Dzisiaj, tj. 19 V 2012, wybralismy sie z Krzyskiem @manonegra13 na nasza “rzeczke”. Po ostatnich obserwacji brzan wygladalo ze juz beda po tarle i moze sie uda je sprowokowac do brania.
Takie zamierzenia...a jak wyszlo to opisuje ponizej.
Przyjezdzamy na nasze miejsce startowe i okazuje sie ze poziom w wody w zbiorniku powyzej ktorego mamy lowic jest bardzo wysoki.
W tym roku jeszcze takiego poziomu tam nie widzielismy.
Od razu wlacza sie pozytywne myslenie. Spodziewam sie ze bedzie “grubo”. Najlepsze lowy w zeszlym roku byly wlasnie na wysokim stanie wody. Sandacze ze zbiornika kapitalnie wchodzily w cofke i nasza “rzeczke” powyzej.
Tylko rok temu te nasze lowy mialy miejsce w lipcu. A teraz polowa maja. Musialo cos byc inaczej.
Ruszamy...
Po przejsciu calego odcinka (okolo 3 km) okazuje sie ze naprawde woda wyglada ciekawie. Ale brzan nigdzie nie widac. Widac karpie (w innym watku). Poziom wody i nurt sprawia, ze przemieszczamy sie na rozlewisko, ktore w zeszlym roku podczas wysokiej wody bylo dobrym miejscem na klenie.
Okazuje sie ze obok rozlewiska (bocznego koryta) tra sie karpie. A raczej koncza sie trzec. W kazdym razie woda zyje. I to mocno.
Dyzurnym baczkiem kleniowym oblawiam przelamania nurtu, gdzie woda z glownego koryta wlewa sie na rozlewisko i do bocznej odnogi.
W drugim rzucie jakies takie branie. Ryba spada. Ale to branie kleniowe nie bylo.
Poprawka, i jest.
Sandacz. Taki ok 50 cm.
Czyli weszly tu w zwiazku z wysoka woda na zarcie i zostaly - przywabily je trace sie karpie. Taki wniosek sie nasuwa. Bo jest godzina 17 i swieci slonce. Wiec to raczej nie jest wedrowka ryb, w gore rzeki zwiazana z ich pora zerowania (tak jak to wygladalo letnimi wieczorami 2011). No i sie zaczyna.
Sandacz, sandacz, sandaczyk, sandacz...
W ciagu pol godziny lowimy 16 ryb (szesnascie). Nastepuje 10 minut przerwy i gdy juz mamy isc dalej...
Krzysiek na woblerka lowi “szefa tego dolka”. 76 cm. Na sprzecie kleniowym (zylka 0.25) hol trwa calkiem dobra chwile.
Foty:
Usatysfakcjonowani sandaczami juz roztaczamy wizje jak to bedzie wieczorem, gdy sandacze rusza na zer...
W miedzyczasie na zalamaniu nurtow, gdzie odnoga laczy sie znow z korytem namierzamy klenie i udaje Krzyskowi wyjac sztuke (watek Klenie 2012).
Potem dolawiam dwa niewielkie sandacze i powoli docieramy do cofki zbiornika.
Na drugim brzegu widzimy mocna ekipe – 4 obywateli rumunskiego pochodzenia na teleskopowe wedki czesze intensywnie wode przy pomocy gum na ciezkich glowkach.
Nie wyglada to dobrze. Szerokosc w tym miejscu jest taka ze z pewnoscia nie bedziemy lowic na wprost nich. Teren robi sie naprawde ciezki.
Spacer po zalanych drzewach i krzakach w wodzie po kolana / pas konczy sie dla Krzyska wywrotka i postanawia isc brzegiem. Ja brne po zalanym karczowisku w kierunku zbornika, a tak naprawde to tyle by minac ta ekipe z naprzeciwka.
Miejsce juz “grube”. Woda ledwo plynie. Gleboko. W miare rowno tu jest. Nurt normalnie idzie pod drugim brzegiem a tu jest dlugi i leniwy naplyw przed wyraznym kamieniskiem. Teraz to tylko obraz w pamieci....
Zakladam gume od Bartka (@wedkarz 87), ktora juz w tym roku sprawdzila mi sie na pstragach i brzanach. Dobra jest.
Pierwszy (i jak sie okazalo jedyny rzut). Guma wpada w 2/3 szerokosci rzeki. Opad na glowce 10 g na napietej lince. Nurt przesuwa gume w kierunku krzaka ponizej. Podbicie kolowrotkiem. Guma szybuje napietej lince....TRACH!
Branie i przymurowanie takie, ze moj kleniowo – brzanowy Loomis 12 lb zgina sie w pol. I zaczyna cichutko trzeszczec
Hol trwa kilka minut, konczy sie ladowaniem mojego zyciowego (jak dotad) sandacza.
87 cm.
Jestem sam, na zalanym karczowisku, aparat na pniak i kilka zdjec z ciezka ryba. Na drugim brzegu juz zorientowali sie co jest grane. Krzyki. Kilka fotek i ryba wraca do wody. Znow krzyki...
Wziela na Dragon Lunatica 8 cm. Glowka 10 g. Kij Loomis 12 lb, Daiwa 2500 i plecionka stren 14 lb.
Przede mna powrot przez karczowisko do miejsca gdzie bedzie sie dalo wrocic na staly lad (jakies tylko 300 metrow marszu). Nie mam watpliwosci, ze warto bylo przejsc ten kawalek by wykonac ten jeden rzut...
Pozniej schodzimy jeszcze 100 metrow nizej, gdzie juz na calkiem stojacej wodzie dolawiam dwa sandacze takie pod 60 cm.
Popoludnie koncze z 14 sandaczami (w tym zyciowka), Krzysiek ma na koncie 7 w tym grubego “szefa dolka”. Poza tym byly klenie i karp na spining.
Gdy dochodzimy do auta zaczyna padac deszcze, a za chwile rozpeta sie burza...
W aucie podsumowanie (bez sumow tym razem
) :
Jedno popoludnie, 21 sandaczy wyjetych. W tym kilka grubych ryb. Warto odwiedzac jedna wode regularnie. Rozpoznanie poczynione na niskich stanach wody dalo duzo wiedzy, w momencie gdy wszystko bylo zalane i pod woda...
Pozdrawiam
Guzu
p.s. Brzany nawet nie widzielismy