Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Głowacica na muchę - sprzęt, zachowanie i prowadzenie.


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
357 odpowiedzi w tym temacie

#141 OFFLINE   Zielony

Zielony

    Forumowicz

  • PRZEDSTAWICIEL MARKI
  • PipPip
  • 495 postów
  • LokalizacjaNiedrzwica

Napisano 24 kwiecień 2016 - 20:48

Martwa głowacica znaleziona na OeSie w stanie mocnego rozkładu. Szkoda takiej dojrzałej wielkiej samicy tym bardziej, że to przecież czas tarła i okres ochronny 715fdbab8dde6244med.jpg



#142 OFFLINE   trout master

trout master

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 4459 postów
  • LokalizacjaRZ
  • Imię:Arko

Napisano 24 kwiecień 2016 - 21:29

Jaka wielkość?
Po czym poznajesz samica (samiec)?

#143 OFFLINE   Zielony

Zielony

    Forumowicz

  • PRZEDSTAWICIEL MARKI
  • PipPip
  • 495 postów
  • LokalizacjaNiedrzwica

Napisano 24 kwiecień 2016 - 22:33

Arku nie ja znalazłem tą rybę.

Wielkość około 110cm.Natomiast czy samica to nie mam pewności.Uznałem, ze skoro taka gruba to pewnie samica. Niezależnie od płci to taka ryba jest lub raczej była pływającym pomnikiem przyrody, wspaniałym okazem gatunku krytycznie zagrożonego wyginięciem. 7fbec1fc70a07aeemed.jpg



#144 OFFLINE   jerrys

jerrys

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 104 postów
  • LokalizacjaCzłuchów
  • Imię:Jerzy
  • Nazwisko:Stawiarz

Napisano 27 kwiecień 2016 - 20:02

Oj bardzo szkoda tak pięknej ryby -może ,,złapana''przez przypadek  nimfą i się wykrwawiła . A może normalnie padła ale mało prawdopodobne . Niech się mądre głowy wypowiedzą. 



#145 OFFLINE   sierżant

sierżant

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 386 postów
  • LokalizacjaKraków
  • Imię:Ryszard

Napisano 27 kwiecień 2016 - 21:05

No, padła. Temat omówiony.

W końcu to tylko ryba. Takie gorzkie żale nie powinny być chyba ciągnięte w nieskończoność.Tak czy owak przyroda doskonale poradzi sobie z truchłem, obieg materii i tyle. Pożywią się myszy, ptacy i mrówcy :)

 

Może jakiś poetycko uzdolniony kolega napisze "Elegię o zabitej rybie" czy jakieś inne epitafium.

 

Tak naprawdę, to właściwie nic poważnego się nie stało. Bezlitosna natura surowo egzekwuje swoje prawa. A my, wędkarze, jesteśmy jej cząstką, tej natury...


  • Guzu, jezier i trout master lubią to

#146 OFFLINE   border river

border river

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 161 postów
  • Imię:Zivi

Napisano 28 kwiecień 2016 - 19:28

Może jakiś poetycko uzdolniony kolega napisze "Elegię o zabitej rybie" czy jakieś inne epitafium.

Poetycko uzdolniony nie żem , ale w epitafiach i eLegiach mam doswiadczenie...Moja babcia była z domu Grabarczyk :(

 

Tak, to ja tam leżę , Wasza Huho-królowa Podhala,

Ze szlachetnego rodu - piękne życie miałam,

Obiektem westchnień byłam, ale i łupem - chyba zbyt wielu,

Nie doczekałam godów, wierzcie mi - bardzo chciałam! :angry:

Ps,

Choć byłam rybą , nie patrzcie na mnie zbytnio z góry,

Wy  wędkarze też rzeście częścią... tej natury... :rolleyes:


Użytkownik border river edytował ten post 28 kwiecień 2016 - 20:28


#147 OFFLINE   trout master

trout master

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 4459 postów
  • LokalizacjaRZ
  • Imię:Arko

Napisano 28 kwiecień 2016 - 20:38


"Tak, to ja tam leżę , Wasza Huho ..."

