Napisano 10 październik 2019 - 06:01
Drogi Bartku, nie musisz prosić o wybaczenie. Jesteś wędkarzem, którego bardzo szanuję za to, że działając w strukturach, starasz się o normalność i próbujesz zmieniać na lepsze. Podziwiam szczerze upór o ochotę. Podajesz wykładnie prawną i powołujesz się na ustawę. Zastana rzeczywistość pokazuje, że prawo nie działa, a ustawa jest ułomna. Przynajmniej w odbiorze moim i wędkarzy, których znam. Zwolenników obecnych rozwiązań staram się omijać szerokim łukiem. Woda, jaką jest Zegrze jest modelowym przykładem dewastacji, do której doprowadził zarządzający nią związek do spółki z organami państwowymi jako biernymi tego obserwatorami. Mógłbym przywołać jeszcze Śniardwy, gdzie dokonało się to w trochę inny sposób. Ale mechanizm jest bardzo podobny. PZW utrzymują przy życiu dwa źródła. Pierwszym, oczywiście są pieniądze ze składek. Drugim jest danina ze strony państwa w postaci wód oddanych w użytkowanie. Jesten w pełni świadomy, że to nasze składki, a państwo to my. Jest w Polsce bariera, gdzie ta świadomość traci na znaczeniu. W przypadku Zegrza, na którym spędziłem jakieś dziesięć lat, widać gołym okiem sposób funkcjonowania zarządcy. Z jednej strony ogromna rzesza składkowiczów beretująca ile wlezie (zgodnie z przygotowanym dla nich RAPR), wyrażająca swoje zadowolenie i utrzymująca, że wszystko jest ok. Sumy należy wybić, bo zjadają sandacze, sandacza należy zabić i zjeść, bo jest smaczny, metrowy szczupak powinien być zberetowany, bo jest nosicielem słabego materiału genetycznego, okonie zabieramy, bo kiedyś się je określano mianem chwastu. Zresztą zabijamy, bo można. Jak czasem weźmiemy więcej, wcześniej, czy później, upiecze nam się. Koledzy po kiju przymkną oko. Przecież nikt nie jest święty. Po drugiej stronie mamy rybaka, z okazałym i znanym nam logo wymalowanym na łódce. Dba on oficjalnie o zachowanie równowagi ichtiofauny Zegrza, poprzez odławianie wszelkiego białorybu. W praktyce, czego byłem świadkiem, beretuje chętnie drapieżniki. Działa w dni powszednie, nie wchodząc w drogę wędkarskiej braci. Ja też starałem się nie wchodzić w drogę wędkarskiej braci (bo mnie mdliło na jej widok), byłem więc przez rybaka kilkukrotnie opieprzony, za przeszkadzanie, przepływanie, płoszenie. Wolał być sam i to rozumiem. Strażnik PSR w rozmowie o owym pracowniku PZW powiedział mi, że gość jest nie do skontrolowania, bo musiałby mieć na łódce człowieka ze straży, patrzącego mu cały czas na ręce. Ludzi brak, facet jak chce robić źle to i tak zrobi. Tyle w temacie i tyle o sieciach. Dlaczego to się nie zmieni i Zegrze nie stanie się wędkarskim eldorado w pobliżu największej w kraju aglomeracji? Bo nikt nie ma w tym interesu. Nikt z wyjątkiem garstki jebniętych oszołomów, którzy sobie ubzdurali wypuszczać złowione ryby i jeszcze skłaniać do tego ogół. W imię czego? Wydumanych ideałów i zwichrowanej wizji przyszłości? I zderzając się ze ścianą państwowych urzędników, ustawy, PZW, rzeszy wędkarzy, rybaków, wreszcie ogromnych pieniędzy. Walcie sobie głową w mur... Gdyby, czytający te słowa mieli ochotę okrasić je szopem praczem z popcornem (pozdrawiam Ezehiela), albo poradzić mi pójście na ryby, miast wylewania swoich żalów, to jestem codziennie nad Wisłą. Tam jeszcze czasem coś się trafia, nie ma rybaka i stołu do skrobania ryb.