...to tylko kwestia odpowiedniej motywacji! ;-)
Na potwierdzenie powyższej tezy, niechal przytoczę taką historyję:
Łowię sobie spokojnie duże rybki. Przyjąłem, że metróweczka dziennie dobrze będzie wpływać na morale załogi i skrzętnie realizuję mój plan, obserwując jak koledzy kombinują, partolą duże ryby, odstrzeliwują najlepsze przynęty lub tracą je na jakiś amatorskich agrafkach. ;-) Nawet pozwoliłem sobie zaprezentowaćkoledze prawidłowe zachowanie, jak w trakcie holu odpina się agrafka...
W końcu widzę w oczach kolegi rozpacz i błaganie w jednym. Wygrzębuję więc z dna pudełka ostatnią deskę ratunku. Chłopak w akcie desperacji i aby dopracować pracę do panujących warunków, dokonuje drobnych modyfikacji, wykorzystując wszystkie zapasy ołowianej lamety (która jakimś cudem znalazła się z nami na wyprawie) sprawia, że oznakowana przez rodzimego producenta przynęta pływająca, zachowje wszelki właściwości tonącego odpowiednika. Ciska tym wynalazkiem do wody i jeszcze tego samego dnia łowi największego kabana wyprawy. Wiara, przekonanie i odpowiednia motywacja, panowie... ;-)
Także Kamilu, uszy do góry. Oby była częściej okazja choćby na 1:0! ;-)