----------------
:)
  • border river lubi to

#148 OFFLINE   border river

border river

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 161 postów
  • Imię:Zivi

Napisano 28 kwiecień 2016 - 21:18

"Tak, to ja tam leżę , Wasza Huho ..." ----------------
:)

 

Uprzejmie sie uprasza o nie wyciąganie zbyt daleko idących i zbyt pochopnych wniosków z treści zawartych w powyższym epitafium/elegii. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe i zupełnie nie zamierzone jak u murzyna z trąbką w czasie ekstazy.... :)


Użytkownik border river edytował ten post 28 kwiecień 2016 - 21:21

  • Franc lubi to

#149 OFFLINE   Zielony

Zielony

    Forumowicz

  • PRZEDSTAWICIEL MARKI
  • PipPip
  • 495 postów
  • LokalizacjaNiedrzwica

Napisano 04 maj 2016 - 17:23

No, padła. Temat omówiony.

W końcu to tylko ryba. Takie gorzkie żale nie powinny być chyba ciągnięte w nieskończoność.Tak czy owak przyroda doskonale poradzi sobie z truchłem, obieg materii i tyle. Pożywią się myszy, ptacy i mrówcy :)

 

Może jakiś poetycko uzdolniony kolega napisze "Elegię o zabitej rybie" czy jakieś inne epitafium.

 

Tak naprawdę, to właściwie nic poważnego się nie stało. Bezlitosna natura surowo egzekwuje swoje prawa. A my, wędkarze, jesteśmy jej cząstką, tej natury...

Otóż panie sierżancie stało się. Rzecz w tym, że absolutnie nie wolno popierać lub przechodzić obojętnie wobec tego rodzaju wędkarskich patologii.Celowe złowienie, wyciąganie ryby na brzeg do sesji fotograficznej i w efekcie jej zamęczenie bezpośrednio w tarle i w czasie okresu ochronnego jest głęboko naganne. Jeszcze ważniejszym problemem jest skala bo też należy wiedzieć, że na górnym Sanie wraz z OeSem dorosłych głowacic w tarle było dosłownie kilka par. Zatem strata takiej jednej wieloletniej samicy jest bardziej niż znacząca.Może dla pana to tylko ryba. Dla mnie to był żywy pomnik przyrody i egzemplarz gatunku krytycznie zagrożonego wyginięciem.Oczywiście możemy mieć to w ...ale też takim postępowaniem wystawiamy sobie marne świadectwo bylejakości.

Forum jerkbait promuje świadome stosowanie C&R, jest nawet osobny dział w tym temacie. Bez problemu można przeczytać dziesiątki dobrych artykułów w tym temacie jednak powyższa historia doskonale pokazuje na jakim etapie jesteśmy.



#150 OFFLINE   Jozi

Jozi

    Ekspert

  • +Forumowicze
  • PipPipPipPip
  • 9666 postów
  • LokalizacjaBieszczady
  • Imię:Józek

Napisano 04 maj 2016 - 17:39

Pamiętam jak na jednym z zebrań wędkarskich wysunąłem wniosek o wprowadzenie wymiaru widełkowego dla szczupaka i sandacza tzn. by powyżej 80 cm wprowadzić zakaz zabierania ryb. Co niektórzy chętnie za ten pomysł by mnie ukrzyżowali, twierdząc że ze starej ryby słaby materiał genetyczny. Wątpliwości rozwiał nasz  prezes koła i dyrektor ds. zarybień w okręgu Krosno Piotrek Konieczny. Wytłumaczył co niektórym, że to doskonały materiał zarybieniowy, u ryb jest odwrotnie jak u ludzi :) . Co niektórzy temat pojęli, wniosek "przeszedł" ale na zarządzie okręgu przepadł.

@Zielony ma rację, takie ryby należy bardzo chronić bo to świetny materiał genetyczny, nie powinno się obojętnie obok tego przechodzić, to nasze wędkarskie być.....


  • Zielony i border river lubią to

#151 OFFLINE   sierżant

sierżant

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 386 postów
  • LokalizacjaKraków
  • Imię:Ryszard

Napisano 04 maj 2016 - 19:14

Panie Zielony. Niewątpliwie ma Pan rację. I w kwestii ryby, i w kwestii etapu rozwoju intelektualnego części wędkarzy, co zresztą widać po niektórych wpisach: walą koledzy błędy ortograficzne bez żenady...Ale ja nie o tym.

 

Głowacic jest mało, pstrągów też. I tak naprawdę poza nami, wędkarzami, nikogo to w gruncie rzeczy nie obchodzi.

W kraju targanym niesnaskami, korupcją, pomówieniami, oczywiście "na górze", nikt nie przejmuje się życiem pewnej ilości rybek.

