Poniedziałek.
Fajna wiślana rafa koło Annopola. Aż "śmierdzi" boleniem.
W ruch poszły różniste woblery (przybyły mi jeszcze 3 fantomy). 1,5 godziny młócenia - i żadnego zainteresowania.
Potem parę rzutów ripperem, ale bez przekonania.
Założyłem wahadłówkę (tak, tę podpalaną ) - rzut - i jebnięcie, które mi wyrwało korbkę z ręki. Ryba niezapięta.
Po ok. 10 minutach branie i ryba na brzegu.
Parę minut później następna - po krótkiej walce zeszła. Okazało się - puściło kółko łącznikowe przy kotwicy.
Czyżby znowu - przypadek?
Środa (dziaiaj) - fajna główka z szeroką płanią.
Zaczynam jak zwykle od woblerów. ZERO brań.
Zakładam cynową "ołowiankę" i po kilku rzutach wyjmuję grubego bolenia ok. 70 cm.
W krótkim czasie, nie ruszając się z miejsca wyjmuję jeszcze cztery.
I pewnie byłyby następne, gdyby lokales z 10 wędkami nie wpierdolił się na sam szczyt główki...
Teraz już nie wierzę w "przypadki". Być może na Odrze czy innych zaporówkach woblery mają większe "wzięcie", ale w moim przypadku wahadłówki są bezkonkurencyjne.
Użytkownik pezet edytował ten post 21 wrzesień 2016 - 22:33