W piatek rano zamiast pospac i odpoczac postanowilem ostatni raz odwiedzic Racine i Kenoshe . Ten ostatni raz to ostatnia szansa aby jeszcze zapunktowac na stare licencje . A one wlasnie nam wygasaja z koncem marca . Poniewaz pokochalem -czerwony karpet- gdzie tak pieknie zaczalem w koncu lowic ryby pojechalem prosto tam . Wieczorem jeszcze umowilem sie z Tadeuszem vel Tropiciel
ze spotkamy sie gdzies tu nad Michigenem . W Illinois bylo w miare cieplo a dojezdrzajac do Racine poczulem jeszcze podmuchy zimy . Cale wejscie zastalem wolne od lodu ale woda podniesiona i brudna niosla patyczki , trawki i liscie . Postanowilem probowac mimo ze nie wygladalo to zachecajaco . Dwa dni wczesniej przeszly burze , po za tym topil sie snieg i jakosc wody to odzwierciedlala . Raczki mi troche zmarzly jak przerzucilem kilka woblerow i wirowek . W tym czasie zadzwonil Tadek ...byl juz w Kenoshy nad Pike River ktora na polnocnych obrzezach miasta splywa do jeziora . Sam wlot jest plazowy i miejsce nieosloniete od wiatru . Zwinalem moj sprzet i udalem sie nad Pike River . Zanim dojechalem zadzwonil Tadeusz ze juz zlowil steelheada na wirowke ktora kocha czyli Martin Panther 3 z doczepionym twisterkiem . Po chwili podjechalem na parking i z wedeczka podeszlem nad wlew rzeczki gdzie na plazy Tadeusz oblawial koryto onej . Patrzac na wlot wydawac by sie moglo ze tam nie ma zadnego koryta bo widac plaska plaze i woda z jeziora jakby sie tylko sila fal wlewala w glab ladu . Tadeusz mi dokladnie objasnil i rzucajac pokazal jak gleboko prowadzi wirowke . W tym miejscu troche ponizej koczowalo juz dwoch wedkarzy i jeden lowil na grunt a drugi brodzil w spiochach i spiningowal . Ja rowniez zaczalem cwiczyc i zmieniajac przynety probowalem cos zlowic . Wiatr od jeziora byl bardzo zimny , fale wysoko grzywaczyly ..bylo pieknie ale zimno . Poniewaz nic wiecej sie nie dzialo troche zmarznieci postanowilismy podjechac do portu i tam w oslonietym miejscu jeszcze pospiningowac . W porcie naliczylem powyzej 10 wedkarzy ktorzy obsadzili brzeg i roznymi metodami wedkowali . Wzdluz portu przeplywaly tez lodzie na ktorych i trolowani i spining byl uskuteczniany . Bylo tu cieplej , sloneczko przygrzewalo a wysokie brzegi i budynki portowe oslanialy od wiatru . Woda lekko klarowna i pachnaca ryba . W tym czasie jak mysmy zajezdrzali to niektorzy juz konczyli bo byli od rana i niesli swoje zdobycze na sznurach . Mielismy jeszcze dwie godziny na wedkowanie bo sprawy inne wzywaly nas do powrotu . I tak te dwie godzinki sumiennie rzucajac , zmieniajac przynety i rozmawiajac czas nam zlecial a nad woda nic sie nie dzialo . Ani skubniecia , ani wyskoku . Trzeba bylo w koncu sie pakowac do powrotu i w tym momencie naprzeciw nas z lodzi wedkarz na spining i zielonego , malego woblerka wyciaga browna . po chwili go wypuszcza . Tym milym akcentem konczymy i wracamy do domu . Ja bez wynikow . Tadek z jednym steelheadem na koncie . Zdiecia z tego dnia i z wyprawy Tadeusza nad Peer Marqette gdzie byl z Krzysiem i Arturem podesle do Remka ...musze tylko znalezc czas .
Wspomne tu jeszcze ze otworze nowy temat o pstragach amerykanckich na ktorych bylismy w niedziele z Tadkiem i Jackiem i polowilismy kilka