Streamer… Temat rzeka, chociaż wielu twierdzi, że to taki tępy, muchowy spinning. I bez obrazy, ale wielu tak łowi czyli stosuje schemat- rzut w poprzek, poprawienie linki, czy trzeba czy nie, a potem jest już prosto i „z górki” czyli chlast-chlast-chlast – dwudziestocentymetrowymi skokami do brzegu – i tak cały dzień. Czasem coś weźmie, czasem nie…
Streamer to metoda, znów bez obrazy, „nie dla idiotów” a najważniejszym przykazaniem skutecznego streamerowca jest „ciągła zmienność i inność”.
W muszkarstwie mamy wiele opcji do wyboru i najczęściej tylko kilka kombinacji w danym dniu, danej chwili, danym miejscu jest skutecznych. Niestety, nie ma gotowej recepty i za każdym razem trzeba wybrać doświadczalnie spomiędzy płytko-głęboko, szybko-wolno, z prądem-pod prąd, agresywnie –pasywnie, kolorowo-naturalnie, imitacja-wywołanie agresji, czarny-biały, mały-wielki, z płytkiego na głębokie-z głębokiego na płytkie itd. By łowić i złowić trzeba oprócz „machania wędą” bez przerwy zmieniać, mieszać, tasować i wybierać wśród dostępnych możliwości, a skuteczny streamerowiec w warunkach naszych, przełowionych wód zawsze jest „ inny” od reszty. Często również się zdarza, że zaczynamy łowić ryby dopiero po złamaniu którejś ze złotych reguł typu: zimna woda-wolne i głębokie prowadzenie, wczesna wiosna-duża mucha, jasny dzień-jasna mucha itd.
Być może to co napiszę poniżej wyda się dorabianiem ideologii i jakiejś magii ale uważam, że streamer który ma udawać ryby będące pokarmem drapieżników powinien możliwie najlepiej „imitować życie” i nie chodzi tu perfekcyjne odwzorowanie szczegółów głowy, oczu, płetw itp. Mam na myśli raczej ogólny pokrój i przemyślaną konstrukcję a co za tym idzie zbliżone od naturalnych „sygnały” wysyłane przez muchę, jak również sposób zachowania w wodzie, które sprawią, że nasz drapieżnik weźmie go za pokarm naturalny. Przy czy uważam, że im większy streamer tym większe znaczenie tych cech. Osobiście jestem fanem wielkich, dopracowanych streamerów, gdzie każdy element ma swoją funkcję. „Ukręcenie” jednego zajmuje mi około godziny i wydaje mi się, że dopiero zaczynam kumać o co w tym chodzi.
Co daje mi łowienie streamerem? Największą wędkarską przyjemność czyli uczucie, że coś z siłą nosorożca wyciąga mi linkę z na maksa zaciśniętych dłoni. Coś, z czym walka będzie prawdziwym męskim starciem.
PS. Sorry za głupią (moją) minę na zdjęciu i maskowanie tła ale wiadomo- takie mamy czasy.