Skocz do zawartości

  •      Logowanie »   
  • Rejestracja

Witaj!

Zaloguj się lub Zarejestruj by otrzymać pełen dostęp do naszego forum.

Zdjęcie

Woblery z Bielska

woblery

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
3679 odpowiedzi w tym temacie

#3261 OFFLINE   Friko

Friko

    SUM

  • Super moderatorzy
  • 18601 postów
  • LokalizacjaWarszawa

Napisano 06 luty 2018 - 11:27

Januszu możesz orientacyjnie zdradzić w jakich latach toczy się ta opowieść ?



#3262 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 06 luty 2018 - 11:44

"Przedwojennych", rok 1980 lub 1981.



#3263 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 06 luty 2018 - 17:13

 To był głupi pomysł.

Część druga.

 

 

Stan wojenny miał dopiero nadejść. Ten ohydny czas, gdy autentycznie balem się spotykając na swej drodze rodaków, poubieranych w mundury ZOMO. Teraz jeszcze nic nie wskazywało, ze takie czasy mogą kiedyś nas zaskoczyć.

 

Gdy nastał świt, byłem nieomal zdumiony tym faktem. To była jedna z najdłuższych nocy w moim życiu, w dodatku z obiecanych brań nic nie wyszło. Całą noc nasze bombki zawieszone na żyłkach, jeśli nie liczyć podmuchów wiatru, nawet nie drgnęły. Teraz wiatr ucichł i wszystko, biorąc przykład z naszych nosów, smętnie zwisało. Ciszę i szarość tego poranka zakłóciło równomierne, zbliżające się skrzypienie. Starszy mężczyzna, natychmiast w myślach nazwany „dziadkiem”, podjechał na przedpotopowym rowerze z przytroczonymi do ramy jeszcze bardziej przedpotopowymi wędkami.

- Co chopoki, bierze coś? – zapytał. Odpowiedziało mu nasze zgodne kręcenie głowami.

- To zaraz zacznie – rzekł uśmiechając się szeroko i pokazując żółte od nikotyny zęby. Jakby czytając mi w myślach, „dziadek” zaraz dodał:

- Fajki mam, ale ognia żem zapomniał, poratujecie? Przypaliłem mu „Sporta” My paliliśmy „Klubowe”, a czasem, jak się udało, to nawet „Marlboro” kupowane w „Peweksie” za 40 centów. Wódka wtedy kosztowała dolara, a średnia pensja wynosiła (czarnorynkowy przelicznik) trochę ponad dwadzieścia $.Dziwaczny był to świat...

 

„Dziadek” uszczęśliwiony zaciągnął się kilka razy, poczym  zaczął zaraz obok nas mościć sobie stanowisko. Cały brzeg puściutki, a on… Zresztą, przynajmniej będzie jakaś rozrywka. Wolałbym brania, ale jak się nie ma, co się lubi…

„Dziadek” zaczął od przygotowania sobie podpórek ze znalezionych na brzegu gałęzi. Następnie złożył trzyczęściowe bambusowe wędzisko, zaopatrzone w wielki kołowrotek o ruchomej szpuli. Brzyt, brzyt, brzyt – dźwięk kołowrotka, towarzyszący rozwijaniu żyłki, był w tej ciszy nienaturalnie głośny. Trzeba przyznać, że „dziadek” miał w tym sporą wprawę. Żyłka układała się na ziemi w równych zwojach. Jeszcze tylko kulka z ciasta na haczyk, zamach i cały zestaw poszybował do wody. Trzeba tu wspomnieć, że w tamtych czasach ciasto było w dwóch kolorach – białe albo żółte. „Dziadek” miał – czerwone, do tego kulkę wielkości sporej śliwki. Nic nie złapie – pomyślałem z wyższością. „Dziadek” nie zdążył odłożyć wędziska na podpórkę, a już mu coś kijem targa. „To jest niesprawiedliwe” – pomyślałem.