W zasadzie głowacica czy pstrąg, może też lipień, żyją wyłącznie dzięki zarybieniom, ergo: są gatunkiem wymarłym. Naturalne tarło raczej nie odbuduje populacji.

Ale wyobraźmy sobie, że powyższe gatunki wyginą całkowicie. W Polsce podobno żył przed wiekami tur. Dzisiaj go nie ma. I co z tego?

Wiele gatunków na ziemi wyginęło, ba, wyginęły całe ludy: Prusowie, Hunowie, Hetyci i inni. Nie ma ich.

A świat się kręci, raz lepiej, raz gorzej...

Zniknięcie wspaniałego gatunku ryby dotknie tylko nas.

W rzeczy samej cywilizowany człowiek nie dręczy stworzenia w okresie tarła, wiemy o tym na forum, jest to proceder bardzo naganny.

Niestety, nikt nie jest w stanie skutecznie upilnować wód, piętnowanie nieetycznych postaw nie na każdego działa.

 

Dlatego nadal gańmy wędkarzy zachowujących się niegodziwie, ale raczej nie spodziewajmy się większych sukcesów.

A wywlekanie tygodniami żalów na temat padłej ryby i tak nic nie da.

I tym tłumaczę mój poprzedni wpis.


  • Janusz Wałaszewski i Zielony lubią to

#152 OFFLINE   border river

border river

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 161 postów
  • Imię:Zivi

Napisano 04 maj 2016 - 20:06

A wywlekanie tygodniami żalów na temat padłej ryby i tak nic nie da."

 

Wywlekanie żalów owszem nic nie da ( mleko sie rozlało), ale może być powodem do przemyśleń dla łowców na OS -sie w czasie tarła głowatek , rownież temat do przemysleń dla gospodarza wody.

"Zniknięcie wspaniałego gatunku ryby dotknie tylko nas..".   Nie tylko nas, dotknie rownież nasze dzieci i przyszłe pokolenie.


Użytkownik border river edytował ten post 04 maj 2016 - 20:55

  • Zielony lubi to

#153 OFFLINE   randomrodmaker

randomrodmaker

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 419 postów
  • LokalizacjaKrk
  • Imię:Paweł

Napisano 04 maj 2016 - 21:39

Panowie, wytłumaczcie mi dlaczego dlaczego głowacica nie jest objęta całkowitym zakazem "beretowania" w PL?

Kolega pisze o kilku parach na tarle. To jest efekt przyzwolenia na pacyfikowanie tych ryb w ramach "limitu".

Bohater artykułu chwali się około stu główkami złowionymi od lat 80-ych na Sanie.

Większość, jak wynika z tekstu, zakończyła zapewne jako "pomnik przyrody" na kamieniu, co widać na zdjęciu.

Epilog najmocniejszy, po prostu jestem w szoku. Smutne.

http://www.wedkarz.p...pp/article/2881



#154 OFFLINE   trout master

trout master

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 4459 postów
  • LokalizacjaRZ
  • Imię:Arko

Napisano 04 maj 2016 - 22:32

"Bohater artykułu chwali się około stu główkami złowionymi od lat 80-ych na Sanie.

Większość, jak wynika z tekstu, zakończyła zapewne jako "pomnik przyrody" na kamieniu, co widać na zdjęciu.

Epilog najmocniejszy, po prostu jestem w szoku. Smutne."

http://www.wedkarz.p...pp/article/2881

 

Pewnie mu smakowały.   :mellow:  :unsure:



#155 OFFLINE   border river

border river

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 161 postów
  • Imię:Zivi

Napisano 05 maj 2016 - 07:36

Ciekawe jest zakonczenie tego artykulu..

"..Złowiłem kiedyś ośmiokilową głowacicę, której przez cały czas holu towarzyszyła druga, podobnej wielkości. Odprowadzała ją prawie godzinę trzymając się od niej o metr, aż do samego brzegu. Po wyholowaniu i zabiciu ryby chciałem dalej łowić w tym samym miejscu. Kiedy wszedłem do wody, ta druga głowacica przypłynęła do moich nóg i na półmetrowej wodzie przez godzinę pływała wkoło mnie. Kolega, który pojechał w to miejsce następnego dnia, opowiadał, że ta osamotniona głowacica podpłynęła także do niego i przez długi czas szukała swojej towarzyszki. Żona, która była ze mną, nie mogła mi potem tego darować. Jeszcze długo po tej historii nazywała mnie bandytą. Ktoś, kto przy tym nie był, może się z tego śmiać, ale ja już chyba nigdy nie wezmę ryby, którą druga będzie odprowadzać."

