Kilka dni temu udalo mi sie w koncu odhaczyc kolejna pozycje na mojej wedkarskiej "bucket list". Tym razem bylo to zlowienie lipienia na muche w czasie zimy. Powiedzialbym, ze to taki Uk'ejowy klasyk ale ze wzgledu na to, ze od roku muchowki prawie nie mialem w reku a rzeka daleko nie bylo to takie hop siup. Troche marudzac na fakt ze spin musial zostawic w domu i na koszta calej tej imprezy ruszylem przed siebie czyli do sklepu wedkarskiego Wiedzialem jakie muchy powinny sie sprawdzic ale niestety w sklepie ich nie mieli. Trudno. Bede iprowizowal. Podsumowujac wyjazd: nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Nowa rzeka, nowa metoda (dluga nimfa?), mending, snap t casty, zacinanie i Bog wie co jeszcze. Wybralem dluga nimfe dlatego, ze mialem wodery tylko do pasa i wydawalo mi sie, ze musze rzucic dalej niz bym siegna wedka i samym przyponem. W sumie okazalo sie to prawda bo kazde branie bylo co najmniej 7-10m od szczytowki. Najtrudniejsze w tym wsztkim byl chyba mending. Rzuce daleko i od razu prady pomiataja mi linka. Brania dopiero zaczely sie po tym jak dociazylem zestaw sruciana i zawiesilem sygnalizator. Dwie pierwsze rybki w ladnych rozmiarach zeszly z haka. Podejrzewam, ze technika zacinania wzieta z lowienia spinem nie jest najlepszym pomyslem ale odruch to odruch. Niemniej jednak udalo sie dwa lipki doprowadzic do siatki wiec duzo, duzo satysfakcji. Z pewnoscia wroce w pozniejszym sezonie, zeby zapolowac tym razem ze streamerem na pstragi i z mokra mucha na trocie
Ps Zdobywalem swoje lipieniowe ostrogi nad Wesh Dee. Rzeka cud-malina
Użytkownik Luckyguliver edytował ten post 24 luty 2023 - 16:51