- To jest niesprawiedliwe – powiedziałem na głos. „Dziadek” uśmiechnął się tylko i odrzekł

– Bo to ciasto jest magiczne, - a słowo „magiczne” wypowiedział tak jakoś, że można było nabrać wątpliwości, czy aby nie mówi prawdy… Pyr pyr pyr pyr – dźwięk kołowrotka,  starej „katiuszy”, towarzyszył obracaniu się szpuli, zarówno przy odwijaniu, jak i nawijaniu żyłki.  

 

Chwilę później na brzegu wylądował, pięknie zaczepiony za górną szczękę szczupak.

– Mówiłem, że zaraz się zacznie? – ‘dziadek” uśmiechnął się jeszcze szerzej. My w tym czasie przyglądaliśmy się szczupakowi, na przemian nie dowierzając własnym oczom, to podziwiając piękną sztukę. „Ale że jak, na ciasto?!” – pomyślałem

- Ale że jak, na ciasto? – powiedziałem na głos.

- Mówiłem, że magiczne – rozpromienił się „dziadek”.

Następnie włożył rybę do siatki, nową kulkę ciasta na haczyk, brzyt, brzyt, układanie żyłki, zamach i plum – zestaw ląduje w wodzie. Wędka na podpórkę, drugie wędzisko składane, ciasto na haczyk, a wtem pierwsza wędka spada z widełek. Dziadek złapał wędzisko i zaciął tak mocno, że aż jęknęło. Pyr pyr pyr pyr – dźwięk nawijanej żyłki wskazywał, że kolejna ryba niedługo znajdzie się na brzegu. Tym razem karp, prawie pół metra. – „To jest niesprawiedliwe. My całą noc bez brania, a „dziadek” jeszcze nie zdążył drugiej wędki zarzucić, a już ma dwie piękne ryby” – pomyślałem.

- To niesprawiedliwe. My tu kurde całą noc bez brania, a pan dopiero przyszedł i już ma dwie piękne ryby w siatce – powiedział Darek. Widać, że myślimy podobnie…

 

„Dziadek” wyciągnął przed siebie rękę z siatką. – Co chopoki, będzie tego dość na dziś? – zapytał. Z czystej grzeczności, no bo z jakiegoż by innego powodu, potakiwaliśmy energicznie. – E tam, jeszcze se tu z wami chwilę posiedze – powiedział. – A da pan ciasta? Tak chociaż z jedną kulkę – powiedział Darek

- Jasne, czemu nie? Macie – „dziadek” rzucił nam sporą kulkę ciasta. Są takie chwile w życiu, gdy po całym paśmie porażek, mając jeden, choćby nikły sukces, nabiera się wiatru w żagle. To właśnie była jedna z takich chwil. Nie dość, że mżawka zanikła jakiś czas temu, to teraz nad horyzontem ukazało się słońce. Aż chce się żyć!

 

Szybko zwinęliśmy nasze zestawy, robaki do wody a na haczyki daliśmy świeżo otrzymany podarek. W tym czasie „dziadek” również zarzucił swoje zestawy i oddał się milczącej kontemplacji. Byłem całkowicie pewny, że zaraz któraś bombka zasygnalizuje branie. I nie myliłem się. Ale dlaczego to znowu wędka „dziadka”?!!! Do znajomego dźwięku „pyr pyr pyr pyr” wkradła się „brzyt”, gdy ryba wysnuwała żyłkę. Po kilku minutach ryba znalazła się na brzegu. Monstrum, ze sześćdziesiąt centymetrów.

- Sazan – zawyrokowałem.

- E tam, sazan. Toż to amur – wyprowadził mnie z błędu „dziadek”. – Ładny – dodał.

