Szanowni muszkarze, mam na imię Łukasz, mam 36 lat i nigdy nie miałem w ręku wędziska muchowego.
Jestem zapalonym, a niekiedy wręcz zawziętym spinningistą i mam nadzieję nim pozostać do końca swoich dni.
Przedziwny splot życiowych okoliczności sprawił jednak, że tego lata prawdopodobnie spędzę 6 tygodni w Finnmarku, mając jedną z legendarnych łososiowych rzek pod bokiem (oczywiście, jak każda szanująca się legendarna rzeka, lata świetności ma ona dawno za sobą).
Rozpoznanie wskazuje, że mogę tam spinningować w bardzo mocno ograniczonym zakresie; spodziewam się, że odcinki wydzielone do tego celu są wolne, głębokie i niespecjalnie malownicze, i przyjdzie mi je dzielić ze spławikowcami różnej maści...
Wędkowanie zawsze było dla mnie, w gruncie rzeczy, pretekstem do spędzania czasu w możliwej bliskości dzikiej przyrody, lubię łowić w ruchu, poznając rzekę i ciesząc się coraz to nowymi widokami. Dlatego perspektywa bycia przykutym do "odcinka spinningowego" przez okrągłą, słono opłaconą w dewizach, dobę nie do końca mnie satysfakcjonuje.
W związku z powyższym, chciałbym sobie sprawić muchówkę-protezę, czy też muchówkę-wytrych. Zestaw, który pozwoli mi z otwartą przyłbicą eksplorować nieco większy areał z pełną świadomością, że moja zdolność złowienia ryby będzie znacznie ograniczona w porównaniu do sytuacji, w której wjechałbym na miejscówkę ze spinningiem w ręku - bo po prostu nie jestem muszkarzem i sporo wody musiałoby upłynąć, nim osiągnąłbym poziom umiejętności porównywalny do tego, jakim dysponuję w dziedzinie spinningu.
Zbudowałem sobie zatem - po pobieżnej lekturze wątków na forum - wizję 10-stopowego kija w klasie 9-10, którym mógłbym wykonać jakiś najprostszy wyrzut wprost przed siebie, w poprzek nurtu, i spławić muchę wachlarzem. Do tego kołowrotek i jakaś linka, która będzie trochę tonąć, a może też i druga, która będzie pływać. Im dalej w las, tym więcej drzew, bo potrzebne też pewnie jakieś przypony (czy można je robić ze zwykłej żyłki, jakiej używam do spinningowania?), które trzeba będzie tajemniczym sposobem połączyć z linką; no i garść much, sprawdzonych, bazowych wzorów, które mógłbym kupić gotowe. Wszystko to z pewnością brzmi jak gaworzenie półanalfabety, którym niewątpliwie jestem w dziedzinie muszkarstwa; czasu jednak pozostało mi niewiele, zamiast słownika i podręcznika gramatyki wolałbym poprzestać na kieszonkowych "rozmówkach".
Będę niezmiernie wdzięczny za wszelkie podpowiedzi i instrukcje, chętnie też przyjmę krytyczne uwagi odnośnie mojego pomysłu: jeśliby ktoś zamierzał mnie zniechęcić (bo mogę poprzestać na odcinkach spinningowych, mogę też szarpnąć się na dniówkę czy dwie trollingu) niech wie, że nie będzie pierwszym, bo jeden z głosów w mojej głowie stoi na podobnym stanowisku.