 

Morał 1.żony czasem widzą więcej i trafnie oceniają ludzi i sytuacje..

morał 2. bohater tej opowiesci użył słowa "chyba" ...


Użytkownik border river edytował ten post 05 maj 2016 - 07:39


#156 OFFLINE   trout master

trout master

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 4459 postów
  • LokalizacjaRZ
  • Imię:Arko

Napisano 05 maj 2016 - 09:29

Morał 1.żony czasem widzą więcej i trafnie oceniają ludzi i sytuacje..

morał 2. bohater tej opowiesci użył słowa "chyba" ...

 

No i warunek " którą druga będzie... ".

A licznik się kręcił dalej do ... "setki".    :(  :(  :( 



#157 OFFLINE   trout master

trout master

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 4459 postów
  • LokalizacjaRZ
  • Imię:Arko

Napisano 06 październik 2016 - 10:53

"Zdążyłem"-opowieść wersja 2016.

Zmiana pogody, straszenie śniegiem w TV. Na pewno dużo deszczu i pewne ochłodzenie. Lato odchodzi w zapomnienie, nadchodzi najpiękniejsza pora roku nie tylko dla wędkarzy. Jesień. Jadąc "głębiej" w Bieszczady, w drobnym ale mocnym deszczu patrzę na Hoczewkę. Prawie jej nie ma. Same skały, progi, rafy. Gdzie tu można złowić ryby?
Dobrze że pada. Przypadkowo zabrany na "stopa" dziadziu mówi:" może grzyby w końcu się pokażą. W lesie, na polach i w gruncie sucho. Gospodarze odpoczną".Ja jednak przytakując myślę o czymś innym. Przybędzie trochę wody to pstrągi będą miały łatwiej aby ruszyć na tarło. Ich czas już się zbliża, znikną z Sanu i popłyną w "indiańskie tereny". Czy zdążą jednak stamtąd wrócić?
Wracając w ten ponury dzień myślę jednak o czymś, na co długo czekałem. Głowacica. Jutro, jak nie poleje mocno w nocy, idę zobaczyć czy jest. Spoglądam na San w Łączkach i widzę jeszcze małą i czystą wodę. Nie leje aż tak mocno, Hoczewka czysta, może się uda.

Późnym wieczorem szykuję wszystko na poranny wypad i nastawiam alarm na godz. 5.05. Powinno wystarczyć aby być o świcie na miejscówce. Rejestr połowu ryb zostawiam na wierzchu nie wpisując daty. Szkoda wpisu gdyby okazał się że będzie lało jak z cebra lub gdy woda będzie w kolorze kawy z mlekiem.
W nocy ok 3.15 słyszę jak leje. Chyba trzeba będzie odpuścić. Alarmu jednak nie wyłączam, wstanę, sprawdzę co i jak i się zobaczy.

5.05, ciemno i cisza. Wychodzę na zewnątrz i trochę pada, nie tak bardzo jak w nocy. Może zwykła przeciwdeszczowa kurtka wystarczy. Kilka gryzów słodkiej bułki z miodem, sok owocowy, wskakuję w ciuchy i .... jednak trzeba wziąć lepszą kurtę z Gore Texu. Za mocno pada. Wpisuję datę w rejestr.

Nie poddaję się i jadę nad rzekę. Jadąc przez most nie widzę wody. Kurcze, trzeba zjechać nad wodę i zobaczyć jaki kolor. Jak błoto to albo zmieniam miejsce albo zrezygnuję. Po ciemku biorę latarkę, wchodzę w San. Gdzie ten świt?. Nie nadążam za niechętnie wychodzącym o tej porze roku słońcem?. Żeby nie pomyśleli tylko że jakiś kłusownik spaceruje o tej porze w wodzie. Ludzie śpiący w domach pewnie myślą "wariat".

