Duzy blad z twoje strony Robert to ze zwalniasz przynete. Esoxy jak wiele innych drapieznikow nie potrzebuja zadnego "podania na widelcu do buzi" bo efekt jest dokladnie taki jak piszesz i to nie tylko w przypadku muchy. Widziales kiedys ofiare ktora zwalnia ucieczke kiedy jest na celowniku drapiezcy? Nastepnym razem w takiej sytulacji przyspiesz przez kilka krotkich nerwowych podciagniec, jesli nie zadziala to dluzsze podciagniecia. Sprowokowany zebacz i tak bedzie szybszy w uderzeniu w przynete nawet gdybys zwijal ja mlynkiem z najwiekszym przelozeniem.
Tak czułem ....., a najgorsze jest to, że to spowolnienie robię całkowicie podświadomie, automatycznie..... To rzeczywiście jest bez sensu i wbrew naturze. Trzeba to wyeliminować. Podobnie jak inny odruch, którego prawie się wyzbyłem - zacinanie tylko z kija, które na długiej lince z oczywistych względów było w 70 % nieskuteczne. Teraz jest ok. - mocno z linki z jednoczesnym podniesieniem wędki.
Tam gdzie łowię ryby biją z głębokiej wody (nie widać brania), prowadzę do końca ze zmienną szybkością. Po wyczuciu uderzenia docinam nie śpiesząc się a przy anemicznym przytrzymaniu wrzucam na luz by za ułamek sekundy dociąć z ręki podnosząc kij. Zdecydowana większość ryb jest zacięta i wyholowana. Są też zejścia, bywa. Stosuję haki CS45, miałem pewne opory co do skuteczności, wyleczyłem się po kilku rybach - POLECAM. Bezcenne poczucie bezpieczeństwa w czasie gdy obok ucha lata 1/0, 2/0, większych przy mojej #8 nie stosuję. Nad straconymi rybami nie rozpamiętuję bo i po co. Miały swoją szansę, wykorzystały ją, wszyscy zadowoleni. Jak by nie było to nie taśma produkcyjna. Świętem jest dzień kiedy raczy coś pogonić. Z wiekiem staję się mniej zadziorny łowiąc, ewentualne porażki kwituję uśmiechem.
U mnie warunki do muchowania zasadniczo inne - szczupaki szaleją głównie na wypłyceniach - woda miejscami ok.1-1,5 m., choć z kilkumetrowego przegłębienia za uskokiem też parę zapiąłem. Andrzej właśnie o to "wrzucenie na luz na ułamek sekundy" mi chodzi, właśnie przy dość anemicznym braniu szczupaka, którego cielsko pięknie się zwija tuż pod powierzchnią. Wydaje mi się, że wtedy owo spowolnienie dość często powoduje nieskuteczność zacięcia. Przy agresywnym braniu, gdy ryba gwałtownie, niemal wyskakuje na powierzchnię sprawa jest dość prosta.
Czasem mam wrażenie, że te anemiczne brania wcale nie wynikają z chęci pożarcia ofiary, ale jej przepłoszenia, zwłaszcza, że takie sytuacje dotyczą głównie much 20 cm i nieco większych - znamienny przykład sprzed ok. miesiąca :
stoję na pomoście i rzucam w pewną miejscówkę (zawsze tam stoi duży szczupak) - w pierwszym rzucie uderzenie, krótkie przytrzymanie, puste zacięcie, widzę jak ryba się zwija tuż pod powierzchnią - jest spora, drugi rzut..... dosłownie w tym samym miejscu sytuacja się powtarza, trzeci to samo......ryba uderza, ale nie przytrzymuje. Daję chwilę na luz...., 3-4 minuty - rzucam, ściągam szybciej, mucha idzie 5-10 cm pod wodą i w tym samym miejscu szczupak wali w nią wyłażąc w całości nad wodę. Zapinam go bez trudu, wyciągam po 2 dłuższych odjazdach, oczywiście znowu zapomniałem miarki.......ale ryba ma ok.77-80 cm i jest gruba, potężna, bardzo silna. ......Oczywiście natychmiast wypuszczam nawet bez jednej fotki bo.....aparatu też zapomniałem, a mój telefon robi zdjęcia, że szkoda gadać......
No dobra, ale nie o gabarytach szczupaka miało być tylko o tym, że moja obserwacja łowiska w tym roku wskazuje, że wiele ataków szczupaka to w istocie płoszenie intruza i te brania prawdopodobnie są bardziej anemiczne. Podobnych sytuacji miałem kilka. Kolejny dowód na potwierdzenie tej tezy - przez ostatnie tygodnie złowiłem tam kilka szczupaków takich 30 - 40 cm - prawie każdy nosił wyraźne ślady zębów konkurencji. Obawiam się, że szczupaki się nam tam rozpanoszyły i panuje wśród nich ogromna konkurencja. W ubigłym roku, jeszcze jesienią można było tam trafić okonie - dużo drobnicy, ale czasem takie po 20-25 cm. W tym roku nie słyszałem by ktoś złowił pasiaka.
Andrzej - co do ryb, które się spinają to właśnie wędkarstwo muchowe nauczyło mnie kwitowania tego uśmiechem...., natomiast gdy na skutek mojego błędu zrywam rybę (na szczęście sporadycznie) wtedy wszyscy w okolicy mogą poznać zasób mojego "wyszukanego słownictwa".
Dzięki Panowie za cenne rady, które już we środę postaram się praktycznie wdrożyć.