Ani amura, ani też sazana wcześniej na oczy nie widziałem i wiedza moja pochodziła wyłącznie z obrazków, a te obrazki to nie były żadne zdjęcia, tylko rysunki. Mógł więc mieć rację, a że z dorosłymi nie zwykłem się sprzeczać, to zaakceptowałem i odpowiedziałem na głos:

– Piękny amur.

„Dziadek” wpakował rybę do siatki, ponownie „zważył” na wyciągniętej przed siebie ręce i zawyrokował – Dość na dziś. Więcej mi nie trza. Chcecie ciasta?

 

Te dwa słowa sprawiły, że poczułem się jak małe dziecko, do którego przyszedł Święty Mikołaj. Dar był tak dobrze dobrany w czasie, po prostu idealnie precyzyjnie wtedy, gdy był najbardziej potrzebny, że aż ukradkiem, ale z uwagą przyjrzałem się starszemu mężczyźnie.

„Nie, to niemożliwe” – pomyślałem. „Za chudy, bez brody, no i jeszcze ten rower…” Szybko odrzuciłem niedorzeczne dziecięce fantazje.

„Dziadek tymczasem pozwijał swoje zestawy, przytroczył wędziska do ramy roweru.

- Może chce Pan zapalniczkę? Tato przerobił kilka jednorazówek, dodał zaworki, mam zapas, więc chętnie się podzielę – powiedziałem, jednocześnie wyciągając dłoń z zapalniczką. „Dziadek” chętnie przyjął dar i powiedział:

- Dziękuję bardzo. Jeśli się nie obrazicie, to moja stara naszykowała mi kanapek na cały dzień, a ja nawet nie zdążyłem zgłodnieć. Szkoda, by się zmarnowały, może chcecie je?

 

Chwilę wcześniej byłem szczęśliwy, jednak to po tych słowach zaszkliły mi się oczy. Ponownie na bardzo krótką chwilę zwątpiłem w realność tego, co się dzieje. „Dziadek” najpierw pokazał nam, że ryby są, biorą, dał nam „magiczną” przynętę, a teraz zaoferował kolejną najbardziej nam potrzebną rzecz. Przypadek?

Zanim „dziadek” wsiadł na rower, z założoną na kierownicę siatką z rybami, my już mieliśmy usta pełne chleba.

- Czymajcie się, chopaki! – rzucił na odchodne. – Połamcie kije!

 

Z ustami wypełnionymi jedzeniem wydaliśmy z siebie tylko nieartykułowane dźwięki, ale pomachaliśmy mu, szczerze się uśmiechając. Co oczywiście mogło dość nieciekawie wyglądać. Odgłos skrzypienia roweru zanikł, po chwili „dziadek” zniknął nam z oczu.

 

Po zjedzeniu pierwszej kanapki, postanowiłem sprawdzić zestawy. Okazało się, że na obu ciasto spadło z haka. Założyłem więc nowe porcje i zarzuciłem ponownie. Darek również miał puste haki. Cóż, trzeba będzie częściej sprawdzać. Darek kończył drugą kanapkę, a ja w tym czasie obwąchiwałem ciasto, usiłując się dociec, jaki sekret skrywa. A pachniało – pysznie. Nie umiałem inaczej określić tego zapachu. Było w nim coś, co znałem, ale nie umiałem rozpoznać. Miejski chłopak byłem, roślinami swej uwagi nie zaprzątałem. Odłożyłem więc ciasto obok i zająłem się kanapką. Chleb na zakwasie, dwukilowy. To akurat umiałem rozpoznać, bo jako piętnastolatek poszukałem sobie pracy w piekarni. I później już umiałem rozpoznać prawdziwy chleb, od nadmuchiwanej brei, co zresztą nie było specjalnie trudne. Wystarczyło nacisnąć. Dziś oszukują nas w bardziej wyrafinowany sposób, dodając spulchniaczy wytworzonych z ludzkich włosów...

