Od przyszłego roku moja Magdalenka rusza ze mną na łowy. Zbroimy się pomalutku. ;-)
Robert, jako, że lubię mieć, to i mam, a właściwie mamy ;-) Hatche są i zawsze będą!
Paweł, na tę chwilę mogę Cię uszczęśliwić takim widokiem linek.
Przy odrobinie wysiłku zapewne jesteś w stanie wyobrazić sobie je na szpulach.
O odczuciach z placu boju napiszę w swoim czasie.
Venom, czytając Twojego posta właśnie sobie przypomniałem zabawną historyjkę, która mi się kiedyś przytrafiła.
Jest akcja lipień na Roztoczu. Jedzie nas dwóch. Wyruszamy wczesnym świtem, do przejechania 120km.. Dzień wcześniej postanawiam ze sobą zabrać dwie wędki. Nimfa i sucha (nie wiem po co, ale tak postanawiam)
W wieczór poprzedzający wyciągam wędki z tub i stwierdzam, że są mocno brudne. Zabieram się za czyszczenie. Po tym zabiegu wkładam je do pokrowców i odkładam na bok zapominając o tubach.
Rano jak zawsze w pośpiechu łapię wszystkie graty w tym dwie tuby. W aucie rozmawiamy i opowiadam koledze o tym, że tym razem postanowiłem zabrać wędkę do suchej, bo ble ble ble.... Jest super, jak to przed każdym wypadem na lipienie. Dojeżdżamy na miejsce, wyciągamy swoje rzeczy z bagażnika, no i zabieramy się za rozkładanie wędek. Właściwie tylko Piotrek zaczyna rozkładać swoją wędkę, moje zostały w domu, piękne czyste i pachnące :-) Tego dnia łowiliśmy jedną wędką na zmianę co drugi dołek :-)