Witam. Ja lowie tylko na nowa wersje i mi sie nie placze tez rozkminialem to z kolega Maro jemu sie plataly a mi nie . on uzywal agrafki z kretlikiem ja uzywam samej agrafki. Spróbuj lowic na sama agrafke bez kretlika. Dodam ze nowy Focus dal mi wiecej ryb niz stary .
Dla wszystkich boleniarzy dobry news od nowego sezonu bedzie Rapid 9 ciezki kaliber okolo 27g na grube lochy😀😀😀
Kamilu, łowiłem zestawem z samą agrafką (Spinwala), bez krętlika. Fakt, że byłą ona dość duża. Sprawdzę jak będzie się wobek zachowywał na mniejszej agrafce. Ale trzeba przyznać, że jak już się uda rzucić, to Focus pracuje bardzo fajnie:)
Dziś na zakończenie sezonu boleniowego udało się ładnie połowić.
Po wczorajszej porażce Odra okazała się łaskawa, acz nie dała się odczytać łatwo, z pomocą przyszła koncepcja kolegi Taśka... jak to był kiedyś napisał, że zaobserwował "subtelny zakąs". Dziś i ja go zaobserwowałem i w 40 minut złowiliśmy 6 ryb 70 plus, dwie lub trzy podobne spadły i było jeszcze po kilka brań. W tym wyholowaliśmy dublet.
Są takie miejsca, do których wracamy wyjątkowo chętnie. Od wielu lat moim miejscem, gdzie znajduję ciszę i ukojenie, jest pewna wioska nad dzikim, majestatycznie wijącym się Bugiem.
Jednak w tym roku znalazłem się w krainie, o której nie potrafię zapomnieć. Odra - kapryśna księżniczka. Piękna, dostojna, zjawiskowa. Bezczelnie i bez pytania wdarła się do mojej świadomości, powodując obsesję. Dzieli mnie od niej 500 km, a wracam w każdej możliwej chwili i już planuję kolejne wyprawy. To miłość od pierwszego wejrzenia, to miłość bezwarunkowa. W miniony weekend dane mi było stanąć nad jej brzegiem, poczuć chłód nadodrzańskiego poranka, oddychać mgłą unoszącą się nad otaczającymi ją łąkami. Wiele godzin brodzenia, załamania pogody, bezowocne próby przechytrzenia srebrnej torpedy. Zmęczenie i zniechęcenie zaglądało nam w oczy. Na szczęście ryby to nie wszystko - jest tam na miejscu kilku wariatów, których serdeczność zawsze mnie ujmuje i sprawia, że zejście o kiju znad wody, udaje mi się usankcjonować wartością nadrzędną. Wszyscy się różnimy, ale łączy nas pasja, która powoduje metafizyczną, trudną do nazwania więź.
Ryby były chimeryczne, potrafiły agresywnie żerować, uderzając w prezentowaną przynętę rzut po rzucie. Później następowały długie godziny ciszy, przerywane krzykiem dzikich gęsi.
Trzeba być idiotą, by gnać tyle kilometrów, nie dosypiać, marznąć i trwonić szmal, żeby na koniec złapać jedną rybę, czasem dwie, a niekiedy nie złapać żadnej. A może jednak nie trzeba? Może to coś więcej? Coś nieuchwytnego, niewymiernego, coś co trzeba poczuć, bo nie da się tego opisać słowami...
Okazało się, że ten wyjazd był dla mnie wyprawą po mój nowy rekord. Piękna, silna i bardzo najedzona rapa osłodziła mi wszystkie trudy, niepowodzenia i wysiłki.
Wciąż się uczę tych ryb - te odrzańskie są zawsze silniejsze niż inne. Będę do nich wracał. Na dziś 77 cm i ok 5kg dzikiego zwierza to dla mnie i tak wielki sukces.
Wrzucam kilka zdjęć, byście przez parę chwil mogli się ze mną znaleźć w tej szczęśliwej dla wędkarza krainie. Wrzucam też film, który pokazuje to, co dla mnie jest kwintesencją wędkarstwa - ryba to nie jest mój przeciwnik. Ryba to mój rywal, którego przechytrzyłem, ale darzę go estymą. I w chwili gdy jej życie jest w moich rękach, okazuję jej szacunek za walkę, za emocje których mi dostarcza, za radość z pasji, którą przeżywam zwracając jej wolność. To takie proste.
Maciek, dzięki za zdjęcia, film i kolejną świetną wyprawę.