 

Chleb był posmarowany prawdziwym masłem. Rarytas, trafić w sklepie na masło było bardzo trudno. Całość rozchodziła się „pod ladą”, do tego dużo drożej. Podobnie jak większość towarów. Na masło był obficie położony dżem. Truskawkowy. Mój ulubiony. Pierwsza klasa, bo z kawałkami owoców. Ciesząc się z darów losu, z pięknej pogody i ze smaku przeżuwanej kanapki, pozwoliłem, by myśli leniwie błądziły. Obok mnie siedział Darek, który pochłonął żarcie szybciej niż ja, a teraz w spokoju palił papierosa. Sielanka. Nic nie zapowiadało tego, co niebawem miało nadejść.

 

Zaczęło się niewinnie. Minimalna falka, uderzając o brzeg, wydawała bardzo cichy, kojący dźwięk. A na granicy słyszalności, do znanego szumu wdarł się dodatkowy, który można by określić jako „chlip”. Chlip chlip. Chlip. Zdezorientowany spojrzałem na Darka – zaciągał się papierosem. I z całą pewnością nie „chlipał”. Spojrzałem w dół. Czarny pies, wielkości niewielkiego kota, oblizywał nasze ciasto. NASZE MAGICZNE CIASTO!

- Pójdziesz ty! – jednocześnie krzyknąłem, tupnąłem i machnąłem ręką. Kundel uskoczył zgrabnie, po czym rozwierając paszczę niczym wąż pożerający za duży kawałek, złapał ciasto. Widok był niesamowity. Z jednej strony nie zdawałem sobie sprawę, że pies może aż tak rozdziawić japę. A z drugiej – chyba każdy ząb wyrósł mu w inną stronę! Pomimo faktu, że zęby wbiły się w ciasto, spora ich część wystawała na zewnątrz! Takiego potworka to chyba tylko matka mogła kochać. Choć nie gwarantuję, że nie chciała go zagryźć.

 

Wyglądając komicznie, nie umiejąc zyskać równowagi ze sporym obciążeniem w pysku i ograniczeniem swojego pola widoczności,bo łeb miał zadarty do góry, kundel zataczając się, początkowo powoli i rakiem, a po odwróceniu się do nas ogonem przyspieszył i czymś w rodzaju kolebiącego truchtu zaczął się od nas oddalać. Zerwaliśmy się praktycznie jednocześnie, ale zanim dobiegłem do połowy wału, Darek był już na jego szczycie. Sadził takie susy, jakby zbiegał z górki, a nie wbiegał pod nią. Z każdym krokiem był bliżej uciekiniera. Wróciłem więc do wędzisk, by przypadkiem podczas naszej nieobecności „coś”, lub „ktoś” nie pozbawił nas sprzętu. Niby nikogo w zasięgu wzroku, ale licho nie śpi.

 

Nie rozpoznałem Darka. Wiedziałem, że to on, ale go nie rozpoznałem. Jak już wcześniej wspominałem, chodzenie po zaoranym polu, to głupi pomysł. Jak więc nazwać bieganie po nim? Hm… Darek z daleka błyszczał białkami oczu. Jak się później okazało, tylko część włosów na czubku głowy, oraz kawałek kurtki na plecach, były czyste. Reszta to z wyglądu i koloru było czyste błoto. Znajdowało się w kieszeniach, odpluwał je. Nic nie powiedział, tylko machnął ręką. Kurtkę schował do torby, ale gaci przecież nie zdejmie. A te domagały się pralki. Przemywając twarz w wodach jeziora wypalił:

- Ja jeszcze dorwę sukinsyna!  - Akurat to stwierdzenie uznałem za w pełni uzasadnione. Ciąg dalszy opisu tortur, które wtedy kundlowi obiecał, nigdy nie miała szans na realizację, gdyż nigdy później, a w to miejsce jeździliśmy wielokrotnie, nigdy więcej ani „dziadka”, ani tego wszawego kundla nie spotkaliśmy.

