Hmmm ... Tak sobie to czytając zacząłem sie zastanawiać czy słusznie postąpiłem przyjmując zaproszenie na tę inaugurację i czy powinienem był w ten czwartkowy wieczór dołączać do kameralnego grona zainteresowanych i wyrażających uznanie oraz jeszcze mniejszego - nabywających to wydanie, w dodatku nie "na firmę", tylko żeby postawić na półce obok egzemplarza z MDCCCXXXIX, czytać i porównywać ... ;-) :-) przywołując wspomnienia sprzed dobrych 30 lat pierwszej, trudnej lektury ...
Zastanawiające, a i smutne zarazem, że w kraju ponad 600 000 "zrzeszonych" wędkarzy, oraz 1,5 mln "szacowanych" wędkujących, wydawca ma poważne watpliwości czy znajdzie się 450 "sprawiedliwych w Sodomie", którzy zechcą wydać 150 zł na bibliofilski egzemplarz polskiego tłumaczenia dzieła wydawanego w nakładach mniejszych tylko od Biblii... ;-) Paradoksalnie w sukurs może przyjść idea obdarowywania tym unikalnym tomem zwyciezców zawodów wędkarskich... ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Jerzy Kowalski
Szanowny Panie Jerzy
Po przeczytaniu Pańskiego postu zdałem sobie sprawę, że być może się troszkę niefortunnie wyraziłem a na pewno jak widać niezrozumiale
Dlatego spieszę z szybkim wyjaśnieniem, chodziło mi przede wszystkim o osobników, nie będących niestety w pomijalnej mniejszość, widzących wędkarstwo jedynie przez pryzmat ilości złowionych ryb bądź ilości wyłowionych okazów oraz tych czerpiących z tego samego rodzaju niedostatku myślowego w podejściu do całej otoczki naszego pięknego hobby, również w aspekcie finansowym co dla mnie dosadnie Pan podsumował określeniem "kupując na firmę" ...
Od mniej więcej roku w rozmowach z moim serdecznym kolegą będącym dość blisko całego tego zamysłu słyszałem o ogromnych trudnościach i poświeceniu wielu osób dla których polskie wydanie "The Compleat Angler" stało się bardziej sprawą honorową niż zarobkową. Dlatego też z niesmakiem odebrałem stękanie o cenę.
Z wymienionych przez Sławka po nazwisku znam tylko Krzysztofa Goryczkę i muszę powiedzieć, że kiedy spotkaliśmy my się po raz pierwszy na jednym z memoriałów Brudzińskiego nad Pasłęka słuchałem z zapartym tchem opowieści Krzysztofa i Mariana Paruzela.
Oglądałem także slajdy sprzed lat, które pokazywał Krzysztof a które doskonale wprowadzały w ten niepowtarzalny miniony niestety czas. Piszę o tym gdyż wydaje mi sie iż widziałem tam Krzysztofa ze spinningiem
pozdrawiam serdecznie Arkadiusz Wałęga