Do zmian w PZW jest potrzebne pospolite ruszenie ale ja akurat nie do tego namawiałem, bo jestem realistą. Wiem jacy są młodzi ludzie. Zajęcie robieniem kasy nie mają za grosz woli do pakowania się w naprawę PZW. Szanse na to bardzo zmalały. Namawiałem do działa na rzecz swoich wód, czyli do lokalnych inicjatyw. Nadal jestem przekonany, że można sporo zrobić. Pytanie tylko jak. Tu moje zdanie ewoluuje bo mam nowe doświadczenia. W swoich działaniach poniosłem porażkę ponieważ zniszczono 3 miesiące to co zbudowałem w 6 lat, dlatego skłaniam się do działania po za strukturami PZW. Może to zabrzmi dziwnie ale akurat w działaniach najbardziej przeszkadza demokracja. Demokracja w PZW to skąpstwo ZO o raz kompromisy z większością. Efektem takiego kompromisu może być niedoinwestowanie łowisko pstrągowo, karpiowo, sumowe
Wyjście ze struktur PZW oznacza pozbycie się garba a na demokracje jest prosty sposób. Ja aktualnie stoję w miejscu ponieważ władzę w mojej pipidówce przejęła post komuna która nawet na listy nie odpowiada, więc nie ma z kim gadać. To jednak nie koniec sprawy, mamy pewne plany.
Co do niedobitków to sprawa wygląda tak. Okazuje się, że nie da się tak doszczętnie wybić ryb. To jest taki cykl. Woda dostaje w d... i zaczyna się dołek. Spada presja kłusowniczo wędkarska, woda łapie oddech i znowu się zaczyna polowanie na niedobitki. Nie będzie czegoś takiego jak zapaść. Znakomicie to widać na zaporówkach. Po złotym okresie przychodzi norma, łowi się drobne sandaczyki i od czasu do czasu większy. W tej normie występują takie dołki i górki sandaczowe. Skoro można doprowadzić do takiej sytuacji w opornych i plennych sandaczach to z innymi gatunkami uzyskać to dużo łatwiej. Zarybiania rzek do których zmusiły PZW operaty, nakręcają tylko te cykle nie zmieniając nic generalnie. Więcej ryb, większa presja. Ja obserwuje ostano wieki ciąg grunciarzy na bolenie. Praktycznie nie łowią sandaczy, o szczupakach nie wspomnę, więc wzięli się za bolki. Oni łowią je na czas. Siedząc po kilka dni nad woda trafiają momenty kiedy ten ma ochotę na prymitywną przynętę. Co najgorsze łowią te największe sztuki. W najbliższych latach bolenie będą tak „pospolite” ja sandacze. Pewnie miną lata zanim ktoś zrozumie, że nie tędy droga. Polskie łowiska można szybko odbudować wprowadzając C&R, tak jak ja to rozumiem, oraz wzmacniając ochranę, podnosząc równocześnie kary za kłusownictwo. Ja na dzikiej wodzie nie widzę szansy na wprowadzenie rozsądnych limitów. Wiążąc się to będzie z podniesieniem kosztów utrzymania łowiska, (ważenie liczenie, księgowość itd.). Ryba będzie kosztowała dużo więcej niż na komercyjnym łowisku.
Aby nie być znowu oskarżonym o zgorzknienie powiem, że to co można zrobić to pisać do odpowiednich ministerstw informując o aktualnej sytuacji nad rzekami. Oni tam się łudzą, że nowe operaty dadzą jakiś efekt. Trzeba im wbić do głowy to, że ratunkiem jest TYLKO ochrona i zmiany w prawie. Akurat na to ostatnie jest szansa bo poprzednie ekipy nawet o tym słuchać nie chciały.