(...) Klasa AFTM to pierwsze 9,15 metra linki i nie ma nic wspólnego z wagą głowicy, która może być dłuższa, a nawet znacznie dłuższa, a tym samym cięższa. Przeciążenie o klasę czy dwie na krótkim dystansie jest dopuszczalne, a momentami wskazane.
Współcześnie istnieją właściwie już dwie równoległe klasyfikacje linek muchowych, jedna oficjalna, a druga nieoficjalna - "głowicowa". W przypadku niektórych linek muchowych, których głowica jest krótsza niż odcinek normowy klasyfikacji AFTMA, bazowanie na tej klasyfikacji jest pozbawione sensu. Nikt przecież nie będzie ważył np. sznura Vision Vibe 65 na odcinku 9,14 m razem z rozbiegówką.
Klasyfikacja AFTMA jest, podobnie jak większość klasyfikacji, umowna. Nie wiem czy ktoś w okresie jej tworzenia sprawdzał jaka jest najczęstsza odległość rzutu muchowego, ale ta odległość jest tak samo umowna jak każda inna. Równie dobrze możemy sobie zrobić klasyfikację AFTMA 2.0 i przyjąć odległość 15 jardów. Wędkarz ma po prostu wiedzieć, że linka muchowa to "kumulanta masy" po długości profilu, a jego najczęstsza odległość rzutów na jakimś łowisku dopiero określa jego potrzeby.
Dyskusja o doborze linki do wędki muchowej bez zapytania wędkarza o styl łowienia, łowisko, preferowaną metodę, przewidywane odległości i charakter rzutów - jest pozbawiona sensu. Można do jednej wędki muchowej w klasie #5 mieć na szpuli zapasowej nawiniętą linkę Impact / Nymph w klasie #6 do łowienia na daleką nimfę, na którą wbrew nazwie wcale się daleko nie łowi (o wiele trudniej jest wychwycić pstryknięcie w nimfę na końcówce sznura niż zbiórkę). I do tej samej wędki można mieć na drugiej szpuli nawiniętą linkę #5 Presentation / Triangle / Delta do dalszego łowienia na suchą muchę.
Klasyfikacja AFTMA niejako "za wędkarza" określa z góry dedykowane odległości rzutów wynikające z normy. Na rybach nie trzymamy się natomiast norm, tylko dokonujemy świadomego wyboru.
Jestem zwolennikiem posiadania stosunkowo małej ilości wędek i stosunkowo dużej ilości linek. Linka to takie urządzenie wielofunkcyjne, jednocześnie jest to w pewnym sensie odpowiednik ciężarka wyrzucającego muchy, spławika pokazującego brania, obciążenia do łowienia na troczek boczny (zamiast twistera na haku mamy lekkiego streamera). Zmienianie linek muchowych nad wodą to tak jak zmienianie spławika, dołożenie śruciny, zmiana masy główki jigowej. I tak samo jak wędką spławikową czy spinningową mamy pewien zakres wagowy stosowanych zestawów, tak samo w metodzie muchowej. Nie widzę najmniejszego sensu łowić z opadu na 10 m wodzie głowką 1 gram, bo bym zasnął, nie widzę sensu łowić na przepływankę z wagglerem, ani przy trzcinach na stawie spławikiem "bączkiem" przeznaczonym do nurtu. Tak samo nie widzę sensu stosowania linki klasowej do dalekiej nimfy, którą daleko nie łowię bo nie widzę "pstryknięć" na sznurze. Nie widzę sensu łowić na daleką nimfę linką "presentation", bo ma za cienką i za mało wyporną końcówę, i nie widzę sensu łowienia lipieni na sieczkę linką Impact, bo lepiej jest to ładnie i cicho położyć wraz z konicznym przyponem żyłkowym. Kupowanie linek do "kaseciaka" w jednej i tej samej klasie do jednej wędki jest swojego rodzaju niewolą normy AFTMA i 10 jardów. Nie każdemu wędkarzowi takie skrępowanie odpowiada.
Stosowanie różnych linek muchowych daje naszym "niedorozwiniętym muchom", które trzeba prowadzić "jak dzieci" tyle, co różnoraka gramatura główek jigowych, pochylenie steru w woblerze, wielkość i kształt spławika itd. Wędkarz stosujący tylko jedną linkę też może dobrze połowić, ale to jest inna kwestia. Mój najlepszy sezon sandaczowy miałem w 2014 roku i miałem dwa woblery w pudełku, Wobi 5 cm i Sting 7 cm - nocą robiły robotę i wystarczyło.
Myślenie w kategoriach klasy AFTMA to myślenie w kategoriach złotego środka lub kompromisu. Można natomiast kreować sobie większe i bardziej wyspecjalizowane możliwości połowowe.
Edited by Krzysiek Dmyszewicz, 27 January 2017 - 10:15.