Ciekawy temat, więc drążąc dalej mrowisko...
Panowie... zadajcie sobie pytanie, skąd się wzięło JDM, ano na pewno nie oznacza ono Jezuickich Dni Młodzieży, ale jest to termin pierwotnie ukuty głównie na potrzeby rynku motoryzacyjnego, a z czasem rozrósł się na inne gałęzie przemysłu, a żródło, leży w samych Japońcach (nie mylić z karasiami srebrzystymi), którzy po prostu lubią się czuć wyjątkowo, specjalnie - Ci Koledzy, którzy słuchają dobrej muzyki wiedzą o tym doskonale, że LP na JP musiał być extended, special edition, mieć bonus tracki itd., inaczej się nie sprzedawał. Taka ich natura, że lubią mieć coś innego, oryginalnego,być może w założeniu lepszego niż odpowiedniki, głównie z rynku USA i brytolskiego - czemu, tego chyba wyjaśniać specjalnie nie trzeba. To dlatego luviasek model 2004 był ciut bogatszy od fuego, stąd różnice w starszych twinkach, sustainach itd.
Czy JDM-y są wyraźnie trwalsze od np. wersji US czy EU, nie sądzę, przynajmniej moje obserwacje tego nie potwierdzają, czy mogą być lepsze, mogą jeśli lepsze są, bo mają użyte inne materiały, więcej łożysk, inne rozwiązania techniczne, a jak są mechanicznie i materiałowo identyczne ..to są ... i już
Zaraz ktoś powie, kontrola jakości JDM-ów... .
No czytając takie teksty jak w paru postach powyżej, normalnie ogarnia mnie śmiech. Już pisałem wcześniej, to są tylko kołowrotki, raptem maszynki złożone z kilkudziesięciu podzespołów. Ba, w przypadku Stelli, w założeniu z nowym modelem wprowadzanym do sprzedaży co TRZY lata (już to powinno nam dać do myślenia), zresztą w D podobna rotacja. Średnio sprawnemu self-serwisantowi rozłożenie takiego cudu techniki na czynniki pierwsze zajmuje pewnie ok. pięciu minut, a może i mniej. I pewnie niewiele więcej czasu jest na jego sklecenie do kupy na taśmie produkcyjnej. Tak na taśmie. To nie superauta, które się składa ręcznie i każdy etap przechodzi kontrolę jakości a fabrykę opuszcza dziennie jedna sztuka. To seryjne klepanka, w setkach a może i tysiącach sztuk dziennie. Kontrolę jakości to sobie firma zapewnia na poziomie wytwarzania elementów, uprzednio starannie zaprojektowanych, żeby ich wykonanie, powtarzalność, były jak najlepsze.
I potem na taśmie, najczęście klecą to damskie rączki, tak dokładnie, kobiet, które zapewne nigdy gotowej wędki w rękach nie trzymały. Pań, bo są tańsze, dokładniejsze i szybciej przyswajają proces prpdukcyjny, no i to co robią (produkt finalny) ni ch..a ich nie interesuje. Tak, Waszych Stelli, Existów, Morków, nie klecą Japońscy wędkarze spłodzeni na górze Fuji, z mega wędkarskim stażem i siwymi brodami.
A kontrola, jest wybiórcza, bo stawiam dolary przeciwko orzechom, że nie obejmuje całości produkcji, to po pierwsze, po drugie jest pewnie etapowa, a więc główna część polega na tym, że weźmie sobie kontroler co któryś młynek do ręki, sprawdzi czy rotor zapierdala, czy knob się kręci, czy kabłąk zbija, czy oporówka działa, czy mniej więcej wszystko jest na miejscu, być może, czy rolka się kręci (i to mu zajmuje czas, jak ma to być dokładnie, to mniej więcej czas, który stanowi pewnie z 1/3 czasu sklecenia takiej maszynki do kupy). Jest pewnie i kontrola bardziej dokładna obejmująca jakąś wybraną partię lub co któryś egzemplarz, bo muszą mieć pewność, że linia produkcyjna działa jak należy. I założę się, że tyle...
Naprawdę sądzicie, że każdy młynek biorą do ręki, siadają w fotelu i spuszczają się nad jego zawartością masła w maśle, że praca minimalnie się różni od egzemplarza nr 0000001, itd.? Jeśli się wszystko kręci, z pewną dopuszczalną tolerancją, to trafia do pudełek i do ludzi. Firmy mają z góry założone, że pojawić się mogą błędy, nie wszystkie da się wyłapać, bo to się zwyczajnie nie opłaca - po to też są serwisy itd.
A dowód, mam w domu Exista, starego, co do którego miałem możliwość wyboru z siedmiu nowych sztuk. Każda, podkreślam każda, chodziła inaczej, od totalnej padaczki, po absolutne masełko, które oczywiście zawinąłem. Czemu, ano temu - posiadacze r4 wiedzą to doskonale - że już sama siła dokręcenia płytek bocznych podtrzymujących łożysko ma wpływ na pracę całego mechanizmu, a pomijam różnicę w grubości użytych podkładek z uwzględniem dopuszczalnej tolerancji, co też daje już inną pracę tych maszynek, i tak dalej, i tak dalej...
Z innej beczki, kupiłem ostatnio dwa nowiutkie Zilliony J-Dream 6.3, no i jeden śmigał jak nówka powinna, a jeden jak pięciolatek po przejściach i wrócił do JP, skąd przyjechał. I wiele znam takich przypadków.
To są tylko kołowrotki...
Pozdrawiam
Arek