Woda brudna. Minimum 5m od strony na której chcę łowić. Wchodzę dalej ok 15m.Tu już czysto. No nic śmigam na miejsce. Wychodzę z auta. Leje. Ubieram pas lędźwiowy Simms, żółtych okularów nie biorę. I tak w tej wodzie niewiele będę chciał zobaczyć. Grzęznę w miękkim od wody podłożu. Do miejscówki ok 200m. Autem nie odważę sie podjeżdżać w takim deszczu. Rozjaśnia się. Jednak dobrze wstałem. Jeszcze 50m.
Mam nadzieję że nikogo nie zastanę w taką pogodę na miejscówce. Ciężko oddycham, zlany potem mimo powolnego kroku. Neopreny za ciężkie i dodatkowo ten cienki Polar pod nimi. Miałem po ostatniej wyprawie wziąć lekkie "termo" kalesonki. Woda nie jest jeszcze tak zimna a na zewnątrz do śniegu daleko-plus 10st. Zastanawiałem się wieczorem czy nie wskoczyć w krótkie "oddychacze" ale z głowacicą nigdy nie wiadomo czy "do pasa" wystarczy. Dziury są jednak głębokie i te szybkie wlewy.

Docieram przez łąki w pobliże zejścia do wody. Nie wiem czy spociłem się bardziej z za ciepłego stroju czy z powoli ustającego bólu kręgosłupa i zdrętwiałej nogi który jest uśmierzany przez "prochy" które biorę już od 3 m-cy. A do zabiegu jeszcze 3 lata (oficjalnie). Ostatni głęboki wydech. Kaszlnięcie. Gdyby ktoś był na miejscówce to już będzie wiedział że nie jest sam.
Dochodzę do wody. Kiepsko. Miejsce które chciałem obłowić jest zabrudzone tą "kawą". Mogę liczyć jedynie na krawędzie miejscówki że tam przesunęły się ryby. No nic, wchodzę na wlot, w wodę po kolana. Brudna woda. Muszę zdjąć swojego "killera", chyba założę "piotrkowego". Jest dużo jaśniejszy i dorosła "dziewczynka" już się na niego skusiła w tamtym roku. A może jednak coś bardziej ciemnego.
Leje jak z cebra. Tylko zmiana muchy i już woda leje mi się po rękach aż do łokci.
Pierwsze rzuty "piotrkowym" w miejsce w których lubią czasami stać. Jak nie ma tu "dziewczynek" to gruby, wściekły pstrąg czasami przywali. Widzę jeszcze kamienie pomiędzy którymi wpadający nurt zwalnia i pogłębia się do ok metrowej rynny. W trzecim rzucie mocne targnięcie i chyba znajomy, gruby pstrąg w dwóch, mocnych szarpnięciach pozbywa się muchy. Jest na pojedynczym haku więc 18cm włosy mogą go tylko zdenerwować i zarazem ostrzec że się pomylił. Niech uważa!!!
Nie mam jednak do końca pewności czy to nie był jakiś "osesek" z rodziny Hucho Hucho.
Kolejne rzuty w miejsce gdzie powinny głowatki żerować, gdy wchodzą aby upolować coś spływającego z góry. Rozglądam się do góry czy aby płynące drzewa lub porwane spod brzegów krzaki, z zaskoczenia nie podetną mi nóg. Na razie czysto. Płynie tylko trochę trawy i liści. Woda przybiera lub wiatr je strącił do wody.
W ósmym, może dziesiątym rzucie kolejne mocne szarpnięcie i wiem że to już ta Pani, dla której tu przyszedłem. Dwie, trzy mocne przewrotki po powierzchni i spokojnie wpływa w mętną wodę w moją stronę. Idzie grzecznie ale wiem że będzie ok 80cm więc hamulec popuszczam aby w razie gwałtownego odjazdu nie przesiliła zestawu. Widziałem ją gdy się wywracała na powierzchni wody aby zerwać przypon. Podchodzę z nią grzecznie pod brzeg na wodę do łydki. Już żałuję że nie wziąłem podbieraka. W ręce znowu będzie ciężko wziąć i będzie wymęczona.
Pięć minut mija błyskawicznie. Kij wygięty do rękojeści, przypon poza szczytówką a ryba nie daje się podciągnąć. Wiem że Loomis nie z takimi dał sobie radę więc o niego się nie boję. Mogę wygiąć go nawet w korku.
Ryba leży już na wodzie w zasięgu lewej (mniej sprawnej) ręki. No nic podciągam ją
mocniej pod brzeg, gdzie brzuch ma już na mulistym w tym miejscu dnie. Klękam, odrzucam wędkę w trawę i dwoma rękoma wynoszę dzisiaj pokonaną głowacicę na trawę. Ależ leje. wyciągam telefon i miarkę aby szybko zmierzyć "bestyjkę" i strzelić jej (sobie) pamiątkowe foto. Miarka pokazuje 86cm. Dwie fotki zalanym telefonem, śliskim od śluzu i idziemy szybciutko do wody aby "dziewczynce" nic sie nie stało.
Długa reanimacja. Pewnie z 3minuty. Może pięć. Cholera, gdybym miał podbierak to szybciej doszłaby do siebie. Klęcząc i trzymając obiema rękoma piękną rybę patrzę jak oddycha. Tu już zdjęcia nie zrobię bo mam tylko dwie ręce i obydwie zajęte.
Zaczyna się mocniej wyrywać do swojego domu więc na spokojnie daję jej odpłynąć sprawdzając czy aby gdzieś nie zacznie się przewracać. Wszystko gra. Udany połów i szczęśliwy koniec. Płyń i nie daj się złapać "głodnym ludziom".
Woda coraz brudniejsza i jakby więcej zielska zaczynało płynąć. Może przedtem go nie widziałem mając inny cel. Schodzę aby dokończyć miejscówkę. Może siądzie coś powyżej "setki".
Nie widzę już jednak głazów przy którym lubią stać głowacice. Podchodzę na wlot do góry i chyba trzeba na dzisiaj zakończyć połów. Woda brudna już na pół Sanu. Tam gdzie przed holem widziałem jeszcze trawy i dno, nie widzę teraz nic. Nie ma nawet co zmieniać streamera. Wracam do domu na śniadanie. Na dzisiaj wystarczy.
Nie wiem czy to nie moja znajoma z tamtego roku która była 80-tką. Oby rosła jak największa, czekała na mnie i cieszyła innych gdy uda im się ją przechytrzyć.

