Jakoś tydzień temu, poziom wody w Warcie zaczął drastycznie spadać. Dla mnie było to strasznie wyczekiwanym światełkiem w tunelu. Jedyne co, to zastanawiałem się czy spadek ten nie jest zbyt duży, ponieważ poziom wody w dwie doby spadł o prawie 40cm... Co jak na Warunki panujące od lat na Warcie jest dużo....
Tak czy owak czekałem na ten moment bardzo długo. I kiedy nadarzyła się okazja wybrałem się nad rzekę, żeby sprawdzić czy brzany mimo szybko przybierającej wody we wrześniu i długo trwającej wyżówki, nadal gdzieś kręcą się w rejonach swoich jesiennych stanowisk.
Niestety, ale po trzech godzinach spędzonych nad Wartą nie zadziało się nic o czym byłoby warto wspomnieć....
Następnego dnia nad rzeka zameldowałem się z samego rana, a poziom wody się ustabilizował.
Przemierzając potencjalne, jesienne miejscówki w poszukiwaniu brzan zaliczam zdecydowane branie. Jednak było to niestety coś czego akurat pragnąłem najmniej. Mocny strzał i po zacięciu natychmiastowy luz . Także dzięki szczupakowi byłem w przysłowiowe "plecy" z woblerem...
Przynęty zmieniałem regularnie, nie tylko do wody lądowały woblery, ale także i gumy wszelakiej maści.
Jednak i to nie przynosiło pożądanego rezultatu....
W pewnym momencie zacząłem wracać w stronę miejsca od którego tego dnia zacząłem, idą w górę rzeki. Ponownie postanowiłem obłowić jedną z moich ulubionych miejscówek, z której każdej poprzedniej jesieni, wyciągałem piękne, grube brzany.... Zacząłem obławiać potencjalne miejsce Invaderem 5cm. Jeden rzut, drugi, trzeci i nagle jest! Dość mocne, zdecydowane branie, po którym można się było domyślić, że na końcu zestawu wisi właśnie TA, upragniona ryba .
Trochę odwyknąłem od holowania brzan. Ale mimo to, można było z całą pewnością odczuć, że nie będzie to nic małego. Ryba zgodnie z obowiązującą tu regułą najpierw poprzedziła w górę rzeki, żeby po około minucie powoli, ale strasznie zdecydowanie zacząć schodzić w dół rzeki. I to rzecz jasna właśnie wtedy holowana zdobycz pokazała swoje prawdziwe, waleczne oblicze. Były momenty, kiedy brzana odchodziła na 20-30 metrów. Sprawiając wrażenie tak potężnej ryby, której za nic w Świecie nie na się okiełznać. Ale na moje szczęście, po tych kilka długich odjazdach dawała się pomału poskromić. I po dłuższej chwili wylądowała w podbieraku... Rzecz jasna po mojej, tak długiej "brzanowej" absencji ryba sprawiała wrażenie ogromnej . Ciut odzwyczaiłem się od widoku tak sporych brzan. Miarka pokazała 82cm i ryba wraca do wody. Gdzie zadziwiająco szybko, za sprawą energicznego ruchu ogona wyrywa się i odpływa.
IMG_6159.jpg 116,89 KB
0 Ilość pobrań
Naładowany do szpiku kości niesłychanym entuzjazmem próbowałem swoich sił dalej. Obławiając raz po raz kilka, tych samych miejsc na zmianę. Jednak jak się miało okazać za jakiś czas był to jedyny kontakt z brzaną na tej wyprawie.
Kolejnego dnia, mój apetyt na następną, listopadową brzanę nie zmienia się. Lecz jeszcze w domu widziałem, że woda na rzece zaczęła lekko przybierać.... Odwiedziłem te same miejsca, które obławiałem dwa dni z rzędu. Nie poskutkowało to jakimkolwiek kontaktem z dowolną rybą... A stan wody w miarę upływu czasu, ciągle zwiększał się.... Próbowałem do samego końca, ale kiedy już zaszło słonce wiedziałem, że nic z tego na tym wypadzie już nie będzie.
Następny dzień przyniósł spory przybór wody i wiedziałem, że obławianie "mojego" brzanowego rewiru, będzie na tyle utrudnione, że nawet nie ma co ruszać się nad wodę....
Chcąc nie chcąc, dobrych parę dni spędzałem w domu spoglądając regularnie na to co dzieje się ze stanem wody w rzece. I dopiero wczoraj zaobserwowałem następny, gwałtowny spadek wody. Dziś sytuacja idzie w tym samym, dobrym dla mnie kierunku. Także już ostrze sobie zęby na następne odwiedziny brzanowych miejscówek .
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze coś wycisnąć z Warty do końca roku. Ponieważ, nie ukrywam, że niedosyt z racji braku obcowania z tak długo wyczekiwanymi, jesiennymi brzanami mam spory.
Użytkownik Lukasieka edytował ten post wczoraj, 23:48