Po upewnieniu się, że ciasto z naszych zestawów poznikało, zwinęliśmy wędki i postanowiliśmy wracać. Dać komuś nadzieję i ją odebrać to wyjątkowo okrutna tortura. Idziemy niespiesznie, krok za krokiem, obrazy nędzy i rozpaczy. Darek niedomyty, w umorusanych błotem gaciach, moje spodnie mam wybrudzone gdzieś tak do kolan, za to ze sporym rozdarciem na tyłku. Długo o nim nie wiedziałem, dopiero podmuch powietrza tam, gdzie go być nie powinno, skłonił mnie do pomacania swego tyłka i odkrycia jeszcze jednej konsekwencji związanej z tym wyjazdem. „To jednak był bardzo głupi pomysł. Trzeba było zostać w domu” – przemknęła mi myśl. Jeszcze wiele razy w życiu przekonałem się, że warto słuchać pierwszej myśli. Oczywiście po tym, gdy jej nie posłuchałem.

 

Idziemy więc, krok za krokiem, z obwisłymi ramionami, obici niemiłosiernie, brudni, nieszczęśliwi. Dochodzimy do kładki, na której jest cała grupka spieszących na niedzielną mszę tubylców, idących w dokładnie przeciwnym do naszego kierunku. Zatrzymujemy się, by ich przepuścić – a wtedy zdarza się po raz kolejny coś niespodziewanego. Mężczyzna, który przewodził całej kolumnie, będąc dosłownie o krok od opuszczenia kładki, staje jak wryty, rozpościera szeroko ramiona i zaczyna się cofać. Nie dowierzam własnym oczom. Jeszcze przed chwilą miałem łzy w oczach, teraz jednak wybucham śmiechem. Głośnym, piskliwym, histerycznym, dołącza się do mnie Darek i obaj rechocząc z całych sił, idziemy przez opustoszałą kładką, odprowadzani wymownymi spojrzeniami. Już nic nas nie obchodzi, całą drogę śmiejemy się serdecznie, Nawet po dojściu na przystanek kolejowy, nie przestajemy się śmiać. Co tylko któryś z nas przestaje, jedno spojrzenie i rechoczemy w najlepsze od nowa. Bolą nas brzuchy, pojawiają się obcy ludzie, którzy również przyszli na pierwszy tego dnia pociąg – mamy to gdzieś. Odśmiewamy gorycz wszystkich porażek, które zaliczyliśmy tej nocy i poranka. Katharsis trwa dobre pół godziny, gdy wreszcie udaje nam się na trochę uspokoić.

- Najlepsze jest to – powiedział Darek – że to jest nasz najgorszy wyjazd na ryby. Gorszego już nie będzie!

No cóż, jeśli chodzi o mnie, miał rację, ale co do siebie się mylił, gdyż sam zaliczył jeszcze gorsze wyjazdy.

 

Ale to już całkiem inna opowieść…



#3264 OFFLINE   Goliat

Goliat

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 369 postów
  • LokalizacjaBydgoszcz
  • Imię:Michał

Napisano 06 luty 2018 - 19:59

Bardzo dobre pióro. Fajnie się czyta.


  • woblery z Bielska lubi to

#3265 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 06 luty 2018 - 20:22

Dziękuję. Starałem się oddać cząstkę tamtych czasów, widzianą oczami nastolatka. Jeśli uzyskałem chwilę skupienia, a szczególnie jeśli zdołałem pokazać jakieś emocje, to cel swój osiągnąłem :)



#3266 OFFLINE   pl.lures

pl.lures

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 124 postów
  • Imię:Piotr

Napisano 06 luty 2018 - 20:56

Jakby tak zebrać kilkanaście (no, może trochę więcej) to wyszła by ciekawa książka :)


  • wildriver i woblery z Bielska lubią to

#3267 OFFLINE   bencur

bencur

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 775 postów
  • LokalizacjaDąbrowa Tarnowska
  • Imię:Piotr
  • Nazwisko:Sz