Przejeżdżając z powrotem przy Sanie wiem że zdążyłem dzisiaj z tym "spotkaniem". Woda już jest brudna na całej szerokości rzeki i chyba długo przyjdzie mi poczekać na kolejny wypad bo leje i leje.

Pozdrawiam i do spotkania nad wodą z pięknymi rybami.
A.P.

___________

Załączone pliki



#158 OFFLINE   Guzu

Guzu

    (G)uzurpator

  • PATRON
  • PipPipPipPipPip
  • 14850 postów
  • LokalizacjaOwczarnia, PL
  • Imię:Daniel

Napisano 06 październik 2016 - 19:59

"Zdążyłem"-opowieść wersja 2016.

Zmiana pogody, straszenie śniegiem w TV. Na pewno dużo deszczu i pewne ochłodzenie. Lato odchodzi w zapomnienie, nadchodzi najpiękniejsza pora roku nie tylko dla wędkarzy. Jesień. Jadąc "głębiej" w Bieszczady, w drobnym ale mocnym deszczu patrzę na Hoczewkę. Prawie jej nie ma. Same skały, progi, rafy. Gdzie tu można złowić ryby?
Dobrze że pada. Przypadkowo zabrany na "stopa" dziadziu mówi:" może grzyby w końcu się pokażą. W lesie, na polach i w gruncie sucho. Gospodarze odpoczną".Ja jednak przytakując myślę o czymś innym. Przybędzie trochę wody to pstrągi będą miały łatwiej aby ruszyć na tarło. Ich czas już się zbliża, znikną z Sanu i popłyną w "indiańskie tereny". Czy zdążą jednak stamtąd wrócić?
Wracając w ten ponury dzień myślę jednak o czymś, na co długo czekałem. Głowacica. Jutro, jak nie poleje mocno w nocy, idę zobaczyć czy jest. Spoglądam na San w Łączkach i widzę jeszcze małą i czystą wodę. Nie leje aż tak mocno, Hoczewka czysta, może się uda.

Późnym wieczorem szykuję wszystko na poranny wypad i nastawiam alarm na godz. 5.05. Powinno wystarczyć aby być o świcie na miejscówce. Rejestr połowu ryb zostawiam na wierzchu nie wpisując daty. Szkoda wpisu gdyby okazał się że będzie lało jak z cebra lub gdy woda będzie w kolorze kawy z mlekiem.
W nocy ok 3.15 słyszę jak leje. Chyba trzeba będzie odpuścić. Alarmu jednak nie wyłączam, wstanę, sprawdzę co i jak i się zobaczy.

