistycznie , bo ostatnio i tych skupisk znaleźć nie mogłem . Ryba siada w pierwszym rzucie . Wiem , że tak być nie powinno , ale stało się . Miękki wjazd w przynętę po dalekim wyrzucie z wiatrem , po jakichś dwóch metrach prowadzenia . Jednym słowem daleko . Pierwsze chwile takie jakieś dziwne . Jest spory opór , ryba chodzi dnem ale nie kopie zbytnio i nie trzepie łbem . Nie mam pomysłu co jest na końcu zestawu , bo mocny wiatr tłumi dodatkowo sygnały . Ale jest grubo . Po kilku chwilach i kilku metrach bliżej mam prawie pewność , że to sandał . I że gnieciuch . I że wielki . Hol był dziwny i ciężki , bo fizycznie ryba chodziła ostrymi zwrotami okrążając kilka razy łódkę , do tego parła ostro w linę kotwiczną i ciężko było nad nią zapanować z racji tego , że przynęta tkwiła w krawacie właśnie . Do tego doszedł stres , kiedy to zobaczyłem smoka z gumą na zewnątrz . Koniec końców bestia szczęśliwie zaparkowała w podbieraku . Gumę ciężko było wypiąć jak się okazało , więc obawy były płonne . Ryba jest absolutnie urzekająca . Ma dobre 85 cm i jest super szeroka . W tych gabarytach długości i szerokości moja życiówka o ile dobrze kojarzę .
Po krótkiej sesji fotograficznej wypuszczam sandacza na prawą burtę , gdzie po chwili mogę go podziwiać grubym wrzecionem na echu . Rzucam kilka razy próbując dojść do siebie
. Kątem oka patrzę na ekran sondy i coś mi nie gra . Gruby zapis , który jeszcze przed chwilą podziwiałem na prawej burcie , jest teraz po lewej stronie . I po chwili znowu po prawej . Powoli dociera do mnie , że właśnie jestem w środku jakiejś cudownej akcji pod wodą , pełnej grubych ryb
. Po kilku minutach mam branie blisko łodzi . Delikatne pyknięcie , które po zacięciu ( bardzo zresztą mocnym , bo nerwy napięte jak postronki wyostrzyły maksymalnie zmysły ) eksplodowało furią , targającą wędką z wściekłością . Gruby sandacz wychodzi bardzo szybko do powierzchni ( sam jestem zdziwiony ) , waląc łbem na boki i wzbudzając gejzery wody . Widzę gumę wpiętą w sam koniuszek twardego pyszczyska , majtającą się na zewnątrz . Jest nerwowo , kiedy podbierak zaczepia o zamek torby , jednak w miarę sprawnie pakuję grubasa do siatki . Wypina się w podbieraku . Z racji tego , że nie poszalał zbytnio po braniu na krótkim dyszlu , szaleje w łodzi , kłapie zębiskami i chce wszystko demolować . Samo zło
. Ma dobre 80 cm i jest z tych czarnych diabłów kocmołuchów . Jest piękny . Jest pięknie . W przeciągu kwadransa złowiłem dwie ryby , o których mógłbym do niedawna tylko marzyć. Dla mnie to jakiś rekord świata .
Obydwie ryby wzięły na klasykę w postaci ES 4,5" w mało klasycznym kolorze . Po tej akcji wszystko w rejonie ucichło , a ja przesuwając się stopniowo po miejscówkach zaliczyłem jeszcze szczupaczka , który wziął długim pociągnięciem na szczycie podbicia i został zacięty z siłą straszliwą godną jego niedawnych poprzedników
. Po zmierzchu natomiast udało mi się zaliczyć wreszcie nocnego sandaczyka . Ta ryba była wisienką na torcie tego dnia , bo wreszcie udało się przełamać nocny szczupaczy i karpiowaty niefart .
To był jeden z najlepszych moich wędkarskich dni, choć nic początkowo tego nie zapowiadało . Ten natłok emocji w tak krótki czasie , możliwość złowienia i wypuszczenia tak pięknych ryb bez świadków , sprawdzenie się koncepcji dotyczących miejsca - to wszystko dało poczucie absolutnego spełnienia .
Dzień później i 50 metrów wcześniej , po zarejestrowaniu kapitalnych zapisów na sodzie , mam mocny i miękki wjazd w pierwszym rzucie . Powtórka z rozrywki ... Tym razem ryba spina się po kilku mocnych targnięciach łbem . Może to i dobrze , bo tym razem na wodzie było już tłoczno ... Między innymi dlatego też zdjęcia musiały zostać poddane edycji ( wielkie dzięki @patu
) , dzięki której nadają się do publikacji . Podobieństwo wszystkich punktów charakterystycznych jest w tym momencie zupełnie przypadkowe
. Jak się zresztą w nieodległej przyszłości okazało , to nie był koniec emocji związanych z tą miejscówką , ale o tym wkrótce
.
Sprzętowo zestaw z 10 lb M1-nką , Vanquish'em C3000 16' i Duelem Hardcore X8 PE 1,0 . Na końcu klasyki Keitecha w kolorach różnych .
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 27 grudzień 2019 - 09:38