Wiślane, listopadowe bolenie to już twardy orzech do zgryzienia. Przechytrzenie takiego "zimnego" bolenia już w pierwszych wypadach daje podwójną satysfakcje i daje motywację do walki do końca sezonu. Marzy mi się zdjęcie z rapą na tle śniegu, ciekawe czy warunki pozwolą, ale bez względu na to, na grudniowego również zapoluje Ryba pobrała leniwie prowadzoną gumę w dość głębokiej rynnie. Brała na trzy razy. Uwielbiam takie brania Najpierw dwa puste uderzenia, jednak ryba nie odpuszcza i uderza jeszcze raz, tym razem z powodzeniem. Szczesliwa guma to 3D SG Bleak Paddle Tail w naturalnym kolorze, na główce 15 gram blur-1-01.jpeg52,09 KB43 Ilość pobrań
Rozsądek podpowiada, żeby jeździć gdzie indziej. Powinno się jeździć tam, gdzie ewidentnie jest więcej ryb i szansa na branie większa. A nie upierać się przy fajniejszych okoliczności przyrody i schodzić po raz enty na zero. Upierać się na kolejne sprawdzanie fajnych odcinków, gdzie kiedyś coś się złowiło, coś na środku Wisły widziało. Można łowić więcej średnich ryb i to też jest fajne. Ale chyba mimo wszystko wolę wierzyć w cuda. Czasami, nie wiadomo skąd, cuda się zdarzają. A wtedy znowu jest siła, wiara i motywacja.
Dzień niepodległości....brzmi dumnie.Dla mnie jednak jakoś tak normalnie minął, jakieś porządki na ogrodzie,koszenie trawy,bo urosła skubana jak nigdy,pomoc przy obiedzie,jakieś porządki w domu...w końcu to koniec weekendu a od jutra rusza tygodniowy kierat który ciężko ogarnąć...
15:30 zapaliła się lampka w bani że jednak godzinkę warto spędzić nad rzeką. Tak więc gnojodepty na nogi,polar,dyżurna wędka (wiecznie uzbrojona) czekająca w sieni na godzinę przyjemności w dłoń i wyjazd... Droga krótka, ale jak zwykle upierdliwa, stara A klasa jest autem zdecydowanie przyjemnym dla rodziny,ale nigdy nie na ryby. Po drodze chyba 3 razy zmieniałem azymut podróży, by w końcu wylądować w miejscu dobrze mi znanym,choć nigdy przeze mnie nie lubianym. Ale cóż..tak mi się skręciło. Pierwsze kilka rzutów dla orientacji ...kopyto w akcji...może jakiś sandacz się zlituje?! Nic z tego,choć jak na mój odcinek głęboko dość, bo napewno ponad 2 metry...ale pusto. Wymieniłem kilka kolorów, trochę kombinacji z ciężarem główki, raz podbicie,raz szurany...total zero. Chwila oddechu, przysiadłem na solidnym zwalonym pniaku,odpaliłem papierosa i chwila jesiennej zadumy nad mijającym sezonem...ech gdyby ktoś kiedyś wszystkiego tu nie wytruł...
Kolejne i ostatnie miejsce jakie zaplanowałem przełowić to leniwy, dość długi i głeboki napływ,nardziej przypominający mini prostkę.Tu już do gry wchodzi wobler " sandaczowy" ,wszak szare już niebo nakazuje poszukać sandaczyka już nieco wyżej. Kilka bez owocnych rzutów,raz szybciej,raz wolniej ...nic." Ostatni rzut" ...tak, nie lubimy tej myśli w głowie ,czy nie raz nawet po cichu wypowiedzenej...wobler leci na kilkanaście metrów, po tym wypuszczam go jeszcze kilka...odpalam papierosa...zamykam kabłąk...dwa obroty korbą....i jeb...tak jeb,nie pstryk czy przytrzymanie,normalne wściekłe jeb...
Odjazd,świeca,kilka pompek i jest.72cm,żaden gigant, ale dla mnie bardzo cenny jednak,bo w listopadzie tej ryby nie złowiłem. Fotka lipa bo sam i samojebka w telefonie to nie moja bajka jednak,wspomnienie pozostanie długo. Sprzętowo śmiesznie bo Ninja2000A, Kastmaster 244cm/14g,plecionka sufix10lb,przynęta JAZ minnow7 classic w kolorze seledynu w ciapki heh. Ryba oczywiście pływa dalej w doskonałej kondycji,odpływając nawet dała z zimnej wody w twarz...taki miły dodatek .Dalej już nie łowiłem...nie musiałem, tyle szczęścia wystarczy.20191111_224657.jpg60,59 KB43 Ilość pobrań
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 12 listopad 2019 - 11:22
Ja zakladam takie agrafki nie pamietam dokladnie ale do 9kg chyba sa dosc male a mocne tez spinwala
Jeszcze sprubuj dac kotwiczki z krotszym trzonkiem i mniejsze kolko jesli uzywasz duzego .
Kółeczka wymienione na najmniejsze jakie miałem, agrafka też z tych "mini" i na 10 rzutów, 5 było splątanych ;/ Więc nie tu leży problem. Jak temu zaradzić ?