Masz rację Piotrze. Czas jest, szczególnie w jadno czy kilkuosobowych firmach ciężki do wycenienia. W przypadku firm dużych, gdzie produkcja idzie na dużą skalę, a wypuszczenie nowego modelu jest mniej bolesne, niż u rękodzielnika, mówienie o dużych kosztach trąci hipokryzją. Mam nadzieję, że PP nie miał na myśli kosztów użytych materiałów, bo to byłaby jakaś farsa. Wobler kosztujący w detalu tyle, co budżetowa wędka jest niepłacalny w produkcji? Jeżeli, to z powodu małego popytu. Fox zaśpiewał sobie za niego takie pieniądze, że trudno o tłumy chętnych. Tym bardziej, że gramatura zawęża krąg odbiorców. Obstawiam, że dziesięć lat temu cena tego wobka oscylowała by w okolicach pięciu dych. I sprzedawał by się całkiem, całkiem. W handlu prawdziwe zyski generuje ilość sprzedanego towaru, a nie wysoka marża z małej ilości. Chyba, że mamy do czynienia z limitowaną ilością unikatów. Slider 16 nie jest wysadzany szlachetnymi kamieniami, ani sygnowany odręcznie inicjałami autora. Po prostu większa wersja łownej przynęty. Może problem w tym, że polityka handlowa nowego właściciela jest oderwana od naszej rzeczywistości?
Sam sobie odpowiedziałeś. Nie sprzedawał by się całkiem, całkiem nawet za dwie dychy, bo szesnastocentymetrowa ciężka pacyna to dla 90% spinningistów "wobler na morze" Wielkość z automatu czyniła go "limitowanym" - i jako taki, musiał być drogi. I pewnie okazał się za drogi dla znacznej części z tych 10% - żeby być opłacalny.
I druga strona medalu - życiowa ale trochę cwaniacka Dla producenta dobra przynęta to przynęta... urwana i ponownie kupiona. To nie ma być "dobro trwałego użytku" Dużymi wabikami łowi się mocnym sprzętem więc mniej się ich rwie. Znacznie mniej niż małych woblerków posyłanych do wody na pajęczynkach 0,00 mm. To te ostatnie robią - i znów sobie odpowiedziałeś - prawdziwe zyski z ilości sprzedanego towaru.