5.05, ciemno i cisza. Wychodzę na zewnątrz i trochę pada, nie tak bardzo jak w nocy. Może zwykła przeciwdeszczowa kurtka wystarczy. Kilka gryzów słodkiej bułki z miodem, sok owocowy, wskakuję w ciuchy i .... jednak trzeba wziąć lepszą kurtę z Gore Texu. Za mocno pada. Wpisuję datę w rejestr.

Nie poddaję się i jadę nad rzekę. Jadąc przez most nie widzę wody. Kurcze, trzeba zjechać nad wodę i zobaczyć jaki kolor. Jak błoto to albo zmieniam miejsce albo zrezygnuję. Po ciemku biorę latarkę, wchodzę w San. Gdzie ten świt?. Nie nadążam za niechętnie wychodzącym o tej porze roku słońcem?. Żeby nie pomyśleli tylko że jakiś kłusownik spaceruje o tej porze w wodzie. Ludzie śpiący w domach pewnie myślą "wariat".

Woda brudna. Minimum 5m od strony na której chcę łowić. Wchodzę dalej ok 15m.Tu już czysto. No nic śmigam na miejsce. Wychodzę z auta. Leje. Ubieram pas lędźwiowy Simms, żółtych okularów nie biorę. I tak w tej wodzie niewiele będę chciał zobaczyć. Grzęznę w miękkim od wody podłożu. Do miejscówki ok 200m. Autem nie odważę sie podjeżdżać w takim deszczu. Rozjaśnia się. Jednak dobrze wstałem. Jeszcze 50m.
Mam nadzieję że nikogo nie zastanę w taką pogodę na miejscówce. Ciężko oddycham, zlany potem mimo powolnego kroku. Neopreny za ciężkie i dodatkowo ten cienki Polar pod nimi. Miałem po ostatniej wyprawie wziąć lekkie "termo" kalesonki. Woda nie jest jeszcze tak zimna a na zewnątrz do śniegu daleko-plus 10st. Zastanawiałem się wieczorem czy nie wskoczyć w krótkie "oddychacze" ale z głowacicą nigdy nie wiadomo czy "do pasa" wystarczy. Dziury są jednak głębokie i te szybkie wlewy.