Napisano 07 luty 2018 - 20:47

Rozmarzyłem się a w zasadzie przeniosłem w świat mojego dzieciństwa :) Ale było fajnie :) mała rzeczka, byle jaki patyk, spławik, robak cokolwiek i te przygody nad rzeka haha ruchome piaski i wpadki do wody :) a ile było planowania tych śmiesznych ale jakże poważnych dziecinnych wypraw :) 


  • woblery z Bielska, Paweł R. i eRKa lubią to

#3268 OFFLINE   Darek K

Darek K

    Forumowicz

  • +Forumowicze
  • PipPip
  • 386 postów
  • LokalizacjaŁódź
  • Imię:Darek

Napisano 08 luty 2018 - 01:14

Super opowiadanko. Przypomniały się lata szkolne, kiedy była woda pod nosem i czas na rybki i łowienie z kuzynem. Spławik koło spławika, ten sam grunt, przynęta (ciasto), wielkość,haczyk - on miał brania karpi raz za razem a ja zero :angry:. Zamienialiśmy się miejscami, on zakładał mi przynętę i guzik, Czary.

Innym razem łowimy na kluskę (cisto się z reguły gotowało), nie bierze a przyszedł wujo i założył właśnie wielki kawał kluchy na haczyk (my oczywiście wielkość dopasowana do haka), rzucił koło nas i od razu branie.

Z tamtych czasów też przesąd, że robaka trzeba opluć, aby były lepsze brania :rockon:.

Inna miejscówka - tym razem nad rzeką, siedzi trochę osób i nic. Przychodzi lokals zza wału i mówi, że przyszedł rybkę na kolację złowić. Spoko wszyscy go wpuścili, uśmiechając się pod nosem, bo nikomu nie bierze - a on właśnie miał sprzęt podobny jak w opisie. Zarzucił i może z 5 min. i ładnego jazika wyciągnął - wziął na kolację, zwinął się i poszedł. Później z opowieści wiem, że kolejnego dnia było to samo. Ale, że chytrość nie popłaca :D to kolejny raz jak przyszedł to po złowionym jaziku postanowił złowić kolejne - i guzik, to była ostatnia jego ryba - a inni zaczęli łowić :).

Czytając takie wspomnienia samemu się zavzyna przypominać chwile spędzone nad wodą.


  • woblery z Bielska, ezehiel i eRKa lubią to

#3269 OFFLINE   Damian83

Damian83

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 649 postów
  • LokalizacjaWoj. Śląskie
  • Imię:Damian

Napisano 08 luty 2018 - 15:32

No super przygoda jednym słowem pies was załatwił I okradł a dziadek pokazał jak się łowi rybki jedynie Co dobrego was spotkało to że chociaż pojedliście pozdrawiam

#3270 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 08 luty 2018 - 16:35

Damianie :)

Można by się doszukiwać walki dobra ze złem (dobro reprezentowane przez szczodrego "dziadka", a zło przez maszkarę o urodzie z piekła rodem), między wierszami odczytać naganę słabego przygotowania, lub potraktować to jako rozprawkę o wyższości doświadczenia nad entuzjazmem. Albo i nie wgłębiając się w szczegóły odnaleźć gorzko-śmieszną historię z gorzko-śmiesznych czasów ;)

To nie jest powieść, tylko opowiastka, ale starałem się pozostawić czytelnikowi pole na interpretację tego, co napisałem. Również na taką, jak podałeś ;)


  • eRKa lubi to

#3271 OFFLINE   lenny

lenny

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 1547 postów
  • LokalizacjaBiała Podlaska
  • Imię:Leszek

Napisano 08 luty 2018 - 17:25

Poprawiłeś mi humor po pracy tym opowiadaniem😁
Świetne się czytało
  • woblery z Bielska lubi to

#3272 OFFLINE   cyprys19

cyprys19

    Zaawansowany

  • TWÓRCY+
  • PipPipPip
  • 3954 postów
  • Lokalizacjapułtusk okolice
  • Imię:marcin
  • Nazwisko:k

Napisano 08 luty 2018 - 18:00

Ale przecież mówi się "nie dla psa kiełbasa", a nie ciasto....Aaaaaaa,  już wiem ,biedny pies zeżarł ciasto bo nic innego nie mieliście!


  • woblery z Bielska lubi to

#3273 OFFLINE   guciolucky

guciolucky

    NO release NO glory

  • Twórcy
  • PipPipPip
  • 4928 postów
  • LokalizacjaOlsztyn

Napisano 08 luty 2018 - 21:03

Ja się zastanawiam co to było za ciasto? Jak miałem z 12 lat jeździłem łowić białoryb nad jezioro Niskie Brodno a dokładnie na pomosty ośrodka Longinówka. Czasem coś udawało mi się złowić ale bywały i takie dni kiedy nie miałem brania, zwykle brania nie miał nikt poza Krzywym Jankiem. Janek miał zawsze pełną siatkę ryb, łowił na ciasto, nikomu tego ciasta nie dawał, przyjeżdżał simsonem S51. Kiedy ryby brały Janek kończył zanim ja przyjeżdżałem, jak nie brały to łowił z godzinę po moim przyjeździe (ja jeździłem rowerem samba), wyciągał rybę za rybą nawet kiedy nikt inny łowiąc obok niego nie miał brania. Krążyły legendy o tym jak Krzywy, godzinami  lepił w domu swoje ciasto, wiele razy odchodziłem od zmysłów jak to możliwe a jednak... 


Użytkownik guciolucky edytował ten post 08 luty 2018 - 21:03

  • woblery z Bielska lubi to

#3274 ONLINE   korol

korol

    Zaawansowany

  • TEAM JERKBAIT
  • PipPipPip
  • 2203 postów
  • LokalizacjaWarszawa
  • Imię:Piotr
  • Nazwisko:K

Napisano 08 luty 2018 - 22:22

Po prostu dobrze wyselekcjonowana miejscówka i systematyczne necenie tym samym zapachem. Żadne tam magiczne ciasta. ☺

#3275 OFFLINE   kooper82

kooper82

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 744 postów
  • LokalizacjaMoryń/ Mieszkowice
  • Imię:Piotr
  • Nazwisko:Kopczyński

Napisano 09 luty 2018 - 07:19

Panie Januszu kiedy cześć 3 :) Naprawdę miło się czyta :) zaciekawiło mnie to ciasto ......



#3276 OFFLINE   guciolucky

guciolucky

    NO release NO glory

  • Twórcy
  • PipPipPip
  • 4928 postów
  • LokalizacjaOlsztyn

Napisano 09 luty 2018 - 08:13

Nie znam się na tym zupełnie ale miejscówka to akurat była wspólna, każdy wędkarzyna nęcił tym co miał i ryb przy pomostach było sporo. Problem polegał na tym, że ryby zawsze łowił Janek a pozostali tylko kiedy ryby brały wszystkim na wszystko. Upatrywaliśmy sukcesu Janka w "magicznym" cieście choć On sam powtarzał, że wędkarzem trzeba się urodzić... na wiele lat odrzuciłem myśli o tym zjawisku, teraz wróciły :)

#3277 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 01 marzec 2018 - 17:25

Trudno mi było odpowiednio "napakować" woblerki z balsy ołowiem, tak, by osiągnąć zarówno lotność, jak i odpowiednią pracę woblerków twitchingowych. Dlatego złamałem się i odlałem je z żywicy.. 
Zanim trafią do stałej oferty chcę uzyskać szeroką informację o ewentualnych wadach ukrytych. Gwarantuję nabywcom, że w przypadku wykrycia wad wymienię woblery na wykonane w tradycyjnej, drewnianej technologii. Zainteresowanych zapraszam na giełdę: http://jerkbait.pl/t...lko-na-pstrąga/
 
 
Woblery 6 cm, waga 6 gramów; woblerki 5 cm waga 4 gramy. Po pokryciu trzema warstwami żywicy woblery mają grubość (patrząc od strony grzbietu, lub brzuszka) 8 mm, czyli są o całe 3 mm węższe od drewnianych. Woblery są szybko tonące. 
 
post-52580-0-17098700-1519920921.jpg
post-52580-0-43490500-1519920875.jpg
post-52580-0-35728300-1519920890.jpg
 
Załączony plik  DSC_0002.jpg   68,56 KB   14 Ilość pobrańZałączony plik  DSC_0003.jpg   63,16 KB   13 Ilość pobrańZałączony plik  DSC_0005.jpg   45,03 KB   14 Ilość pobrańZałączony plik  DSC_0007.jpg   49,8 KB   14 Ilość pobrańZałączony plik  DSC_0009.jpg   62,79 KB   14 Ilość pobrań


#3278 OFFLINE   J A Z

J A Z

    Zaawansowany

  • +Forumowicze
  • PipPipPip
  • 815 postów
  • LokalizacjaSłubice

Napisano 01 marzec 2018 - 19:08

 

"... Zainteresowanych zapraszam na giełdę:..."

Janusz, musisz rozwiać te wątpliwości, bo znajomi już ręce zacierają, że na jerku coś się zmieniło (może tak, ale ja nie wiem), że normalnie na legalu, będzie można reklamować w dziale "lure" swoją sprzedaż. Chyba, że dalej jest tak, że ten kto ma dużo postów, to on może :-)



#3279 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 01 marzec 2018 - 19:33

Janusz, musisz rozwiać te wątpliwości, bo znajomi już ręce zacierają, że na jerku coś się zmieniło (może tak, ale ja nie wiem), że normalnie na legalu, będzie można reklamować w dziale "lure" swoją sprzedaż. Chyba, że dalej jest tak, że ten kto ma dużo postów, to on może :-)

Chyba nie do końca wiem, w czym jest problem. Informacja o nadwyżkach trafiających na giełdę bywa raczej normalną praktyką na naszym forum, a jeślibyś zechciał wczytać się w to, co napisałem, to naprawdę myślałem, że jest to jednoznaczne.

 

 

(...). 
Zanim trafią do stałej oferty chcę uzyskać szeroką informację o ewentualnych wadach ukrytych. Gwarantuję nabywcom, że w przypadku wykrycia wad wymienię woblery na wykonane w tradycyjnej, drewnianej technologii. Zainteresowanych zapraszam na giełdę: (...)

Jeśli uważasz, że jest to reklamowanie swojej sprzedaży, to hm, szukam odpowiedniego słowa... Wydaje mi się to uczciwą ofertą z obopólną korzyścią i ryzykiem wyłącznie po mojej stronie. Obniżka ceny plus opcja wymiany w zamian za informację, to - musisz przyznać - mieści się w zakresie koleżeńskiego forum. Nijak niczego niestosownego tutaj nie dostrzegam. Jeśli masz inne zdanie, chętnie się z nim zapoznam.

:)


  • rybson i ezehiel lubią to

#3280 OFFLINE   woblery z Bielska

woblery z Bielska

    Jak coś cię przerasta - dorośnij:)

  • Moderatorzy
  • 6867 postów
  • LokalizacjaBielsko
  • Imię:Janusz

Napisano 15 marzec 2018 - 11:55

Troszkę robaczywo, ale cóż - wiosna idzie  :P

post-52580-0-21859600-1521111232.jpg

 

Załączony plik  ,.jpg   101,75 KB   20 Ilość pobrań







Również z jednym lub większą ilością słów kluczowych: woblery