nie pojadę w życiu (...)
Ja na razie nie będę tego próbował bo nie stać mnie na takie zabawy ale może kiedyś jak się dorobię czemu nie
Rozumiem, że Twoje stanowisko wynika trochę z niewiedzy, a trochę z punktu siedzenia. Łatwiej się czegoś wyrzec, jak się to zdeprecjonuje
Regularnie jeździmy z Harrym na śródlądowe zagraniczne ryby od 2010 roku. Za nami około 10 eskapad. Nie są to wyprawy na koniec świata, a raczej takie macanie po wodach naszych południowych, północnych i zachodnich sąsiadów. Macanie, bo na większość wód jedziemy w ciemno, typując łowiska na maps.google.com. Ale za to przy odrobinie inwencji da się taki wyjazd ogarnąć za nieco ponad 100PLN dziennie, licząc wszystkie wydatki bez żywności i alkoholu. Warunkiem jest posiadanie własnego pontonu i silnika.
Po drugie wyjazd wyjazdowi nierówny. Na niektórych nie śpi się w ogóle przez 2 -3 doby, a przez pozostałą część – po 3-4 godziny dziennie. Marznie się, moknie, niedojada, zmaga z wiatrem i falą, myje w lodowatej wodzie. Czasem zdarzają się wypadki, choroby i nieprzyjemne historie, po których trzeba się pozbierać i łowić dalej. Często brakuje sił, albo siada morale. A po tym wszystkim trzeba wsiąść za kółko i wrócić po nie zawsze idealnych drogach np. 2 – 2,5 tys. km. Oczywiście, można wynająć sobie kwaterę w dobrym standardzie z bieżącą wodą i kuchnią, przewodnika, tudzież łajbę z wysoką burtą i silnikiem 30-50hp, która żadnej pogody się nie boi… Ale to kosztuje 2-3 razy więcej.
Po trzecie trzeba pamiętać, że łowi się na nieznanej wodzie, którą trzeba w ciągu kilku (w praktyce 2-3 dni) rozpracować, bo inaczej siada psycha i może się okazać, że cały wyjazd będzie można o kant dupy potłuc. Ryby w ogóle a duże ryby w szczególności występują lokalnie, wyspowo, czasem w bardzo nieczytelnych i trudno identyfikowalnych miejscach. Zdarzyło się niedawno, że dwa dni pływaliśmy bez ryby po wodzie, która jest okoniowym Eldorado. Nigdy też nie wiadomo, na co ryby będą brały, np. zdarza się, że metrowe szczupaki żrą prawie wyłącznie przynęty nie dłuższe niż 8-9cm. Ostatnio złamaliśmy z Harrym naszą zasadę łowienia na nowych wodach i dwa razy wróciliśmy w poprzednio rozpracowane miejsce; za drugim i trzecim razem o dobrych porach i w dobrych miejscach okazowe ryby łowiło się „z zamkniętymi oczami”, każdy uczestnik tych wypraw „zrobił” co najmniej jedną życiówkę.
Zapytaj Krisa23, Pumbę, Baarsa, Hubsonona, Harrego, czy łatwo jest złowić ponad metrowego szczupaka, czy ponad półmetrowego okonia lub podobnego pstrąga w nieznanych wodach, w których teoretycznie się od nich roi. Nie mieszaj ludziom w głowach, dopóki nie wyrobisz sobie zdania na bazie własnych doświadczeń. Szkoda psuć sobie opinię.
Jak powiedzieli koledzy – samo ruszenie się z przydomowego ciurka, czy kaczego dołka to niejednokrotnie spore poświęcenie, ryzyko i wysiłek.
Użytkownik krzysiek edytował ten post 15 kwiecień 2014 - 07:30