Docieram przez łąki w pobliże zejścia do wody. Nie wiem czy spociłem się bardziej z za ciepłego stroju czy z powoli ustającego bólu kręgosłupa i zdrętwiałej nogi który jest uśmierzany przez "prochy" które biorę już od 3 m-cy. A do zabiegu jeszcze 3 lata (oficjalnie). Ostatni głęboki wydech. Kaszlnięcie. Gdyby ktoś był na miejscówce to już będzie wiedział że nie jest sam.
Dochodzę do wody. Kiepsko. Miejsce które chciałem obłowić jest zabrudzone tą "kawą". Mogę liczyć jedynie na krawędzie miejscówki że tam przesunęły się ryby. No nic, wchodzę na wlot, w wodę po kolana. Brudna woda. Muszę zdjąć swojego "killera", chyba założę "piotrkowego". Jest dużo jaśniejszy i dorosła "dziewczynka" już się na niego skusiła w tamtym roku. A może jednak coś bardziej ciemnego.
Leje jak z cebra. Tylko zmiana muchy i już woda leje mi się po rękach aż do łokci.
Pierwsze rzuty "piotrkowym" w miejsce w których lubią czasami stać. Jak nie ma tu "dziewczynek" to gruby, wściekły pstrąg czasami przywali. Widzę jeszcze kamienie pomiędzy którymi wpadający nurt zwalnia i pogłębia się do ok metrowej rynny. W trzecim rzucie mocne targnięcie i chyba znajomy, gruby pstrąg w dwóch, mocnych szarpnięciach pozbywa się muchy. Jest na pojedynczym haku więc 18cm włosy mogą go tylko zdenerwować i zarazem ostrzec że się pomylił. Niech uważa!!!
Nie mam jednak do końca pewności czy to nie był jakiś "osesek" z rodziny Hucho Hucho.
Kolejne rzuty w miejsce gdzie powinny głowatki żerować, gdy wchodzą aby upolować coś spływającego z góry. Rozglądam się do góry czy aby płynące drzewa lub porwane spod brzegów krzaki, z zaskoczenia nie podetną mi nóg. Na razie czysto. Płynie tylko trochę trawy i liści. Woda przybiera lub wiatr je strącił do wody.
W ósmym, może dziesiątym rzucie kolejne mocne szarpnięcie i wiem że to już ta Pani, dla której tu przyszedłem. Dwie, trzy mocne przewrotki po powierzchni i spokojnie wpływa w mętną wodę w moją stronę. Idzie grzecznie ale wiem że będzie ok 80cm więc hamulec popuszczam aby w razie gwałtownego odjazdu nie przesiliła zestawu. Widziałem ją gdy się wywracała na powierzchni wody aby zerwać przypon. Podchodzę z nią grzecznie pod brzeg na wodę do łydki. Już żałuję że nie wziąłem podbieraka. W ręce znowu będzie ciężko wziąć i będzie wymęczona.
Pięć minut mija błyskawicznie. Kij wygięty do rękojeści, przypon poza szczytówką a ryba nie daje się podciągnąć. Wiem że Loomis nie z takimi dał sobie radę więc o niego się nie boję. Mogę wygiąć go nawet w korku.
Ryba leży już na wodzie w zasięgu lewej (mniej sprawnej) ręki. No nic podciągam ją
mocniej pod brzeg, gdzie brzuch ma już na mulistym w tym miejscu dnie. Klękam, odrzucam wędkę w trawę i dwoma rękoma wynoszę dzisiaj pokonaną głowacicę na trawę. Ależ leje. wyciągam telefon i miarkę aby szybko zmierzyć "bestyjkę" i strzelić jej (sobie) pamiątkowe foto. Miarka pokazuje 86cm. Dwie fotki zalanym telefonem, śliskim od śluzu i idziemy szybciutko do wody aby "dziewczynce" nic sie nie stało.
Długa reanimacja. Pewnie z 3minuty. Może pięć. Cholera, gdybym miał podbierak to szybciej doszłaby do siebie. Klęcząc i trzymając obiema rękoma piękną rybę patrzę jak oddycha. Tu już zdjęcia nie zrobię bo mam tylko dwie ręce i obydwie zajęte.
Zaczyna się mocniej wyrywać do swojego domu więc na spokojnie daję jej odpłynąć sprawdzając czy aby gdzieś nie zacznie się przewracać. Wszystko gra. Udany połów i szczęśliwy koniec. Płyń i nie daj się złapać "głodnym ludziom".
Woda coraz brudniejsza i jakby więcej zielska zaczynało płynąć. Może przedtem go nie widziałem mając inny cel. Schodzę aby dokończyć miejscówkę. Może siądzie coś powyżej "setki".
Nie widzę już jednak głazów przy którym lubią stać głowacice. Podchodzę na wlot do góry i chyba trzeba na dzisiaj zakończyć połów. Woda brudna już na pół Sanu. Tam gdzie przed holem widziałem jeszcze trawy i dno, nie widzę teraz nic. Nie ma nawet co zmieniać streamera. Wracam do domu na śniadanie. Na dzisiaj wystarczy.
Nie wiem czy to nie moja znajoma z tamtego roku która była 80-tką. Oby rosła jak największa, czekała na mnie i cieszyła innych gdy uda im się ją przechytrzyć.

Przejeżdżając z powrotem przy Sanie wiem że zdążyłem dzisiaj z tym "spotkaniem". Woda już jest brudna na całej szerokości rzeki i chyba długo przyjdzie mi poczekać na kolejny wypad bo leje i leje.

Pozdrawiam i do spotkania nad wodą z pięknymi rybami.
A.P.

___________


Przepiękna sprawa !

Pozdrawiam serdecznie
  • dariusz lubi to

#159 OFFLINE   ark70

ark70

    Zaawansowany

  • Twórcy
  • PipPipPip
  • 1171 postów
  • LokalizacjaStarogard Gdański
  • Imię:Artur

Napisano 07 październik 2016 - 06:46

Piękne słowa Arku, szacunek dla pokonanego przeciwnika czuje, na drugim końcu Polski :)



#160 OFFLINE   Krzysztof Rydel

Krzysztof Rydel

    Nowy

  • +Forumowicze
  • Pip
  • 24 postów
  • LokalizacjaPoznań, Warszawa-Żoliborz
  • Imię:Krzysztof
  • Nazwisko:Rydel

Napisano 07 październik 2016 - 10:29

Ładnie napisana historia. Gratuluję!






Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych