Witajcie,
Wczorajszy wypad nad naszą Wisłę nareszcie inny. Śledziłem oczywiście dyskusję dotyczącą „rybności” naszej rzeki i już, już miałem dorzucić swoje trzy grosze, bo przecież widzę, że dobrze nie jest … ale na razie… dorzucam ten opis.
Wczorajsze wędkowanie, to dziewiąty wpis w rejestrze. Do tej pory efekty gorsze niż mizerne. Łączenie sześć rybek. Rozmyślam, główkuję, coś jest nie tak. Poprzednie wypady to warunki krytyczne, wschodni lub północny wiatr, niski stan wody, zazwyczaj jestem w weekend, czyli mój sektor to głośne imprezy, grille, piwo, wino, wódka, ect. Nawet zmiana sektora na prawą stronę tylko upewnia mnie, że jest beznadziejnie słabo.
A wczoraj…
W pracy mam trochę luzu, więc szybki telefon do żony „– Jadę nad Wisłę” „- Ok, tylko wróć wcześnie, chcę dziś pobiegać, zostaniesz z Olą”. Super, akurat dziś, ehhh. Pakuję wyprawkę i postanawiam odwiedzić okolice mostu Grota po prawej stronie. Standardowa kontrola korków, kontrola radarów pogodowych. Hmm, coś ciemnego i mokrego czai się na południowym zachodzie. Ale jadę.
Pod mostem zaczynam grubo i głęboko. Plecionka, ciężkie przynęty. Jest w miarę spokojnie, ale na horyzoncie już widać „mordor”. Mija pół godziny, sprawdzam radary, no żesz ku…a. Za chwilę będzie burza, ale nic to, dalej obławiam jedyne ciekawe miejsce. Zaczyna wiać, a burza się rozdziela. Jedna idzie wschodnią, a druga zachodnią flanką… uratowany Niestety wiatr jest porwisty i dalsze rzuty bez możliwości kontroli trakcji przynęty wydają się bezsensowne. Staję za filarem i czekam, czekam. Radary „mówią”, że już za momencik… Niebo się przeciera, wychodzi słońce, wiatr cichnie. Nawijam na szpulę nową żyłkę (York INVISIO 0,18) zakładam małego woblerka i schodzę niżej. Rzucam, rzucam… cholera nie czuję tej wody, nie ma ona nic wspólnego z moim sektorem. Tu płynie leniwie, dno mało urozmaicone, nie ma warkoczyków, nie ma bystrzy, nie ma napływów, przelewów, nic nie ma … i nie ma ryb
Sprawdzam radary, widać nową komórkę burzową, jest większa od poprzedniej ale jest jeszcze daleko. Mam godzinę. Szybka decyzja, jadę na swój sektor.
Tu zaczynam z małym woblerkiem. Kilka rzutów i słyszę w oddali grzmot. No to już połowione. Sprawdzam radary, mam jeszcze trochę czasu. Schodzę niżej na moją ulubioną „bankówkę”. W trzecim rzucie w małego woblerka uderza Boleń. Miejsce mam rozpracowane, wiem, że nie mogę go podciągać, muszę zejść niżej i tam na spowolnieniu mogę podebrać. Zanim tam docieram, w nurcie robi ze mną co chce. Wreszcie doprowadzam go do brzegu i podbieram.
Bolen 20180522.jpg 307,69 KB
33 Ilość pobrań
Wreszcie. Cały szczęśliwy, dopiero teraz zauważam parę kibiców, małżeństwo. Są mile zaskoczeni („- To tu są takie ryby ?”) i pomocni. Robią fotę. Bolek wraca do wody. Chwilę odpoczywam, a za plecami groźne pomruki są coraz bliżej. Wysyłam żonie fotę. Szybkie spojrzenie na radary, nie ominie mnie ta burza. Ale jeszcze chwila, jeszcze kilka rzutów. SMS od żony „-Nie musisz się spieszyć”. Miód na moje serce. Schodzę niżej i przecieram oczy. Na wypłyceniu fruwa drobnica. Jednocześnie atakują dwa lub trzy bolki. To jest piękne, magiczne. Stoję i patrzę jak w obrazek. Zaczyna padać i dopiero bliski grzmot podnosi mi szczękę. Muszę uciekać, wokół same krzaki i wysokie drzewa. Idę szybko w kierunku samochodu, wędka złożona, jestem cały mokry. Blisko parkingu zatrzymuję się pod małym daszkiem, niestety ażurowym, więc leje na mnie niemiłosiernie. Pod wysokimi topolami nie mam odwagi stanąć. I nagle błysk, który wypełnia moje całe pole widzenia i po ułamku sekundy potężne uderzenie. Dopiero po chwili orientuję się, że siedzę w kucki. W uszach mi dzwoni. Było bardzo, bardzo blisko. Cholera nie jest tu bezpiecznie. Ale bez paniki. Kolejne grzmoty są już dalej, czekam, aż burza przejdzie. Przestaje padać, więc …wracam w miejsce, gdzie przydzwonił bolek. Kilka rzutów i siada kleń. No teraz to już jestem mega szczęśliwy.
Klen 20180522.jpg 370,09 KB
35 Ilość pobrań
Po chwili doławiam jeszcze jednego mniejszego. Dochodzę do wypłycenia, ale bolków już nie widzę. Oczywiście przeczesuję cały odcinek i dalej sektor, ale już nic się nie dzieje. Sprawdzam radary, niech będzie tam burza, niech będzie jeszcze jedna… nie ma
Ps. Zdaję sobie sprawę, że ryby nie powalają wielkościowo: Bolek (65), Kleń (40). A radość (może przesadna) ze złowienia trzech ryb w ciągu jednej sesji, to tylko kolejny dowód na to, że nasza Wisła to nie jest wędkarskie eldorado.
NOMINACJA DO KONKURSU "OPIS MIESIĄCA"
Użytkownik bartsiedlce edytował ten post 23 maj 2018 - 11:09