Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo, o co chodzi
Znaleziona w necie analiza pana Maciej Kroenke:
Temat połączenia telewizji N i Canal+ w ciągu ostatnich tygodni zajmuje czołowe miejsce w prasie i innych mediach. Wizerunkowa katastrofa nowej, połączonej oferty jest szeroko komentowana. Analitycy wspominają o źle przygotowanych produktach, nieudanej migracji oraz porażce komunikacyjnej NC+ w dobie social media. Czy wszyscy mają rację? Być może nie wszystkie zarzuty stawiane NC+ są słuszne.
Źródła problemu należy poszukać znacznie wcześniej niż w wydarzeniach ostatnich tygodni. Wojna cenowa toczona przez lata przez N i Canal+ skutkowała agresywnymi cennikami i mnogością promocji.
W efekcie rozpieszczono abonentów, przyzwyczajając ich do niskich cen. Tymczasem rachunek zysków i strat bywa nieubłagany – treść kosztuje, i to kosztuje niemało. Przy niskiej bazie abonenckiej wiele produktów (zwłaszcza filmowych) było zapewne kalkulowanych na granicy opłacalności. Fuzja miała zakończyć walkę i pozwolić zacząć zarabiać.
Jeśli spojrzy się na aktualną ofertę NC+, trudno nie przyznać, że ceny pakietów są zbliżone do ich rzeczywistej wartości rynkowej. Problem nie tkwi więc ani w ich złej konfiguracji, ani wycenie – problemem była zaniżona wcześniej cena, twarda migracja klientów oraz wspierająca ją komunikacja.
Trzeba zaznaczyć, że Polacy charakteryzują się znacznie wyższym stopniem wrażliwości na ceny niż inni mieszkańcy UE. Zapamiętujemy średnio więcej cen niż inni Europejczycy i zdecydowanie mocniej reagujemy zarówno na podwyżki, jak i promocje.
Nie powinna więc dziwić mocna reakcja na niespodziewaną podwyżkę, zwłaszcza jeśli wiązała się ona z ograniczeniem zawartości pakietów. Zachodni managerowie, wsparci przez zachodnie firmy doradcze, zapewne nie docenili tych uwarunkowań.
Kluczowym problemem była jednak twarda migracja. Prawdopodobne jest, że gdyby telewizja NC+ wybrała łagodniejszy wariant konwersji produktów, stopniowo podnosząc ceny (np. poprzez darmowe okresy próbne), ruchy byłyby znacznie mniej transparentne, a co za tym idzie – reakcja klientów byłaby słabsza.
Istnieje wiele wariantów skutecznych migracji przeprowadzanych stopniowo, kolejnymi falami klientów i dostosowywaniem produktów. Ich przebieg jest znacznie łagodniejszy, zajmują jednak o wiele więcej czasu oraz tworzą dodatkowe koszty.
W wypadku NC+ wybrano drogę na skróty, tak jakby ktoś musiał szybko wykazać wynik finansowy. Co ciekawe, pomimo pozornej katastrofy – być może zakładane wyniki zostaną rzeczywiście zrealizowane. Jeśli firma skutecznie zwiększy marże, to nawet przy mniejszej liczbie abonentów może osiągać większe zyski. Powstaje jednak pytanie, gdzie znajduje się punkt opłacalności, zza którego może już nie być odwrotu.
Nieoficjalnie mówi się, że dotychczas umowy wypowiedziało przeszło sto tysięcy abonentów, a niektóre media podają nawet wartości zbliżone do czterystu tysięcy. To dużo, biorąc pod uwagę, że N i Canal+ w momencie fuzji miały w sumie około 2,5 mln klientów.
Na zamieszaniu z pewnością korzysta Cyfrowy Polsat, który skutecznie i po cichu powiększa swoją dotychczas 3,5-milionową bazę klientów. O to, jak w przyszłości zwiększać średni przychód, zapewne też się zatroszczy.
Maciej Kroenke – dyrektor, FernPartners