Napisano 27 grudzień 2020 - 00:31
Odniosę się do gramatury, bo o skuteczności jerka, powiedzmy 25/250 możemy snuć jedynie domysły. Pewnie zauważyliście, że różnica w machaniu Busterami (75 gr.), a Melkowymi Piraniami (115), czy Fatso 12 (110) jest na dłuższą metę odczuwalna. Pomijam fakt zmiany gramatury kijka, bo Bustery można komfortowo obsłużyć dwuuncjowką, a do reszty towarzystwa raczej startować ze zdwojoną mocą. Wchodzimy tu raczej w rejony, które bym określił: mam odpowiedni sprzęt i dam radę. Popełniłem wiosną trochę wiekszego klocka (może nie wielkiego). Wobler wzorowany na Perchu Salmo, wymiary 22/220. Może długość nie robi specjalnie wrażenia w świetle tematu wątku, dotyczącego przedziału 30/40. Odczucia mam takie, że waga plus obfite kształty przywołują niezatarte wspomnienia z dzieciństwa. Może się komuś zdarzyło zrzucić z mostu do rzeki cegłówkę? Już całkiem poważnie, albo jestem za stary na takie zdobywanie harcerskich sprawności, albo nie widzę w tym głębszego sensu w podniesieniu skuteczności i zwiększeniu brań. Tak czy siak wobler będzie u mnie żelazną bronią na skandynawskie blaty w trollingu. Takim pływakiem schodzącym do max 1,5 m. można się też przelecieć po głębszej wodzie za zawieszonymi w toni rozbójnikami. Ale kilku, kilkunastogodzinne ciskanie? Uważam, że bez sensu. Nie dość, że niewygodne, to jeszcze pioruńsko hałaśliwe. Zasięg rzutu też nie powala, bo i technika i zalecana ostrożność (w razie brody w multiku można wyfrunąć za przynętą z łodzi) nie są w stanie dać nam skuteczności przynęt stugramowych. Jerk stanowi dodatkowy problem, bo w porównaniu ze sterówką czy dużą gumą, wymaga dodatkowo animacji kijem lub multiplikatorem. Reasumując, myślę że łatwiej zrobić, niż przeżyć weekend rzucając non stop.