Tak z ciekawości, jakie ryby łowisz wędką #3 na suchą muchę, że potrzebujesz kołowrotka z hamulcem stworzonym do zatrzymania rozpędzonego GT?
Pewnie Paweł (@ictus) też się wypowie, ale póki co jako użytkownik dwóch kołowrotków Hatch 3 Plus i 5 Plus mogę Cię zapewnić, że żaden z nich nie został stworzymy do zatrzymania rozpędzonego GT,.....ba, nawet naszej głowatki, choć przyznać trzeba, że nawet w tym mniejszym hamulec da się skręcić prawie na sztywno. Prawdą jest też, że konstrukcja ich hamulców jest identyczna jak u większych braci wykorzystywanych w łowieniu "big game". Było już o tym trochę polemik w tym temacie, ale służę uzupełnieniem. Otóż podstawowe zalety Hatcha w nawet bardzo delikatnym łowieniu są następujące: 1/ są bardzo ładne, choć wiem, że nie dla każdego to argument istotny, 2/ są bardzo solidnie wykonane i trwałe, 3/ są odporne na wszelkie zanieczyszczenia, bo mają całkowicie szczelny i słonoodporny zespół hamulca, co poprawia codzienny komfort użytkowania - moczenie, paćkanie w błocie, piachu, obtłukiwanie po kamieniach (choć tego staram się unikać, nie zawsze skutecznie) 4/ mają bardzo płynny hamulec o bardzo płynnej regulacji, co nawet przy lżejszych łowach, zwłaszcza na napiętej lince nie pozostaje bez znaczenia, gdy trafi nam się nieoczekiwanie coś więcej niż lipień 30 cm. W moim przekonaniu właśnie dobry (płynny) hamulec Hatcha pozwala mi na komfort łowienia salmonidów i nie tylko, w polskich rzekach,z wykorzystaniem znacznie cieńszych przyponów niż zgodnie z zasadami sztuki należałoby to czynić. Na streamera najgrubiej to 0,18 mm, na mokrą podobnie, choć nierzadko 0,16 mm, na krótką nimfę najczęściej 0,14 mm, na małe sucharki 0,10 - 0,12. Często wywołuję konsternację gdy na jętce majowej także zakładam 0,14 mm, zwłaszcza gdy ryby robią się szczególnie "elektryczne" . Cóż.... na muchę łowię krótko, ale intensywnie, jakichś rzecznych potworów na koncie nie mam, ale ryb, w tym silnych majowych pstrągów, 40+ już nie liczę, a nawet nie zawsze je fotografuję, bo sporo ich było...... i co ciekawe prawie w ogóle nic nie zrywam. W tym sezonie kojarzę dwa takie przypadki, w tym jeden ewidentne przeze mnie zawiniony ( nie zmieniłem mocno sfatygowanego przyponu). Jestem przekonany, że udział kołowrotka płynnie oddającego linkę przy pierwszym uderzeniu sporej ryby, zwłaszcza w przypadku streamera i krótkiej nimfy jest istotny, choć może nie decydujący. Jeszcze jedno - przy "sucharku" zacinam z kija, bo łowię tylko wędkami "mid" (nie lubię i nie umiem łowić klasycznymi ""fullami", wymuszającymi zacinanie linką z ręki) i nie zdarza mi się zerwanie przyponu w chwili zacięcia, a z tego co piszą inni koledzy, takie przypadki nie są rzadkością. Czyżby znowu płynny hamulec miał w tym jskiś udział i korygował mój ewentualny zbyt gwałtowny ruch wędką ?