Tutaj się nie zgodzę.
Rozpowszechnianie informacji do masowego odbiorcy kończy się zwiększeniem zainteresowania - jeziorem, łowiskiem, miejscem. Człowiek jest taką prostą istotą, która kupuje woblera, jak widzi go z pięknymi okazami, idzie na miejscówkę, gdy pojawiają się kolejne doniesienia o super połowach. Nie mówię, że wszyscy, ale wielu.
Jeszcze inaczej to wygląda, gdy wspominamy w tajemnicy koledze. Znamy go, wiemy jaki ma stosunek do ryb itd. A jaki jest ten odbiorca masowy? Podejście ogółu niestety znamy. Przeważająca większość ryby zabija. Szybciej znajdziemy kogoś kto zjada bolenie, czy nawet krąpie z pod burzowca, niż wypuści 70cm sandacza. Niestety tak jest. Pośród tego niewielkiego ułamka wypuszczającego ryby, spora część nieprawidłowo się z nimi obchodzi. Za długo trzyma na powietrzu podczas sesji zdjęciowej, kładzie na piachu, podnosi za skrzela, wymęczoną rybę wrzuca w silny nurt bez przytrzymania itd.
Także, więcej przypadkowych osób, gorzej dla miejsca. Przy pewnym zagęszczeniu ryby się wynoszą, przynajmniej okazy.
Bardzo ciężko będzie Ci ocenić wpływ, bo na miejscach (przynajmniej tych wspólnych ze mną) jesteś zbyt rzadko. Nie masz reprezentatywnej próbki z lat łowienia.
A wyrybić można wszystko. Ileż to już było takich zbiorników, łowisk, które miały się nie skończyć... Prosty przykład - sandacz na warszawskiej Wiśle. Jak było, a jak jest.
Rozumiem aspekt marketingowy filmów, co więcej, cieszę się z działalności gospodarczej. Działaj. Im więcej firm, tym lepiej. Ale może trochę inaczej, bardziej instruktarzowo, a mniej konkretnych miejsc.
Od kilku lat mam cykliczne propozycje filmu o mojej ulubionej rybie. Za pierwszym razem przeprowadziłem szybką analizę. Na zawołanie raczej złowię, a na pewno, jak poświecę 2 dni podczas dobrej pogody. Rozmawiać mogę swobodnie, bo robię to codziennie na Komitetach będąc w centrum burzy itd. W domu powiedziałbym dla śmiechu, że te kilka wobków się zwróciło No dobra, może nie, bo żona wyciągnęłaby stos pudełek i zadawałaby pytania...
No ale gdzie? Może tutaj? Nie, tutaj lubię łowić, tu też lubię łowić. Tu łowię jak wieje z drugiej strony, a tu jak woda pójdzie w górę o 40cm. Wiem, tam nie lubię. No dobra, ale tam łowi Kamil, a obok Piotrek. Nie zrobię im tego…
Bez znaczenia? To może tak. Nagrywamy film: „Szok - pstrągi 50km od Warszawy !!!” I zaczynamy od zjazdu na s8…Cóż mi zależy. Nie są wielkie. Dla mnie nieatrakcyjne. Wolę brodzić w wielkiej rzece. A dla kogoś innego, kto spędza tam 150 dni na łowieniu, dogląda tarlisk itd. będą wszystkim.
Pozwolę sobie już po raz ostatni zabrać głos w spraiwe.
Postaram się w miarę zwięźle, żeby nie zanudzać niepotrzebnie poematami. Myślę, że w punktach będzie najszybciej
1. Moim zdaniem kilka lat na danym łowisku wystarczy by wywnioskować własną "reprezentatywną" opinię na temat tego co się dzieje nad wodą i pod wodą
2. Nie zauważyłem, aby informacje które ja rozpowszechniam na temat danego miejsca lub łowiska wpłynęły na jego masową degradację, zanikanie ryb-również tych okazowych. Ani razu nie miałem sytuacji, że miejsce w którym chciałem łowić było zajęte przez innego wędkarza. Często zdarzało mi się to na Mazurach, szczególnie łowiąc z kładek. Przyjeżdżałem na dane jezioro, na daną kładkę i był klops bo zajęte. A filmy wtedy nagrywał jedynie Kolendowicz z Taszarkiem i później Mirecki... więc chyba mi miejscówek nie spalali...
3. Brakuje mi jeszcze trochę praktyki i wolnego czasu by dopracować pewne schematy robienia filmów. Ale można zastosować kika zabiegów by zdezorientować widza co do miejsca połowu i czasu połowu, np:
-można umieszczać w sieci filym z pewnym opóźnieniem i nie pokazywać wszystkiego. Jako doświadoczony wiślak pewnie zwróciłeś uwagę, że w pewnych miejscach, pewne ryby, biorą o pewnych porach, przy pewnym stanie wody, na pewne przynęty.
Przypadkowy wędkarz, ew. mięsiarz nie jest w stanie poukładać tych elementów. Przyjdzie, urwie dwa woblery, lub trzy gumy i zniesmaczony idzie dalej
- można przebitki i setki do filmu nagarać w zupełnie innym miejscu i tym sposobem spora rzesza potencjalnej "konkurencji" nie jest w stanie zlokalizować dokładnego miejsca połowu
- można (tak jak w ostatnim moim filmie z sumami) zrobić materiał z nocengo łowienia. Wtedy praktycznie nikt nie jest w stanie zlokalizować miejscówki, bo jest noc, a w nocy nie ma światła, co powoduje, że nic nie widać- niebawem pojawią się kolejne nocne filmy z sandaczami i kleniami i może boleniami.
4. Staram się cały czas budować swój kontent, by właśnie robić filmy, tak jak mówisz- bardziej instruktażowe, ale na to potrzebuję więcej czasu, którego chwilowo mi brak...
5. Co do pogłowia sandacza w stołecznej Wiśle to może faktycznie nie wiem jak było ongiś, ale od kilku lat mojego dreptania nad tą rzeką nic się nie zmieniło. Podwymiarków jest do oporu, a im większy format tym mniejsza liczegność...
6. Co do miejsc tzw tajnych. Jeszcze żaden film z takiego miesca nie został upubliczniony i nawet jedna fotografia nie poszła w eter
7. Końcówkę swojej wypowiedzi nieco przekoloryzowałeś. Trzymając się prawdziwych argumetów, opisałeś to w taki sposób, by wyszło, że masz absolutną rację (jest to często stosowane w polityce i mediach np. pro Pis, lub pro Po-tą samą sytuację można przedstawić w taki sposób by wyszło bardziej po naszej myśli)
Pisałeś prozą o nie robieniu "krzywdy" Kamilowi i Piotrkowi. O pstrągach 50 km od Warszawy i człowieku dla którego są wszystkim. Totalna abstrakcja jeśli chodzi o moje filmy.
Podobnie ja mógłbym przedstawić tą samą sprawę w taki sposób: Piękna kilometowa opaska, postanowiłem poszukać przy niej ryb. udało się co nieco złowić, zaglądam co jakiś czas. Z czasem okazało się, że kilkadziesiąt osób dziennie, tam dłubie. Krąpie, uklejki, czasem leszczyki. Nic wielkiego, nic strasznego. Nagram sobie film z mojego połowu. Żadnego prochu w ten sposób nie odkrywam. Krzywdy nikomu nie robię. Nadal każdy tam zagląda, raz coś złowi, raz nie. Chleb powszedni...
Uważam, że temat wyczerpałem ze swojej strony i to w zasadzie kończy moją obecność na tym sympatycznym forum.
Pozdrawiam i do zobaczenia nad wodą